[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jaki szyld pani potrzebny? — podchwycił temat Tomek.— Widzicie, jestem mistrzynią krawiecką.Dostałam pokoik na parterze, a właściwiedawną stróżówkę.Okno wychodzi na ulicę.Chcę w nim wystawić szyld.A taka piękna ramazwróci uwagę każdego.— Co tam ma być napisane na tym szyldzie?— Krawiectwo Damskie.Dawniej firma „Parisette”.A może w ogóle tylko „Parisette”?— A może tak — zaproponował Tomek — Krawiectwo Damskie „Parisette”.Modyparyskie.— Kawaler, widzę, ma głowę handlową — powiedziała z uznaniem kobieta.— „Modyparyskie”.Jak to pięknie brzmi.I przekonywająco.Poradźcie mi tylko, gdzie znaleźć takiego,co namaluje mi te litery?— Na czym to ma być namalowane?— Na papierze.Albo na kartonie.A najlepiej to na brystolu.Włożę w te ramy za szkło,będzie pięknie.Tylko tak trudno znaleźć kogoś, kto za niewielkie pieniądze namaluje litery.— Szczęśliwie pani trafiła — powiedział z godnością Tomek — mogę się tego podjąć.Znam się na tych sprawach, zajmuję się sztuką.— Ile będzie kosztować?— To wymaga sporo czasu — zastanawiał się głośno Tomek — praca odpowiedzialna,artystyczna… Dwieście złotych, nikt pani taniej nie zrobi.Wojtek z wrażenia oparł się o furkę, na którą wgramoliło się w tym czasie czterechpasażerów.— Panowie, chcecie jechać, siadajcie — zarządził „łebkarz” — więcej pasażerów niebiorę.Wskoczyli na furkę.Tomek usadowił się obok mistrzyni, Wojtek usiadł z tyłu za nimi,pełen zdumienia i zadumy nad przedsiębiorczością Tomka.Jak to powiedziała ta mistrzyni, żeon ma „handlową głowę”? Wojtek parsknął śmiechem.Tomek tymczasem podczas powolnego truchcika konia wyłuskał z ram Wilusia, miałochotę spuścić go do Wisły, ale względy handlowe przemogły.Taki brak szacunku dla obrazuobniżyłby w oczach mistrzyni wartość świeżo nabytych ram.Położył więc Wilusia na skrajuławki i usiadł na nim.Potem doprowadził do szczęśliwego zakończenia sprawę namalowaniaszyldu, schował pieniądze za ramy i zaliczkę, zapisał adres mistrzyni i obiecał dostarczyćgotowe dzieło za dwa dni.Wysiedli na placu Zamkowym.Tomek szarmancko pomógł mistrzyni zejść z furki,pocałował ją w rękę na pożegnanie i powiedział do Wojtka:— Zafunduję dziś dla chłopaków po jednym bajgelu.Tu niedaleko stara babcia sprzeda-je zawsze przed wieczorem świeże, jeszcze gorące.— I dodał tonem przechwałki:— Tę głowę do interesów to się ma, co?’— I na Rembrandtach znasz się niewąsko — dodał złośliwie Wojtek.— Więksi spece ode mnie też się nieraz mylili — wzruszył ramionami Tomek.— Czemuś od tej kobiety zdarł aż tyle pieniędzy? Zapłaciłeś pięćdziesiąt złotych, awziąłeś sto.— A koszty handlowe to pies? Stary za ocenę szarpnął dwadzieścia pięć, nasz przejazd— czterdzieści.Z tego wynika, że jeszcze jest strata.No nic, odbije się na malowaniu.— Przecie nie umiesz malować ani nie masz farb.— Chochlik ma akwarele, za wypożyczenie kupię mu karmelków.— Kto ci wypisze litery?— Ja sam.Poliniuję brystol, zrobię drukowane duże litery, podcieniuję farbami.Wszystko z linijką w ręku, aby wyszło równo.Zgodziła się na cenę, a dwieście złociszówpiechotą nie chodzi.— Furkami jeździ — odparł Wojtek.— Dziś do Kisiela nie pójdę, zmęczyłem się, awracać byłoby za późno.W Hadesie było gwarno.Widok Tomka objuczonego obwarzankami wywołał entu-zjazm.Nikt nie zwrócił uwagi na czarną deskę, którą niósł Wojtek i wsadził prędko pod łóżkoTomka.Sokrates gotował fasolę.Drewnianą łyżką łowił ziarnka z sagana i rozgryzał, ale fasolaciągle była twarda i nic nie zapowiadało, że prędko zmięknie.Toteż każdy z radością wyciąg-nął rękę po „bajgela”.Tomek nie chciał się zdradzić, z jakiej przyczyny sprawił taką miłąchrupiącą niespodziankę.Tomek, jako że lubił natychmiast realizować swoje zamierzenia, wyszperał kawałekdość czystego brystolu wśród swoich licznych zbiorów wszelkich kartonów i teczek z papie-rami.— Jak myślisz, dobry będzie? — zwrócił się o radę do Wojtka.— Trochę zanadto zniszczony.I ma kilka żółtych plam.— To głupstwo.Część brudnych miejsc pokryją litery, które przecie będą kolorowe, aresztę… — wiesz, namaluję jakieś kwiatki, to będzie jeszcze ładniej.— Tomek, co ty robisz? — Do Tomka, biedzącego się nad właściwym rozmieszcze-niem napisu, podeszli Skierka i Chochlik.— Szyld.— Szyld? — zdziwił się Skierka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]