[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zabijemy kogoś - powiedział - i ty przywrócisz go do życia.I przed podnieconą publicznością skinął na Maria, żeby wystąpił.Gdy Mario nie usłuchał, dwaj mężczyznidoskoczyli do niego i powalili go na ziemię.- Zabijcie go - rozkazał Madengej.Jeden z nich podniósł młot.Grace krzyknęła:- Stój! Ja to zrobię.-Ty?- Przecież to moje leki chcesz sprawdzić.To ja zesłałam na Gaczyku sen jak śmierć, a potem dałam jej znowu życie.Chcesz dowodu mojej mocy, Madengej?Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.Potem on kiwnął głową.Grace weszła do chaty po butelkę z eterem i maskę.Mario trząsł się ze strachu i łypał białkami.- Nie bój się - powiedziała po angielsku z uspokajającym uśmiechem.- Tylko zaśniesz, potem cię obudzę.- Boję się, memseeb dektari.Lucille próbowała go uspokoić.- Mario, pokładaj ufność w Bogu.Bóg ciebie nie opuści.- I na dodatkową pociechę wsunęła mu w ręce Biblię.W wiosce zaległa dziwna cisza.Grace uklękła przy głowie leżącego Maria, odkorkowała butelkę, położyła mumaskę na nosie i ustach i zaczęła powoli ją nasączać.Gdy wzbił się ostry zapach, wszyscy cofnęli się zalęknieni.Patrzyli, jak oczy Maria się zamykają, jak on cały wiotczeje i Biblia wypada mu z rąk.W końcu Grace, odsuwającsię, stwierdziła:- Zpi.Tak samo, jak spała Gaczyku.Madengej przyglądał się leżącemu.Wydał rozkaz, przyniesiono rozżarzone drewienko.Zanim Grace zdążyłazaprotestować, przytknął je do szyi Maria i przypalił skórę.Mario nawet nie drgnął.W tłumie zawrzało, Madengej kazał przynieść nóż.- Nie - powiedziała Grace.- Już nic nie rób.Masz dowód, jakiego chciałeś.On nie czuje bólu.Zpi mocniej niż wnocy.- Teraz go obudz - zażądał Madengej.Grace przygryzła wargę.Przy usypianiu ręka jej tak drżała, że mogła kapnąć kilka kropli ponad pożądaną miarę.- Dlaczego on się nie budzi?- Obudzi się na pewno.Mijały minuty.Mario leżał bez ruchu.- Nie widzę wracania do życia.- Ożyje.Grace pochyliła się nad Mariem, przyłożyła ucho do jegopiersi.Serce biło wolno i słabo.Zaaplikowała mu za dużo? Czy może na Afrykanów z jakiegoś powodu działająmniejsze dawki?Madengej kazał przynieść pochodnię.Oczera uśmiechała siętriumfalnie.- Zaczekaj - powiedział James.- To wymaga czasu.On musi przewędrować przez świat duchów, zanimwróci na ten świat.Madengej zastanowił się nad tym.Gdy przyniesiono jasno płonącą dużą pochodnię, wziął ją w prawą rękę i/trzymałw pogotowiu.Mario leżał nadal nieruchomo.James przyklęknął obok Grace.- Ocknie się? - zapytał szeptem po angielsku.- Nie wiem.Może ci ludzie są uczuleni na narkozę.- Obudz go, już! - wrzasnął Madengej.Grace poklepała uśpionego po policzku.- Mario! - powiedziała.- Patrzcie, jakie są leki białych! - zawołała Oczera.Publiczność poparła ją dudniąco.Z chaty doleciał płacz noworodka.Gdy Madengej odwrócił się w tamtą stronę, znachorka zawołała:- Sztuczka! To zły duch płacze, żeby cię zwabić w tsehę.Twoje dziecko nie żyje, synu!- Jego dziecko żyje!- A ten chłopiec u twoich nóg?Grace spojrzała na twarz Maria.Błagam, zbudz się, pomyślała.Otwórz oczy.Pokaż im naszą moc.James ujął chłopca za ramiona, potrząsnął nim.Oczy Marianadal były zamknięte.- Boże drogi - szepnęła Grace.- Co ja zrobiłam?- No, Mario.- James mocno trzepnął go w policzek.- Zbudz się! Czas drzemki minął!Z obrzydzeniem Madengej odwrócił się i podszedł do chaty, wysoko trzymając pochodnię.Grace zerwała się na równe nogi.- Nie! - wrzasnęła.- Twoja żona żyje! Wejdz tam, sam zobacz.- Kłamiesz.Twoje leki nie mają mocy.Przodkowie zesłali na nas tsehę.Grace zareagowała bezwiednie.Wyciągnęła rękę, uderzeniem odrzuciła pochodnię daleko od chaty.Madengejpatrzył na nią osłupiały.Kobieta uderzyła mężczyznę, naczelnika.- Memseeb dektari - dał się słyszeć słaby głos.Wszystkie oczy skierowały się na Maria.Głowa mu się przetaczała po ziemi z boku na bok.- Brawo, chłopcze - powiedział James, jeszcze nim lekko potrząsając.- Już obudz się.Pokaż tym ludziom, że niekłamiemy.Mario zatrzepotał powiekami, ześrodkował wzrok na Madenge-ju.Potem nagle poturlał się i zwymiotował w piach.- Widzisz?! - wykrzyknęła Grace.- Ja nie kłamałam.Moje leki są mocniejsze niż wasze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]