[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była bosa.Miała delikatne, smukłe stopy o zadbanychpaznokciach.Zauważył, z jak prowokującą lekkością kołyszą się jej piersipod bluzą.Było oczywiste, że nie włożyła stanika.Zapragnął ująć wdłonie te piersi, poczuć ich delikatną krągłość pod aksamitnymmateriałem.- Na pewno nie będzie ci za zimno? - zapytał głosem na tyle spokojnym,na jaki pozwoliły mu rozbudzone zmysły.Pokręciła głową.Objął ją iwyprowadził w noc oblaną księżycowym światłem.Zeszli w milczeniu po łagodnym zboczu, przeszli przez niski murek istanęli na piasku, niedaleko brzegu małej, półkolistej zatoczki.Falerozbijały się o skały, a potem już łagodnie rozlewały się na piasek.Oceanciągnący się od brzegu aż po horyzont lśnił i migotał w księżycowejpoświacie.Drew lubił spędzać czas na plaży, uważając to miejsce za magiczne, leczteraz wiedział, że ta sceneria nigdy już nie będzie kompletna, jeśli kołoniego nie będzie Arden.Dzięki niej nie-uchwytny urok tej chwili stawał się realny.W świetle księżyca ceraArden wydawała się bledsza, a włosy czarne jak heban.Usiadł na mocno ubitym piasku i pociągnął ją na dół, do siebie.Pozwolił,by umościła się wygodnie w jego ramionach.Sam nie wiedział, jak dotego doszło, że w tak krótkim czasie ta kobieta stała mu się tak bliska jakżadna inna, jak nieżyjąca żona.Kochał Ellie, a teraz pokochał Arden.Niemógł przecież przewidzieć, jak zareaguje na to, co chciał i musiał jejpowiedzieć.Poznał, co to lęk, gdy stanął twarzą w twarz z Gonzalesem, aprzecież wynik meczu tenisowego nie był dlań tak ważny, jak rezultatrozmowy, którą zamierzał teraz rozpocząć, i od przebiegu której zależałojego szczęście.- Kocham cię, Arden.No i proszę.Zdobył się na wyznanie.Jasno i wyraznie, bez niedomówień,bez owijania w bawełnę.Jej włosy musnęły mu twarz, gdy odwróciła głowę.- Co powiedziałeś?- Kocham cię.Spojrzał na ocean i poczuł z nim mistyczną więz.Podobnie jak on,sprawiał wrażenie spokojnego, choć w jego głębinach wartko toczyło siężycie.- Nigdy nie przypuszczałem, że powiem to jeszcze jakiejś kobiecie.Bardzo kochałem Ellie.Myślałem, że już nigdy się tak nie zakocham.Irzeczywiście.Ciebie kocham bardziej.Arden zesztywniała.Poczuła bolesny ucisk w piersi.- Masz mnie w swoim domu.Nie musisz tego mówić.Przesunął palcamipo jej policzku, uśmiechając się łagodnie.- Nie opowiadaj takich rzeczy i nie rozwścieczaj mnie na nowo.- Lekkodotknął wargami jej skroni.- Mówię tylko prawdę, bez żadnych ukrytychintencji.Dałem ci aż nadto powodów, byś mi nie ufała.Zachowywałem się karygodnie.Ale czy niewidzisz, Arden, że działałem tylko w obronie własnej? Czułem się winny,bo zdawałem sobie sprawę, że zaczynam cię kochać mocniej niż Ellie.Nie mogłem sobie z tym poradzić.Dziś, kiedy pomyślałem, że zostawiłaśmnie na zawsze, omal nie postradałem zmysłów.- Ale podczas meczu.- Nie wtedy, pózniej, po meczu, gdy nigdzie nie można było cię znalezć.-Roześmiał się.- Tak naprawdę, to w czasie meczu.Ciągle byłem zły zpowodu porannej sceny.Szczerze mówiąc, nie wiem, czy walczyłbym nakorcie z taką energią, gdybyś mnie zupełnie nie wyprowadziła zrównowagi.Zmieszana, spuściła głowę.- Rozegrałaś to tak, jak należy.Nie rozczulałaś się nade mną.Nieusiłowałaś mnie namówić do udziału w meczu ani od tego odwieść.Rozumiałaś, że to ja powinienem podjąć decyzję, choć wiedziałaś, że niemam wyboru i muszę grać.- Zgadza się.Wiedziałam, że musisz grać.Wiedziałam też, że chcesz.Alenie mogłam ci niczego powiedzieć, niczego radzić.Sam musiałeś do tegodojść.- I właśnie w tym cała rzecz, Arden.Nie powiedziałaś mi tego, copragnąłem usłyszeć, a tak zawsze robiła Ellie.- Drew, proszę, przestań.- Chcę, żebyś wiedziała.- Ale nie muszę wiedzieć.- Owszem, musisz.Między nami nie powinno być żadnych niedomówień,niejasności.Powinniśmy, zachowując tych, których kochaliśmy wpamięci i sercu, odciąć się od przeszłości.Ellie popierała wszystko, corobiłem czy mówiłem, nawet jeśli wiedziała, że nie mam racji.Nieprzychodziła na moje mecze, bobała się, że mogę przegrać, a nie mogła znieść widoku mojej porażki.Arden spojrzała na niego ze zdumieniem.- Dziwne, co? - powiedział Drew.widząc jej pełną niedowierzania minę.-Gdy ze mną podróżowała, trzymała się z dala od kortów.I nie potrafiłabyć obiektywna, kiedy przegrywałem.Gdyby żyła, wynalazłabymnóstwo wymówek, usprawiedliwień i współczułaby mi z powoduprzegranej.Chyba nie zrozumiałaby, że to było moje osobistezwycięstwo.Ty zrozumiałaś.Objął Arden mocniej i mówił dalej:- Ellie mogła dzielić ze mną zwycięstwo, a nie potrafiłaby udzwignąćporażki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]