[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod hotelem L'Avenir" stojągłębokie kałuże.Biały napis na błękitnym tle z dalekazapowiada ciepłą i suchą przystań. - Jesteśmy - mówi Achim zaciągając hamulec.- I bardzo dobrze - mruczy rozespana Lilka.Burza złapałaich dwadzieścia kilometrów przed Paryżem.I nie puściła ażdotąd.- Gdzie jesteśmy?- W sercu Dzielnicy Aacińskiej.Ta czarna bryła to kościółz jedenastego stulecia.Stąd, z opactwa Saint Germainwywodzi się Gall Anonim.- Chcę spać - Liliana gramoli się szukając torby.- Jutromi opowiesz.Co oznacza nazwa hotelu?- Przyszłość" - Kret wyciąga walizki i torebkę zniedużego bagażnika.- To dobrze, że mamy jakąś przyszłość - Lilka otwieradrzwi.Za charakterystycznym kontuarem tkwi gruba jejmośćw zakręconych lokówkach.- Pan i pani Glanz - mówi Achim wyciągając zwewnętrznej kieszeni marynarki dwa niemieckie paszporty,których Lilka nigdy przedtem nie widziała na oczy.- Mam tuzamówiony apartament.Tłuste oblicze rozpromienia się.Książka meldunkowaląduje przed nosem Achima.- Wpisz się, kochanie - mówi czule po niemiecku.- Iniczemu się nie dziw.Jesteśmy świeżo poślubionymmałżeństwem.Jeszcze się, biedulko, nie przyzwyczaiłaś donowego nazwiska.- Mogłeś mnie uprzedzić - syczy biorąc długopisprzyczepiony do lady niezbyt długim łańcuszkiem.- To siępisze przez z" czy c"?- Nie chciałem cię budzić.Przez z", cherie.Przespałaścałą burzę.- Zawsze przesypiam burze - Lilka z niepokojem patrzyna ich znikające w szufladzie paszporty.- Nawet nie wiem,jak mam na imię.Ani ten mój mąż!Pokój jest duży i potwornie duszny.Widać okna nie byłyotwierane co najmniej od trzech dni.Kret podciąga żaluzje iwalczy chwilę z mosiężnym zamkiem.Wreszcie chłód wpadawydymając firankę.Nie jest specjalnie dobrze dobrana dotapet, ale czysta.- Co to za mistyfikacja! - wybucha Liliana, gdy jużwalizki zostały wniesione i ustawione na stelażu.- Wybacz - Achim ma minę uczniaka, który spłatał figlaprofesorowi i boi się skutków.- W ostatniej chwili takpostanowiono.- To znaczy kto? - Lilka potrząsa własnym, polskimpaszportem, którym posługiwała się przez wszystkie lata.- Wiesz przecież, że nie jesteśmy tu na wakacjach.Wybrałem ci ładne imię: Kinga.- A ty? - Lilce chce się śmiać.Cały gniew zniknął.Takłatwo zapomnieć, jak żyła bez Achima.Gastarbeiterka zPolski.Obywatelka czwartej kategorii, po Turkach,Jugosłowianach i Hindusach.- Ja? Wolfgang.Jak Amadeusz Mozart.Odpowiada?Wzrusza ramionami.- Od jutra mogę być panią Glanz.Choć wolałabym: FrauMozart.Ale teraz prysznic, bulka z szynką, szklanka gorącegomleka i jogurt z czereśniami.Idę do łazienki.Jak wrócę,wszystko to ma stać na stole.Aha, mleko bez kożucha!Kret otworzył usta i długo nie mógł ich zamknąć.- Skąd ja jej, zum Teufel, wezmę teraz jogurt zczereśniami?***- Witaj.Co słychać w Niemczech?Achim Schroder uśmiecha się.Siedzą w mieszkaniu przyrue du Renard, a stara pani parzy w kuchni herbatę. - W Dusseldorfie odkopano w zeszłym tygodniuprezerwatywę z pierwszej połowy siedemnastego wieku! Jestzrobiona z rybiego pęcherza.- Bredzisz! - Jean Paul wybucha śmiechem.- Jak Boga kocham! - Kret wali się pięścią w pierś.- Całykraj tym się zachwyca.Twierdzą, że mamy najwspanialszycharcheologów na świecie.A inni, że najgłupszych.- Niemiecka megalomania - krzywi się Troy.- Raczej niewdzięczność - prostuje Jean Paul.Kretrozkłada ręce.- Niewdzięczność wobec swoich wielkich jestprzywilejem silnych narodów.- Sam to wymyśliłeś? - Troy odbiera filiżankę z rąkmadame.- Nie.Plutarch.Jean Paul podchodzi do brzęczącego telefonu.Chwilęsłucha w milczeniu, potem odkłada słuchawkę.- Załatwili go.Cholera, nie spodziewałem się, że tozrobią!- Kogo? - Troy parzy się wrzątkiem.- Lafarda.Znaleziono go w celi martwego.Dostał kawę zmigdałowym zapachem.- Cyjanek?Jean Paul skinął głową.Kret pił herbatę małymi łykami.- Mają długie łapy, Korsykanie.%7łeby załatwić świadka wceli, w gmachu policji?- Skąd o tym wiesz? No, że był na policji, a nie wwięzieniu? Achim wzruszył ramionami.- Nasz wywiad nie jest gorszy od waszego.A ja siedzę wtym po uszy.I pilotuję mecenasa Knopfa.To Niemiec, Troy.Należy do mnie.Jean Paul podniósł dłoń. - Przestańcie, do cholery! Najgorsze, że nikt już znieboszczyka nie wyciśnie ani słowa.Jestem pewien, żewiedział, jak zostaną przekazane materiały.Co teraz?- Trzeba mu wyprawić pogrzeb - wymruczał Achim.-Normalny pogrzeb, na który przyjdą koledzy zmarłego.Jakgdyby nigdy nic.To powinno poruszyć paru panów z Korsyki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]