[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Byliśmy już raz w tejposiadłości oboje, jakiś czas przed ślubem, lecz i tak czułem sięodpowiedzialny za każdy krok mojej żony, tyle miałem jej do pokazania, tylemogliśmy razem zrobić.Neoma poczuła wilgoć pod powiekami.Markiz Rosyth ze swoją ukochaną wybierał się na konne przejażdżki taksamo jak z Neomą.Tamta również dosiadała jego doskonałych wierzchowcóww łagodnym blasku porannego słońca.- Dwa dni po przyjezdzie do Syth - podjął markiz beznamiętnym tonem -Lucille uciekła.- Wstał, jakby na stojąco łatwiej mu było wypowiadać tebolesne słowa.- Jak to?!- Zostawiła mi liścik - markiz Rosyth podszedł do okna.- Wyjaśniła, żeopuszcza mnie dla człowieka, którego kocha od dawna.Przy czym ponieważon jest ubogi, a ja bogaty, zabiera ze sobą to, na co zasłużyła, słuchającsentymentalnych bzdur, podczas gdy jej serce rwało się do innego.- Och.nie!- Zabrała oczywiście wszystko, co jej ofiarowałem, a także sporą częśćrodowych klejnotów, kilka miniatur z salonu, tabakiery zdobione brylantami -same cenne przedmioty.- To straszne.okrutne!- Nie potrafiłem uwierzyć własnym oczom.Zdawało mi się, że tkwię wkoszmarze sennym.Dopiero mój ojciec, który przyjechawszy z wizytądowiedział się o wszystkim kazał mi jechać za Lucille do Irlandii sprowadzić jąsiłą do domu.Zagryzł wargi, ale zaraz się opanował.- Wówczas właśnie zdałem sobie sprawę, że ojciec był o wiele lepiejzorientowany w sytuacji niż ja.Wreszcie dowiedziałem się od niego, że Lucillebyła zakochana w zubożałym irlandzkim szlachcicu, dalekim krewnym księcia.Człowiek ten ubiegał się ojej rękę, lecz podano mu czarną polewkę.- Ojciec pana wiedział.że ona kocha innego, kiedy układał waszemałżeństwo?- Oczywiście.Zarówno on, jak i książę - przyznał markiz Rosyth posępnie.-Właśnie książę objaśnił memu ojcu całą sytuację, a jednak obaj uważali takiemałżeństwo za możliwe!- Co za okrucieństwo! To było.haniebne!- A przy tym upokarzające.Oznajmiłem ojcu, że nie mam zamiaru ścigaćżony i nie życzę sobie jej nigdy więcej widzieć.- Jaka była jego odpowiedz?- Sam pojechał do Irlandii.Ciężko ranił earla w pojedynku, który jegozdaniem ja powinienem był stoczyć.Neoma wstrzymała oddech.- Przywiódł Lucille do pałacu i nakazał nam obojgu żyć jak mąż z żoną.Zapadła cisza.- Jak pan dał sobie z tym radę? - spytała wreszcie Neoma.- Nie musiałem nic robić.Lucille przy pierwszej okazji uciekła ponownie itym razem nawet się nie pofatygowała, żeby zostawić wiadomość.Znów umilkł na dłuższą chwilę.- Utonęła na Morzu Irlandzkim, w drodze do swojego kochanka.Tak sięspieszyła, że wynajęła stary, przegniły kuter rybacki, który wywrócił się wczasie sztormu.- Jak pan to zniósł?- Trudno jednym słowem określić moje uczucia w tamtym czasie - odparłmarkiz.- Byłem zgorzkniały, czułem się podle zdradzony, nikczemnieoszukany i okryty hańbą.Nienawidziłem każdego, kto był choćby wnajmniejszym stopniu uwikłany w tę żałosną farsę.Mój ojciec, miotanygniewem, zmęczony bezowocnym wysiłkiem, jaki włożył w sprowadzenieLucille z Irlandii, i rozdzierany wściekłością, przeżył ciężki atak serca.Wniecały rok pózniej nie było go już między żywymi.Markiz Rosyth niewidzącym wzrokiem patrzył w okno.- Wszystkie te zdarzenia - dodał po dłuższej chwili - wzbudziły we mniegorącą nienawiść do kobiety, która była moją żoną i którą pokochałemnamiętnym żarem pierwszego młodzieńczego uczucia - to prawda.Lecznauczyły mnie także nienawidzić własnego ojca i wszystkich jego ideałów.-Znów mówił ostrzejszym tonem.- Zarówno on, jak i książę byli zwolennikamiwygasającej tradycji, zgodnie z którą niebieska krew winna się mieszaćwyłącznie z krwią niebieską i nie liczy się nic poza ciągłością rodu.- Nietrudno zrozumieć.jak się pan czuł, markizie.- Opowiedziałem ci to wszystko - zakończył markiz Rosyth - ponieważchciałem, żebyś poznała odpowiedz na swoje pytanie, dlaczego od wielu latprowadzę tak nieobyczajne życie.Po tamtych wydarzeniach wstąpiłem do armii- ciągnął bezbarwnie - i pod wodzą Wellingtona trafiłem do Portugalii.Zakażdym razem kiedy zabijałem Francuza, wyobrażałem sobie, że zabijamcząstkę fałszywych ideałów, które upokorzyły mnie i zniszczyły mojemałżeństwo.Neoma podniosła oczy na markiza.Zaczynała już wszystko pojmować.- Po wojnie za każdym razem, kiedy jakiś głupiec przegrywał do mnieostatnie pieniądze albo na moich oczach pogrążał się w sromocie w moimdomu przy biesiadnym stole, czułem, że odpłacam całemu światu za mojecierpienia, za to, że zostałem oszukany i wyzyskany.Neoma rozumiała teraz, dlaczego odniosła wrażenie, że siedząc u szczytustołu i patrząc na hańbę i rozpustę gości wyglądał jak Kirke zmieniająca ludziw świnie.- Poprzysiągłem sobie, że nigdy się już nie zakocham.Nigdy więcej niezawierzę kobiecie.- Wykrzywił wargi w drwiącym uśmiechu.- Wybrałemtowarzystwo pań, które otwarcie i szczerze oferują swoje wdzięki za pieniądze.Przy nich zawsze wiadomo, na jakim gruncie się stoi i nigdy nie można zostaćzranionym.Neoma zobaczyła raz jeszcze, jak Vicky Vale - piękna, atrakcyjna kobieta zprowokująco przymkniętymi oczyma i karminowymi ustami - wprawnie kusimarkiza.Poczuła, że więcej już tego nie zniesie.Nie mogła dłużej słuchać, jak markizRosyth opowiada o podobnych Vicky kobietach.Co z tego, że wybrał ichtowarzystwo, przecież nie tamte, lecz ona, Neoma, go kocha! Gdyuprzytomniła sobie ogrom jego cierpień, odkryła, że wówczas był taki jakdzisiaj Peregrine - młody, wrażliwy mężczyzna, którego łatwo zranić.Uwikłany w kłopoty nie ze swojej winy, nie potrafił znalezć wyjścia z fatalnejsytuacji.Czuła, że musi go chronić i opiekować się nim, podobnie jak chciała dbać oswego brata.- Tak panu współczuję - powiedziała cicho - tak mi pana żal.- Nie chcę twojej litości - odparł markiz.- Chcę tylko, żebyś zrozumiała,dlaczego takim mnie poznałaś.- Teraz już rozumiem doskonale, lecz.to działo się dawno temu.Nie możepan zatracić się w wiecznej nienawiści do wszystkich ludzi na świecie.- Właśnie się o tym przekonałem.Sądziłem już, że nienawiść stała się mojątak nieodłączną cechą, że nic tego nie zmieni.A potem spotkałem ciebie.Ostatnie słowa wymówił czule i Neoma pomyślała, że chyba sięprzesłyszała.Podniosła na niego zdumione spojrzenie.- Przyjechałem tutaj - ciągnął markiz Rosyth - by ci zadać jedno prostepytanie i chcę na nie otrzymać szczerą odpowiedz.- Czego chce się pan dowiedzieć, markizie?- Wczoraj, kiedy cię pocałowałem, powiedziałaś, że mnie kochasz.Chcęwiedzieć, czy to prawda.Neoma straciła dech w piersi.Nie potrafiła wydobyć z siebie słowa, w żadensposób nie mogła odpowiedzieć.- Widziałem, jak się modliłaś - rzekł markiz.- To znaczy, że wierzysz wBoga.Chcę, żebyś odpowiedziała na moje pytanie tak szczerze, jakbyś stałaprzed Jego obliczem.Chcę usłyszeć prawdę.Całą prawdę i tylko prawdę.Wmoim życiu dosyć było fałszu.Nie zniosę go więcej.Neoma powstała z miejsca, jak posłuszna niememu rozkazowi.Błękitne,szeroko otwarte oczy zdawały się ogromne w jej drobnej twarzyczce.- Pański.pocałunek - zaczęła ledwie dosłyszalnie - był najcudowniejszymdoznaniem w całym moim życiu.Wtedy zrozumiałam.że pana kocham
[ Pobierz całość w formacie PDF ]