[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wie, jak to się wszystko odbywa, wie,że nigdy nie złapiemy tych dupków.Zciągnęłaby tu jeszcze więcej kamer telewi-zyjnych i dziennikarzy.Escort zastartował, po czym zadławił się i zamarł. W porządku powiedziałem. Przepraszam, że wezwałem cię w środkunocy na próżno. Nie szkodzi.I tak nie mogłem zasnąć.Przypomniałem sobie, jak sennie jego głos brzmiał przez telefon, ale nie sko-mentowałem tego.Wyjął łańcuszek od kluczy i zaczaj nim kręcić jak lassem.Spoj-rzał na swastykę i na rząd ciemnych domów. W cudownych czasach żyjemy, Alex.Narodowy Tydzień Braterstwa.To mi o czymś przypomniało. Jak poszło twoje spotkanie z panią Ferguson? Nic specjalnego.Zadzwoń do mnie jutro, to ci opowiem.A teraz idz i do-pełnij swojego obywatelskiego obowiązku. To znaczy? Dopilnuj, żeby nasza doktor Blond dotarła bezpiecznie do domu.Poklepał mnie po ramieniu i z trudem wsiadł do samochodu.Ledwie odjechał,silnik escorta zaskoczył.Linda kilkakrotnie nacisnęła pedał gazu.Podszedłem dorozbitego okna. Pojadę za tobą do domu, Lindo. Dzięki, ale nic mi nie będzie.To naprawdę nie jest konieczne. Po po-liczkach płynęły jej łzy, ale przybrała niezłomny wyraz twarzy niemal komicz-nie poważny.Dłoń oparta na kierownicy była mocno napięta i biała jak kreda.Dotknąłem jej.Znów kilka razy wdepnęła pedał gazu.Escort wydał odgłos jakchrząkający staruszek. Może być uszkodzona chłodnica powiedziałem. Coś, czego nie widaćna pierwszy rzut oka.Jeszcze tego brakuje, żebyś gdzieś utknęła.Spojrzała na mnie.Z fryzury wysunęło się wiele jasnych kosmyków.Rozma-zał jej się tusz do rzęs i powstały kreski jak na twarzy klowna.Dotknąłem jej policzka. Daj spokój, od czego ma się przyjaciół?Znowu spojrzała na mnie, zaczęła coś mówić, zamknęła oczy i przytaknęła.Pojechałem za nią na wschód bulwarem Sunset, potem na południe, mijającciemne markizy przed kinami, zaśmiecone Westwood Village, aż za Pico i ogrom-ny postmodernistyczny gmach Westside Pavilion.Niedaleko alei Overland, gdziew ubogich czasach studenckich zajmowałem zapuszczone mieszkanie.Escort jechał, pobrzękując bez tylnych świateł, tylko z jednym reflektoremz przodu zrzucając z siebie odłamki szkła i płatki farby.Swastyka przywodzi-115ła mi na myśl zniszczony samochód hitlerowskich oficjeli.Ale mimo żałosnegowyglądu wrak poruszał się dość szybko i musiałem się skupić, żeby nie zgubićLindy, gdy skręciła kilka razy w boczne ulice.Zatrzymała się przed kompleksemmieszkalnym na końcu ślepej uliczki.Budynek był pokracznym monolitem.Cztery kondygnacje brzoskwiniowego,chropowatego tynku, z żelaznymi barierkami balkonów w kolorze morskiej zie-leni i z podjazdem utrzymanym na tyle schludnie, żeby nie ściągał uwagi władzdzielnicowych.Skądś dobiegał cichy pomruk.Poprzez gałęzie zabiedzonego drze-wa pieprzowego autostrada do San Diego migała szaleńczo światłami.Stromy zjazd prowadził do podziemnego parkingu, odgrodzonego bramąw kolorze morskiej zieleni.Linda wsunęła kartę magnetyczną do szczeliny i bra-ma się otworzyła.Zostawiła kartę w automacie i wjechała do środka.Docisnąłemkartę, żeby brama się nie zamknęła, wyjąłem ją i pojechałem za Linda.Parkingbył na wpół opustoszały, zatrzymałem się więc obok escorta. Domu, słodki domu powiedziała, wysiadając.Włosy miała potargane,policzki zaróżowione.Dotknęła ich. Ach, te spaliny.Oto mój komentarz natemat jeżdżenia samochodem bez szyb. Odprowadzę cię do mieszkania. Skoro nalegasz zgodziła się bez irytacji.W małym korytarzu z błyszczącą, foliową tapetą we wzór przedstawiającysrebrne pędy bambusa stała tylko jedna wyściełana ławka i gaśnica przeciwpoża-rowa. Mieszkam na trzecim piętrze powiedziała i wcisnęła guzik.Winda by-ła wielkości szafy.Gdy drzwi się zamknęły, stanęliśmy blisko siebie.Dotykali-śmy się bokami.Czuliśmy swój oddech.Jej perfumy.Moją wodę po goleniu.Towszystko podkreślone gorzkim, hormonalnym zapachem stresu.Spojrzała na podłogę. Niezła randka, hmm? Przynajmniej nie możesz mi zarzucić, że było nudno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]