[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Doszliśmy do niej, ponieważ prowadziliśmy dochodzenienajzupełniej prawidłowo.Okoliczności zbrodni wyrazniewskazują, że jej przyczyną nie był rabunek, a zemsta lub jakieśinne porachunki osobiste.Dlaczego morderca zabrał przy tymbransoletkę? Nie wiem.Dzisiaj jestem skłonny przypuszczać,że chodziło mu o to, żeby zagmatwać śledztwo. Dałeś się na to złapać.Całą energię skoncentrowaliście naposzukiwaniu złotego węża. Dopiero wtedy, pułkowniku, kiedy inne ślady zawiodły bronił się major. Nie sugerowałem się bransoletką,przyznaję, nie pasowała mi ona do tych ludzi, którychpodejrzewaliśmy o popełnienie zbrodni.Ale przeciwkożadnemu nie zgromadziliśmy dostatecznej ilości takpoważnych zarzutów, aby można było uzyskać sankcjęprokuratora na areszt, a tym bardziej dla aktu oskarżenia.Kiedy zawiodły inne środki, zacząłem szukać bransoletki,wiedząc, że prędzej czy pózniej ten klejnot musi wyjść zukrycia. Cóż nam z tego? Mamy bransoletkę, a nie mamymordercy. To racja smętnie przyznał major. Zgadzam się z tobą, że pomysł z bransoletką był zręcznympociągnięciem przestępcy.W połączeniu z pozostawieniem wtorebce dużej sumy pieniędzy, ten klejnot nabrał cechdemonicznych.O to zabójcy chodziło.Pózniej prawdopodobniecisnął złoto gdzieś w śnieg.Może nawet w pobliżu miejscazbrodni lub gdziekolwiek indziej, w Podleśnej Górze albo wWarszawie.Kiedy śniegi stopniały, jakiś facet znalazłbransoletkę.Albo nie poznał się na jej prawdziwej wartości,albo obawiał się, że cenna zguba zarejestrowana została wkomisach i sklepach jubilerskich.Z tego, co zeznałaNiedzielska, wynika, że był to młody człowiek nie stroniący odalkoholu.Może jeden z tych urodzonych w niedzielę , którychpełno w podwarszawskich miejscowościach.Nie brakuje ichzarówno w Podleśnej Górze, jak i w Rzęsowie.Sprzedawałbransoletkę na Dworcu Głównym, a nie na Kruczej czy naTargowej.To znowu wyraznie wskazuje na osobę, któradojeżdża do stolicy i niezbyt dobrze orientuje się w zwy-czajach panujących w nielegalnym handlu walutami i złotem.To na pewno nie żaden cinkciarz. Cinkciarz poznałby się na wartości klejnotu i niesprzedawał go za tysiąc dwieście złotych. Przypuszczam stwierdził pułkownik że naszerozważania są słuszne, ale nie posuną nas ani na krok w stronęcelu.Trzeba ponownie rozejrzeć się w życiu KrystynyCieślikowskiej.Czy tylko tych czterech mężczyzn i ten piąty,mały kombinator, Bogdan Wietrzyk, odegrało rolę w karierzepięknej kobiety? Mogli być tam jeszcze inni.Zarówno cizakochani, jak i tacy, z którymi kierowniczkę komisu łączyłyjakieś podejrzane sprawy.Nie wiem jakie.Może szantaż? Onadużo wiedziała W swojej żądzy zdobycia pieniędzy i stanowiskaspołecznego mogła posunąć się i do szantażu.A wiadomo,śmierć każdemu najlepiej zamyka usta. Nie jestem w stanie dowiedzieć się czegoś więcej.%7łycieKrystyny Cieślikowskiej nie ma dla mnie żadnych większychtajemnic. Tylko jej śmierć ironicznie zauważył pułkownik. Tak.Tylko ta tragedia w lesie. A może ten Anglik, jak mu tam?. John Bobesson. Może Bobesson wynajął kogoś, aby sprzątnął Krystynę? Rozważaliśmy i tę możliwość.Pomijam już małeprawdopodobieństwo wynajęcia w naszym kraju płatnegomordercy.Wprawdzie przy pieniądzach tego pana teoretyczniebyłoby to do zrealizowania, ale ryzyko, na jakie naraziłby sięBobesson, nieproporcjonalne do zysku.Znał przecież swojąkochankę.Oboje byli ludzmi tego samego pokroju.Wierzyli wewszechmoc pieniądza.Anglik doskonale rozumiał, że w grze,prowadzonej przez Krystynę, chodzi jej o odpowiednią stawkę.W każdej fazie sprawy mógł jej zatkać usta tymi pieniędzmi.Tobyło pewniejsze i myślę, że nawet i tańsze niż wynajmowanieczłowieka do mokrej roboty.Ten dopiero miałby sposobnośćdo odpowiedniego szantażowania Bobessona! Przemysłowiecdobrze o tym wiedział.Gdyby było tak, jak pułkownik sugeruje,Anglik zapewniłby sobie niczym nie podważone alibi.Naprzykład, w tym samym czasie siedziałby w jakimśwarszawskim lokalu w towarzystwie wyższych urzędnikówhandlu zagranicznego.Zwabiłby Cieślikowską do PodleśnejGóry, a sam przebywałby zupełnie gdzie indziej.Nie.On tegonie zrobił i nie wiedział o zamiarze jej wyjazdu do Anglii.Byłprzekonany, że tymi dwudziestoma tysiącami likwiduje sprawęostatecznie.A poza tym ten płatny morderca na pewnouzupełniłby swoje honorarium pieniędzmi znajdującymi się wtorebce swojej ofiary.Trudno przypuszczać, aby etykazawodowa mordercy zabraniała mu zaokrąglić w ten sposóbswoje dochody. A więc znowu wracamy do zasadniczej kwestii: dlaczegoprzestępca zabrał bransoletkę, a zostawił dwadzieścianowiutkich banknotów po tysiąc złotych każdy? Muszę stale do tego wracać.Kiedy to rozwiążę, podamzbrodniarza jak kotlet na patelni.Ale jeśli pułkownik uważa, żezawaliłem sprawę, trudno, przekażę ją komu innemu. No, no, stary.Bez dąsów.W razie czego obaj razembędziemy pili to gorzkie piwo.Chociaż, przyznaję, wolałbymkotlet na patelni. Będziesz go miał major zapewnił pułkownika bezwewnętrznego przekonania.Ta rozmowa zdopingowała jednak majora Kaczanowskiego.Może rzeczywiście w którejś tam fazie dochodzenia popełniłbłąd? Może nie zwrócił uwagi na jakiś szczegół zeznań zarównotych, których uważał za potencjalnych kandydatów na zabójcę,jak i innych świadków, mających rzucić światło na sylwetkęurodziwej kierowniczki komisu?Dlatego oficer milicji nie tylko sam zabrał się do ponownegostudiowania materiałów dochodzenia, a urosły one już do kilkupękatych teczek, lecz zagonił do tej roboty swojego najbliższegopomocnika, czyli podporucznika Józefa Tomaszewskiego.Ale im dalej major Kaczanowski wgłębiał się w protokołyzeznań świadków, tym bardziej dochodził do wniosku, że niepopełnił żadnego błędu.Nie przegapił żadnego najmniejszegonawet słówka, jakie mogło się wymknąć z ust wszystkichprzesłuchiwanych.W czasie dochodzenia poznał dokładniemechanizmy działania sklepów komisowych.Jak widzoglądający w kinie film z życia pięknej kobiety, tak i oficermilicji przyglądał się wzlotom i upadkowi tej, która zaczynającswoją wielką grę, miała tylko dwa atuty: urodę i chęć wybiciasię za wszelką cenę ponad swoje środowisko.Jak blisko celubyła ta kobieta? Major poznał wszystkie jej wady, wszystkiepopełnione podłości.Czasami nawet żałował tej postaci leżącejw kosztownym futrze na śniegu z wyciągniętą w górę ręką, jakgdyby w ostatnim przekleństwie rzuconym albo na głowęmordercy, albo na tych mężczyzn, którzy służyli jej jakoszczebel w karierze, a jednocześnie przecież doprowadzili dotego, czym w końcu została. Panie majorze zauważył podporucznik. Mam tu spisrzeczy znalezionych przy zamordowanej.Pozwoli pan, że goprzeczytam? Proszę bez entuzjazmu odparł major. Torba skórzana, czarna czytał młody oficer otwarta.W torbie chusteczka do nosa ze śladami pomadki do ust".Lusterko, puderniczka, dwie kredki do ust, komplecik dorobienia oczu, agrafka, przyrząd ze sztucznej masy z igłami inićmi, kalendarzyk z zapiskami i telefonami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]