[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Isabell westchnęła ciężko.Poczuła ssanie w żołądku.Dopadł ją głód.Powoliruszyła do kuchni w nadziei, że oprócz dzbanków z krwią znajdzie coś normalnego,co można przegryzć.I tu doceniła starania wampirów, by zapewnić jej odpowiedniepożywienie.Friza z uśmiechem zaproponowała pyszne pieczywo i wędlinęz pomidorkami i żółtym serem.Zaparzyła nawet herbatę z cytryną.Oczy Isabell ażbłysnęły radością, kiedy to zobaczyła. Ile masz lat Friza? spytała Isabell z czystej ciekawości, kiedy siadły sobieprzy stole kuchennym. Niewiele, oczywiście w porównaniu z naszym szefostwem.Dwieścieosiemdziesiąt pięć. O rany.I możesz chodzić za dnia? No wiesz, mogę przebywać w ciągu dnia dwie, trzy godziny, po południu, jakjest zachmurzone niebo i nie widać słońca.Jak robi mi się niedobrze, schodzę na dół.Tam mamy drugie mieszkanie, gdzie wszyscy przebywamy za dnia.Pokażę cipózniej, jak się tam wchodzi Friza uśmiechnęła się sympatycznie i Isabellpomyślała, że lubi tą cichą wampirzycę. Dzięki.No a.ten Romes, straszny gbur i trochę się go obawiam. Och, nie musisz! Friza roześmiała się serdecznie. Wiesz, kiedyś ugryzł gowilkołak i biedak jest chory.Tylko ludzie odbierają go jako potwora.Dla nas jestnormalny, tylko dziwnie pachnie. Tak? Nic nie czułam. zdziwiła się Isabell. Bo nie masz tak wyostrzonych zmysłów jak my.Romes bardzo cierpiz powodu tej swojej przypadłości, ale wierz mi, to naprawdę spokojny i uczciwychłopak.Nie musisz się go bać.Wiesz. ściszyła głos do niemal nierozpozna-walnego szeptu.Nachyliły się do siebie konspiracyjnie. Kobiety się go boją a on.no wiesz, lubi kobiety i już od kilku lat.wiesz, no i jest trochę rozdrażniony z tegopowodu, a woli ludzkie kobiety bo ładniej pachną. Och! Rozumiem.Biedak.Naprawdę mu współczuję. pożałowała RomesaIsabell.Ebookpoint.pl kopia dla: monibor@poczta.fm W tym momencie w salonie rozległo się wściekłe ujadanie stada rozszalałychpsów.Dziewczyny podskoczyły wystraszone.Isabell o mało nie rozlała herbaty.Następnie obie wybiegły z kuchni.W salonie na stoliku leżał telefon komórkowy, który błyskał czerwonymiświatełkami i to on właśnie wydawał owe niepokojące dzwięki.Wokół niegostłoczyły się wampiry i z niedowierzaniem wpatrywały w komórkę.Lazur zerknąłjednym okiem, po czym niechętnie zeskoczył z kolan. Co to za idiotyczny dzwonek! zawołał zdegustowany Lord. Przestraszyłemsię! To Dorman. O!.to rozumiem. No odbierz zaproponował Romes. Niech jeszcze poszczeka. Rozłączy się w końcu denerwowała się Dessa. Odbierz ponaglił Zenthel.Wściekłe ujadanie stada rozszalałych psów umilkło. No widzisz?! Trzeba było odebrać! zawołała Dessa. Spokojnie.Zadzwoni jeszcze raz burknął Frederic. Nie zadzwoni! Ujmie się honorem i nie zadzwoni! Dał ci znak, że ma Kesselai reszta go nie będzie obchodziła.Zadzwoń do niego, bo zabije chłopaka! Za jakieś pół godziny.Niech sobie nie myśli! syknął zły Ferdericmimowolnie wysuwając kły. Nie bądz taki uparty! Powiedziałem! Za pół godziny! klapnął na fotel i zasępił się na dobre łypiącdookoła złym spojrzeniem. Osioł szepnęła do siebie Dessa. Słyszałem!Westchnęłi wszyscy zrezygnowani.Usiedli, gdzie kto mógł, wpatrując sięmimowolnie w telefon.Czekali.Szaleńczo-histeryczny śmiech zrozpaczonego wariata odezwał się w kieszenispodni Dormana.Wszyscy w salonie zamarli zdumieni wpatrując się w szefa szerkootwartymi oczami.Ebookpoint.pl kopia dla: monibor@poczta.fm Wilkołak powolnym ruchem wyciągnął komórkę i przez jakiś czas napawał siędwonkiem ważąc telefon w dłoni. Idealny pochwalił się za właściwy wybór po czym przyłożył telefon doucha. Witaj, Frederic.Zapowiadała się bardzo poważna rozmowa.Oto ona:Frederic: Witaj Dorman.Jak tam twoja hodowla psów?Dorman: Dziekuję.A jak tam twoja nekropolia?Frederic: Też dobrze, chociaż do pełni szczęścia brakuje mi jednego.Dorman: Hm.niech zgadnę.Zrozumienia, na czym polega delektowanie sięsmakiem potraw?Frederic: Jeśli chodzi ci o ogryzanie surowego mięsa z kości, to za tym akurat nietęsknię, jak ty.Myślę raczej o moim towarzyszu, którego przetrzymujesz w swojejpsiarni.Dorman: Niedokładnie go zakopałeś w swojej nekropolii i uciekł?Frederic: Jest tu nowy i nie zna zwyczajów.Dobrze o tym wiesz.Na pewno ci topowiedział.Dorman: Acha! Chodzi ci nietoperza, którego znalezliśmy na naszym terenie!Przykro mi.Znasz zasady.Jeśli chcesz nietoperza, to idz do pierwszej lepszej jaskinii wybierz sobie jakiegoś.Pełno ich tam wisi, głową w dół, wbrew wszelkiemurozsądkowi.Frederic: Ten jest szczególny.Potrafi myśleć i mówić.Dorman: Ciekawy przypadek ewolucji.To jakiś mutant?Frederic: Oddaj go, to nie naślemy na ciebie policji z ramienia Towarzystwa Opiekinad Zwierzętami.Wyjedliście wszystkie koty w całej dzielnicy a teraz znęcacie sięnad małym nietoperzem.Za takie czyny idzie się do więzienia.Dorman: (roześmiał się i odruchowo oblizał) My za to nie wspomnimy policji otym, że to wy wybiliście do cna całą swoją konkurencję.Wykupiliście z apteki szpitali wszystkie pijawki lekarskie i teraz wykonujecie ich robotę bezczelniepodszywając się pod pielęgniarki.Frederic: (cmoknął i przejechał językiem po wysuniętym kle) Po co wam nasztowarzysz?Dorman: To chyba oczywiste.Jesteście w posiadaniu laptopa z danymi na nasztemat.Chcemy je odzyskać.Proste! A! I żeby nie było niedomówień.ChcemyWSZYSTKIE dane, a więc i o was.Tak będzie sprawiedliwie.Nie sądzisz?Ebookpoint.pl kopia dla: monibor@poczta.fmFrederic: A jaką mamy gwarancję, że pewnego razu nie wykorzystacie tychinformacji przeciwko nam?Dorman: Frederic, drogi przyjacielu! To samo pytanie mogę zadać tobie.Frederic: A co z danymi w bazie policyjnej? O ile wiem od moich szpiegów, maszw psiarni informatyka, który ma różne dziwne kontakty, więc zapewne macie jużjakiegoś dobrego hakera.Dorman: (zaklął pod nosem.) Cóż, istotnie.Mogę cię z przyjemnościąpoinformować, że właśnie jedzie do nas bardzo, ale to bardzo uzdolnionyinformatyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]