[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chryste, mam nadzieję, że dzieci są w domu.Po półtorej godzinie zaczęło się przejaśniać, ale samolot wciąż kołysał się w tył i w przód.Cassiespojrzała przez okno i ze zdziwieniem zobaczyła, że Land Rover się nie przewrócił.- Spójrzcie tylko na ten piach - powiedział Sam, kiedy burza ucichła.Samolot otaczały piaszczyste wydmy.- Wrócę, żeby wam pomóc, ale najpierw muszę sprawdzić, czy Laurze i dzieciom nic się nie stało -oznajmił Fred.- Jasne - zgodził się Sam i poklepał go po ramieniu.Otworzył drzwi i już miał zeskoczyć na ziemię, alenagle się roześmiał.- Zobaczcie, piaskowa zjeżdżalnia.Możemy się po niej stoczyć.Natychmiast tozrobił, śmiejąc się i podskakując jak dziecko.- Fred, kiedy będziesz wracał, zabierz ze sobą kilkaszufli, dobrze?Fred pomógł Cassie wyjść z samolotu.- Chodz ze mną - zaproponował.- Możesz przecież zaczekać w domu, aż odkopiemy samolot i LandRovera.Laurze nic się nie stało.Na widok męża i Cassie brnących przez piach, wybuchnęła płaczem ulgi.- Dzięki Bogu - zawołała.- Bałam się, że porwał was wiatr.Chrzęszczący pył pokrywał wszystko - krzesła, dywaniki, kuchenkę, lodówkę, kominek, parapety,obrazki na ścianach, nawet pościel.Dwie godziny pózniej, kiedy mężczyzni odkopali pojazdy i oczyścili pas, Sam połączył się z Horriem.- Wracajcie do Burnham Downs - polecił radiotelegrafista.- Podczas burzy zdarzył się tam wypadek.U nas nie było żadnego wiatru.Tuż przed zmrokiem dotarli do Burnham Downs, gdzie brygadzista złamał lewą nogę i rękę, kiedywichura rzuciła go o drzewo.Przyniesiono go do domu, chociaż musiał krzyczeć z bólu.Leżał teraz zposzarzałą twarzą na podłodze w salonie.Ręka i ramię sterczały pod tak nienaturalnym kątem, żetrudno było na to patrzeć.Cassie przyklękła przy rannym i zbadała mu tętno.- Masz czucie w palcach? - zapytała.Homer, brygadzista, skinął głową.W oczach miał dojmujący ból.- To będzie bolało, ale muszę nastawić ramię.- Z tymi słowami pociągnęła go gwałtownie za rękę, także ramię się wyprostowało.Homer zawył, ale zaraz ucichł.- Przepraszam - powiedziała łagodnie.-Teraz muszę zrobić to samo z nogą, ale tym razem nie pójdzie nam tak szybko.- Podniosła wzrok naSama.- %7łe też wcześniej o tym nie pomyślałam.Podaj mi torbę.- Wyjęła z niej buteleczkęprzezroczystego płynu i strzykawkę.- Włóż ją na pięć minut do wrzącej wody - poleciła DanowiElliotowi.Spojrzała na Homera.- Za chwilę nie będziesz czuł żadnego bólu - obiecała.Chłodną rękąpogładziła go po czole.Potem, kiedy Homer jeszcze nie odzyskał przytomności, a ona już nastawiła mu nogę, Dan znalazłkilka deszczułek i razem z Samem przycięli je według wskazówek Cassie.- Posłużą nam za tymczasowe łubki.- Umieściła je po obu stronach ramienia i przywiązała bandażem.To samo zrobiła z nogą.- Wygląda jak kanapka - stwierdził Dan, nie mogąc stłumić uśmiechu.Weszła Nancy i oznajmiła, że kolacja gotowa.Zaproponowała im nocleg.Nie mieli wyboru.Jak nie urok, to przemarsz wojska - powiedział Horrie następnego ranka, kiedy Sam się z nimpołączył.- Co się stało?- W okolicach Oodnadatty zaginął samolot.Potrzebna każda pomoc.- Mój Boże, to daleko.- Nie mamy żadnych pilnych wezwań.Proszą, żeby wszystkie samoloty w promieniu ośmiusetkilometrów przyłączyły się do poszukiwań.Pamiętasz wypadek koło Kooka-burry? Samolotyprzyleciały z całego kraju.- To było prawie dwadzieścia lat temu, a do dzisiaj nie odnaleziono wraku.- Wiem.Ale przynajmniej można powiedzieć, że zrobiono wszystko, co było możliwe.- Dobrze.Na jakiej częstotliwości mamy czekać na polecenia?Horrie podał mu dane.Kiedy Sam wytłumaczył Cassie, co ich dzisiaj czeka, przede wszystkim pomyślała o Homerze.- Możesz podać mu środek znieczulający - powiedział Sam.- W szpitalu i tak tylko położyliby go dołóżka, prawda? Złożyłaś mu nogę i rękę jak należało.- Jeśli nic więcej nie trzeba robić, to może lepiej zostawcie go tutaj i lećcie do Oodnadatty sami.Ja sięnim zajmę - zaproponowała Nancy.- Byłabym spokojniejsza, gdybym odwiozła go do szpitala i upewniła się, że nie ma żadnychkomplikacji.- Lecicie na południe.Zostawcie go tutaj i wstąpcie po niego w drodze powrotnej.I tak będzieciemusieli zatankować.Możecie to zrobić tutaj.Cassie i Sam spojrzeli po sobie.Cassie skinęła głową.- Dobrze - zgodził się pilot.- Dzięki, Nancy.Kiedy dotarli w okolice Oodnadatty, dostali instrukcje przez radio.- Dostaniecie wyznaczony kwadrat.Co pięćdziesiąt kilometrów będziecie nawracać i badać kolejnyfragment terenu, szerokości mniej więcej trzech czwartych kilometra.Czy na pokładzie jestobserwator z lornetką?Sam wręczył Cassie lornetkę.- Wychodzą z założenia, że ta mała Cessna nie wylądowała w punkcie przeznaczenia, tylko zniosło jądalej do przodu - oznajmił z irytacją w głosie.- Przy przednim wietrze to niemożliwe.Jeśli już, tozniosło ją gdzieś na bok.Jednak przez dwie godziny postępował według polecenia.Potem połączył się z punktem dowodzenia.- Proszę o zezwolenie zwiększenia obszaru poszukiwań i patrolowanie pasa szerokości dwóchkilometrów.W ten sposób szybciej przeczeszemy teren.- Muszę zapytać dowódcy poszukiwań - odpowiedział radiotelegrafista.Po kilku minutach odezwałsię znowu.Jego głos biegł z odległości tysiąca kilometrów.- Nie ma zezwolenia.- Cholera - warknął Sam.- To, co teraz robimy, to strata czasu i paliwa.Przemierzali kolejne odcinki, zawracając co pięćdziesiąt kilometrów.Cassie wypatrywała rozbitkóww jaskrawych promieniach słońca.Widziała tylko brązową, niezmierzoną równinę, pooranąpęknięciami.Nie było na niej śladu życia, a już z pewnością żadnego samolotu,O piątej radiotelegrafista zawiadomił ich, że akcja jestodwołana.Znaleziono Cessnę trzysta dwadzieścia kilometrów na wschód od miejsca, któreprzeszukiwali Sam i Cassie.Pilot i pasażer byli zdrowi i cali, ale samolot rozbił się na kawałki.- Musimy zatankować.Nie mam w zbiornikach wystarczającej ilości paliwa, żeby dolecieć doBurnham Downs.Wylądujemy i przeleję paliwo z beczek.Wszędzie wokół było płasko, więc bez trudności mogli wylądować gdziekolwiek.Sam gładko usiadłna ubitej ziemi.- Może coś zjemy? - zaproponował.Nancy Elliot zapakowała im kanapki z wołowiną na zimno.- Kochana kobieta - powiedziała Cassie, wyjmując prowiant z papierowej torby.- Dała nam nawetsałatkę z ziemniaków i pikle.Sam przelał paliwo z dwustulitrowej beczki do zbiorników i przeciągnął się.Dobrze było znalezć sięwreszcie na świeżym powietrzu.Niebo na zachodzie stawało się fiołkowe a złote promienie otaczałyzachodzące słońce.- Nie możemy wylądować w Burnham Downs w ciemnościach - powiedziała Cassie.Sam skinął głową i ugryzł kęs kanapki.- Zawiadomię Horriego.Możemy albo lecieć na oświetlone lotnisko do Augusta Springs i jutro wrócićpo pacjenta, albo zostać tu na noc, zaoszczędzić benzynę i przespać się pod gwiazdami.Przez chwilę milczeli, jedząc kanapki.Na wschodniej części nieba, nad horyzontem, Cassie dostrzegłapierwszą gwiazdę.Czuła się spokojna i pogodzona ze światem.- No to jak? - rzucił Sam, patrząc na nią pytająco.- Jak chcesz.- A ty co wolisz?- Mnie wszystko jedno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]