[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7ładne z nich nie spojrzało na niego, zupełnie jakby go wcale tam nie było,jakby na całym wielkim świecie nie było nic prócz ich dwojga na mokrym piasku, naskraju morza.Drobne, krótkie włoski na karku zbójcy zjeżyły się, jakby ogarnęła gonagła zimnica, a przecież nawet on nie potrafił przerwać ciszy, kiedy tak stali, patrzącna siebie poprzez deszcz.Nie wiedział, czemu.Toć wędrował z nimi od wielu dni,dzielił strawę i połajanki, suszył kapotę nad tym samym ogniem i drwa pospołu rąbał,przed wspólnym wrogiem uciekał i razem śmiali się z karlich sprośności.Nigdywcześniej jednak nie spojrzał na nich podobnym wzrokiem, nie czuł równegoonieśmielenia.Jakby trwali połączeni pośrodku przezroczystej sfery, dokąd niepotrafił sięgnąć.Poza światem.Krew nieśmiertelnej Iskry, która zeszła w ludzkiesiedziby, i książę z rodu starego jak żalnickie puszcze.Cała zwyczajność opadła z nich jak niepotrzebna, zeschnięta łuska, jak językgościńca, który obydwoje przybierali na zawołanie, lecz który naprawdę nie był ich ję-zykiem.A w tym miejscu, naznaczonym śpiewem sorelek i głosem żmijowej harfy,nie pozostało nic zwyczajnego.Tylko wspomnienie umierających bogów i dawnozagubionych ścieżek, które znów otwierały się przed jego oczami.Mógł siedzieć u boku Szarki, kiedy grała na żmijowej harfie, i słuchać śpiewuwodnych boginek, ale teraz, w pojedynczym spazmie nienawiści i zazdrości, pojął, żecórka Suchywilka nigdy, przenigdy nie popatrzy na niego tak, jak spoglądała nażalnickiego księcia.Wystarczyło mu wyciągnąć rękę, pomyślał, zaciskając zęby takmocno, że czuł, jak pulsowanie rozpełza się od szczęk na skronie i w dół szyi.I nicwięcej nie miało znaczenia.Jakby jadziołek nie próbował go zabić na wyspie FeiFlisyon, jakby Sorgo nie porąbał jej prawie na śmierć na Przełęczy Skalniaka. Wystarczyło wyciągnąć rękę, aby znalezli drogę do tej przejrzystej, nie istniejącejsfery, w której ożywają dawne baśnie.Usłyszał przyciszony, chrapliwy warkot z głębiwłasnego gardła i zdusił go z wysiłkiem, choć miał ochotę krzyczeć i wyć jak pies nadciemnym, niespokojnym morzem.To była baśń, a nawet najmroczniejsze z baśnimają swoje piękno.Nic podobnego nie przeznaczono zbójcy z Przełęczy ZdechłejKrowy.Powiedziała, że odejdzie, pomyślał.Tyle że nic już nie będzie takie samo.Książę stał na samym skraju urwiska.Dość byłoby jednego ciosu, pomyślałzbójca, jednego uderzenia kamieniem, by jego głowa rozpękła się jak dojrzała dynia,by zdechł razem ze swoimi mrzonkami, razem z kniaziowskim tronem i durnymspiskowaniem.Dość byłoby.Kozlarz wciąż trzymał rękę Szarki.- Nie sądziłam, że potrafisz to usłyszeć, książę - powiedziała tak cicho, żeszum deszczu niemal zagłuszał jej słowa.- Zapominasz, że byłem tamtej nocy w świątyni Bad Bidmone - odparł.- Jakmógłbym zapomnieć?%7ładne z nich nie próbowało odejść dalej od poskręcanych korzeni; jakby byłoobojętne, czy zbójca słucha ich słów.Zresztą czy książęta kiedykolwiek dbali opodobne rzeczy, pomyślał cierpko? Czy kiedykolwiek zniżali głos przy służbie?- Dlaczego za mną idziesz? - spytał książę.- Przełęcz Skalniaka.Dlaczego?- Z powodu długu, pamięci i obietnicy - w jej głosie był uśmiech, nieszyderstwo, ale lekki cień rozbawienia, który zbójca nauczył się bardzo dobrzerozpoznawać.- Każde z nich może być złudzeniem, a wszystkie razem są zagadką,która zbyt wiele znaczy.Nie powiem ci, książę, w każdym razie jeszcze nie teraz.Ostatecznie, to moja pamięć i moja zagadka - dokończyła niemal ze śmiechem.- Nie tylko.Poprzez majaczenia Skalniaka zobaczyłem obraz samego siebie,jak walczę z tobą w miejscu, którego nigdy nie widziałem - powiedział Kozlarz.- Wal-czyliśmy na długich, drewnianych stołach przed paleniskiem, zraniłem cię w ramię,lecz na koniec wytrąciłaś mi z ręki miecz, inny miecz, nie Sorgo.A pózniej.pózniejwidziałem siwowłosą kobietę, przygwożdżoną dwoma mieczami do gobelinu, isłyszałem krzyk umierających bogów i łopot płomieni.Co to było?- Nie wiem - potrząsnęła głową.- Kiedy spotkaliśmysię w ogrodach Zaraznicy, sądziłam, że znam wszystkie odpowiedzi, żezdołałam je wydobyć z korytarzy pamięci, wciąż te same, znajome.Ale teraz niewiele zostało z mojej pewności, książę.- Jednak podążałaś za mną tak daleką drogą.Dlaczego?- Dług, pamięć i obietnica - przypomniała z uśmiechem.- Zlepy wybór.Skorowszystkie ścieżki były równie niepewne, wydało mi się, że twoja zaprowadzi mnienajdalej.Nie omyliłam się, prawda?- Nie wiem - odparł po chwili.- Sam jeszcze nie wiem.- To akurat nie jest prawda - zaśmiała się dzwięcznie Szarka.- Ale.nie mojarzecz.Od Przełęczy Skalniaka minęło wiele czasu, jeszcze więcej od nocy wogrodach bogini, kiedy nazwałeś mnie dziwką.Dlaczego dopiero teraz zadajeszpytania, książę? Dlaczego tak długo zwlekałeś?- Ponieważ w mym życiu zbyt wiele było cudowności -w jednej chwili głosKozlarza stał się ostry i chłodny.- Za każdym razem, kiedy spotykam jedno spośródprzedksiężycowych, zaraz potem zostaję sam wśród zgliszczy i trupów, a ty nosiszobręcz dri deonema i rozmawiasz z bogami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire