[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sarah zastanawiała się nad tą zagadką w drodze do swojego pokoju.U szczytu schodów dobiegłjej uszu odgłos zamykanych drzwi i nucenie.Odwróciła się i zobaczyła, że złotowłosa kuzynkaDaisy zmierza w jej kierunku.Przeciskając się obok niej, dziewczyna rzuciła Sarah ukradkowe spojrzenie.Sarah odprowadziłają wzrokiem.Być może, niechęć Daisy do kuzynki ma solidne podstawy, uznała.Rose sprawiawrażenie przebiegłej.Porzucając te myśli, Sarah ruszyła korytarzem do swojego pokoju.Znieg już nie padał, a dzieńbył pogodny i jasny.Doszła do wniosku, że ma dość tkwienia w gospodzie i wydobyła z szafypłaszcz.Kiedy narzucała go na ramiona, zawadziła o książkę, którą pożyczyła jej Dottie, istrąciła ją ze stolika na podłogę.Podnosząc książkę, zauważyła leżącą koło niej na podłodze złożoną kartkę i, sądząc, że to jejwłasna, przeczytała słowa napisane okrągłym, dziecinnym pismem: Cieszę się, że zrobiłaś to tejmałej gnidzie, Dottie.Należało mu się.Mam nadzieję, że wszystko skończy się dla ciebiedobrze.Eliza".Tak, to musiał być list, którego Dottie szukała poprzedniego dnia! Na pewno wypadł zza okładkiksiążki, gdzie go włożyła, a potem zapomniała, uznała Sarah i postanowiła odnieść kartkę.Zapukała i przez dłuższą chwilę bezskutecznie czekała na odpowiedz.Zastanawiała się, copowinna uczynić, gdyż ze środka dobiegały ciche jęki i skrzypienie łóżka, wiedziała więc, że wsypialni ktoś jest.Obawiając się, że Dottie zachorowała, nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi na tyle, by wsunąć dośrodka głowę.Natychmiast zaczerwieniła się po korzonki włosów, wpatrując się zniedowierzaniem w obraz, jaki miała przed swoimi niewinnymi oczami.Rozmawiała wielokrotnie ze swoją przyjaciółką Clarissa o tajemnicach małżeńskiego łoża,sekretach relacji pomiędzy mężczyznami a kobietami, których omawiania z młodszymii niedoświadczonymi koleżankami wszystkie mężatki starannie unikały.Teraz zakłopotana iosłupiała, wiedziała, co ma przed sobą jak na dłoni.Zanim Dottie i kapitan Carter mogli dosjrzec jej obecność, po cichu zamknęła na powrót drzwi,wsunęła list Dottie przez szparę i uciekła, zderzając się przy schodach z solidną, nieporuszonąprzeszkodą.Silne dłonie chwyciły ją za ramiona i unieruchomiły.Spojrzała w ciemnobrązoweoczy.-Można by pomyśleć, że goni panią diabeł.Spokojnie, dziecko! - Marcus dostrzegł kolor jejtwarzy i usłyszał urywany oddech.Uśmiech znikł.- Co się stało? Czego się pani przestraszyła?- Niczego, zupełnie niczego - odpowiedziała niezbyt przekonująco.- Właśnie wychodzęodetchnąć świeżym powietrzem.Oswobodziła ramiona i rzuciła się w dół po schodach.Zimne powietrze podziałało odświeżająco.Po długotrwałym uwięzieniu w gospodzie odczułaprawdziwą ulgę.Słońce zapowiadało rychłą odwilż, choć żaden pojazd nie przejechał jeszczedrogą.Nieskazitelna powierzchnia śniegu mieniła się krystalicznymi błyskami.Nagły powiew północnego wiatru rozkołysał kolorowy szyld gospody na zardzewiałymłańcuchu, przykuwając jej uwagę.Uniosła wzrok na malowidło, przedstawiające wędrowcazmierzającego mozolnie ku rozjarzonej zapraszającym blaskiem okien gospodzie.- Wytchnienie Podróżnego" - przeczytała z ironicznym uśmiechem.Zmęczeni podróżni nie zaznali tu ostatnio wiele wytchnienia.- Ach, tu pani jest!Sarah odwróciła się i ujrzała pana Ravenhursta, który nie bacząc na śnieg, zmierzał w jejkierunku.Widocznie nie uwierzył jej zapewnieniom, że wszystko jest w należytym porządku, ipostanowił ją odnalezć.Jakże o nią dba! Poczuła się wzruszona jego troską.- Nie zajdziemy zbyt daleko, ale proszę mi pozwolić oprowadzić panią po naszej tymczasowejsiedzibie.Nie pozostawiając jej czasu na wyrażenie zgody bądz odmowę, sięgnął po jej rękę.Kiedy długie kształtne palce łagodnie ujęły jej dłoń, żeby złożyć ją na męskim przedramieniu,przed oczy napłynął jej obraz innych palców, pieszczących dużą białą pierś.Co się czuje, kiedymężczyzna dotyka w taki sposób piersi? - zastanawiała się Sarah.Miała świadomość narastającego w niej potężnego pragnienia.Tylko że to nie wysoki,muskularny kapitan przylegał do niej nagim ciałem, lecz ten, który stał teraz obok niej.Kolejny podmuch zimnego wiatru przywołał ją do rzeczywistości.Dlaczego, u licha, wyobrażasobie takie sceny? Przecież ten mężczyzna z pewnością nie powinien jej pociągać.Nie, to wprostnie do pomyślenia! Ravenhurst jest jej opiekunem.Właściwie.zastępuje ojca.Zerknęła ukradkiem na jego surową twarz.Kłopot polegał na tym, że nie potrafiła wyobrazić gosobie w roli ojca.Miała tylko nadzieję, gdy okrążali rozłożysty stary budynek, że jeśli jejtowarzysz dojrzy czerwień barwiącą na nowo jej policzki, złoży to na karb zimnego północnegowiatru.Poprzedniego dnia mężczyzni dobrze wykonali swoje zadanie i zdołali oczyścić ścieżkę wokółgospody.Sarah ślizgała się jednak od czasu do czasu na wystających kamieniach i cieszyło ją, żemoże oprzeć się na silnym męskim ramieniu.Minęli kilka przybudówek, Sarah jednak starannieunikała wypytywania, w której z nich złożono ciało pana Nutleya.Zakończyli obchód w długiejkamiennej stajni czy oborze, w której stały tylko trzy konie i jedna krowa.Usiedli na drewnianych stołkach przy wrotach.Po kilku minutach Sarah zauważyła, że panRavenhurst, który po drodze zabawiał ją miłą rozmową, teraz zamilkł i wpatrywał się w budowlęprzed nimi.- Czemu się pan tak przygląda?- Dachowi przybudówki.Sarah zbadała wzrokiem parterową konstrukcję, najwidoczniej dobudowaną pózniej, biegnącąprzez całą długość tylnej ściany gospody.Pochyły dach kryła dachówka, w najwyższym punkcieosiągająca niemal poziom okien sypialni.- Uważa pan, że intruz mógł się dostać do środka tędy?- Na pewno jest taka możliwość.Na końcu stoi beczka na wodę, po której można bez truduwspiąć się na daszek.Nawet dziecko dałoby radę.Jeśli któreś z tych okien się nie domyka,wystarczy wsunąć nóż albo inne płaskie narzędzie i podważyć haczyk Szkoda, że gospodarz zsynem odśnieżyli wczoraj ten dach, bo nie zostały ślady.- Zakładając, że rzeczywiście dostał się do środka w taki sposób, bardzo ryzykował.Przecież niewiedział, że większość osób została uśpiona.- Absolutnie tak- W takiej sytuacji jego motywem musiała być kradzież, a nie spotkanie z panem Nutleyem.- Na to wygląda.- Ważniejsze jest jednak, dokąd się udał po ucieczce przez okno? Podróż nocą jest terazniemożliwa, nawet konno.Od pierwszej śnieżycy na drodze nie pojawiły się żadne ślady.Wiem,że można dotrzeć pieszo do wsi, ponieważ Daisy i Rose tam nocują, ale.- Zamilkła na chwilę.-Och, Boże! Nie sądzi pan chybą że to ktoś miejscowy?- Również to jest możliwe.Spojrzała na niego pytająco.- Ale pan tak nie sądzi, prawda?- Nie jestem pewien, co myśleć, moja droga.Nutley dosypał albo dolał czegoś do ponczu wjakimś celu.Gdybyśmy wyjaśnili, co zamierzał, być może znalezlibyśmy odpowiedzi na wieledalszych pytań.- Wstał i pomógł się dzwignąć Sarah.- Wracajmy do środka, wkrótce podadzą obiad.Pozostawiając pana Ravenhursta, zaspokajającego w barze pragnienie kuflem doskonałegodomowego piwa, Sarah pokonała schody.Mijając pokój Dottie, lekko poczerwieniała.Gdy tylkopowiesiła płaszcz w szafie, usłyszała pukanie.Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z pannąGrimshaw, która natychmiast po zapukaniu wślizgnęła się do sypialni.- Pani Armstrong, uznałam za swój obowiązek panią odwiedzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]