[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. XSzczęście w LojangNie wiedziałam nawet, że zaczęła się wojna.Teraz myślisz pewnie, jaka toidiotka z mojej matki: nie wie nawet o wybuchu wojny.Ale powinnaś wiedzieć, że wiele było takich jak ja.Nie głupich, tylko nieuświa-domionych.W tamtych czasach nikt ci o niczym nie mówił.I ty też nie wiedziałaś,skąd wziąć oficjalne informacje ani nawet kogo pytać.Nasi mężowie o niczym namnie wspominali.Mogłyśmy tylko coś podsłuchać.Jeżeli czytało się o czymś w gazetach, też nie do końca można było temuwierzyć, nie na sto procent.Gazety donosiły tylko o tym, co chciał ujawnić rząd,bardzo niewiele, same dobre rzeczy o ich stronie i same złe o przeciwnikach.Niemówię o tym, co teraz robią w Chinach.Tak samo działo się w czasie wojny i nawetprzedtem.Może zawsze tak było? Trzymanie ludzi w nieświadomości, taki dziwnyobyczaj, choć nikt go tak nie nazywa.Większość naszych wiadomości pochodziła z plotek przekazywanych z ust doust.Nie rozmawiałyśmy zbyt wiele o walkach, ale raczej o tym, co nas bezpośredniodotyczyło.Dokładnie tak samo jak wy tutaj: czy akcje poszły w górę albo spadły, czegonie można nigdzie kupić, i takie tam.Oczywiście kiedy się teraz nad tym zastanawiam, wiem, co rozpętało wojnę.Uważasz, że zaczęła się w Europie? Widzisz, może ty też nie wszystko wiesz.Zaczęłasię w Chinach, w północnym Pekinie, od strzelaniny w środku nocy.Kilku ludzizabito, ale dostało się też Japończykom.Nie wiedziałaś o tym? Nawet ja wiedziałam.Oczywiście kiedy usłyszałam o tympo raz pierwszy, nie zwróciłam specjalnie uwagi.Takie małe starcia zdarzały się wChinach od wielu lat.Wyglądało więc na to, że nastąpiła tylko niewielka zmiana, takjak latem, kiedy zaczynamy narzekać na upał trochę wcześniej niż poprzedniego dnia.Taki właśnie pozostał mi w pamięci początek wojny, pogoda, lepki upał, któryspowalniał zarówno myśli, jak i nogi.* W tamtym czasie Hulan i ja myślałyśmy tylko o potrawach, które mogłyby nastrochę ochłodzić.Wciąż się wachlowałyśmy albo z pomocą packi odganiałyśmygryzące muchy.W ciągu dnia nie robiłyśmy nic prócz picia gorącej herbaty, braniachłodnych kąpieli i ucinania sobie długich drzemek.Siedziałyśmy na werandzie,odsuwając krzesła coraz dalej, w miarę jak słońce zjadało cień.Często zle się czułam albo byłam zbyt rozdrażniona, by rozmawiać.Hulanpaplała jak hałaśliwy ptak.Twierdziła, że dobrze wie, czemu tak się czuję.- To jedzenie tutaj! Nie podają nic świeżego, wciąż ten sam kwaśny posmak -mówiła.Nie odpowiadałam, ale ciągnęła dalej:- Tam na dole jest jeszcze gorzej - powiedziała, wskazując w stronę miasta.-Parno i obrzydliwie, jak w zawszonej łazni.Smród z rynsztoków aż bije w nos.Takie gadanie nie pomagało mojemu żołądkowi.Wieczorem piloci i instruktorzy wracali do klasztoru na kolację.Wszyscyjedliśmy w wielkiej wspólnej sali.Amerykanie woleli swoje produkty, od których potspływał im do talerzy.- Za dużo ciężkostrawnych potraw, jak na taką pogodę - szeptaliśmy międzysobą.Na sam widok robiło mi się niedobrze.Hulan i Jiaguo jedli razem ze mną iWen Fu.Spędziliśmy tak ze sobą wiele posiłków i pamiętam, że zastanawiałam sięczęsto, jak bardzo mąż Hulan różni się od mojego.Jiaguo był starszy od Wen Fu o dziesięć lat, może nawet więcej.Miał rangękapitana, więc także dużo więcej władzy, a jednak wcale na to nie wyglądał.Pewnego wieczora usłyszeliśmy, jak Hulan go karci, mówiąc, że nie powinienjeść tego czy tamtego ze względu na stan kiszek.Innym razem oznajmiła, że znalazłaksiążkę, którą położył gdzieś przez roztargnienie.Potem znów opowiadała, że upraławłaśnie jego brudną bieliznę, ale plamy z kalesonów nie chciały zejść.Słysząc to, patrzyliśmy z Wen Fu na Jiaguo, czekając na jakąś gwałtownąreakcję, ale ani nie wyglądał na złego, ani się nie przejmował, choć, jak Wen Fuopowiedział mi pózniej, zdarzały mu się wybuchy; raz rzucił w jednego z pilotówkrzesłem i chybił ledwie o włos.Gadanie Hulan wyraznie ignorował.Nie przestawałjeść, mrucząc tylko  aha, aha" na każdą jej uwagę. Wen Fu z pewnością zabroniłby mi się z nią widywać, gdyby tylko mógł, aleprzecież nie wypadało mu powiedzieć, żebym nie okazywała uprzejmości żonieprzełożonego.Zamiast tego często ją wyklinał:- Taka kobieta to kurwa i wcielona lisica - powtarzał.- Wolałbym mieć martwążonę niż taką.Nie odpowiadałam.W duchu zazdrościłam Hulan, że trafił jej się tak pobła-żliwy mąż, choć wcale na to nie zasługiwała.Z drugiej strony nie podziwiałam Jiaguo.Raczej było mi go żal, że żona obnaża tak przy świadkach wszystkie jego słabości.Oczywiście wtedy nie znałam jeszcze prawdziwej historii ich małżeństwa i przyczyn,dla których tolerował Hulan.Po kolacji wszyscy mężczyzni, Amerykanie i Chińczycy, zostawali, by grać wkarty.Kiedy próbowałyśmy wyjść na dwór, żeby pooddychać świeżym powietrzem, nanasz widok komary bzyczały radośnie: bzzz! bzzz! i zaganiały nas do środka.Wraz z Hulan i innymi kobietami zostawałyśmy więc, by przyglądać się grze wdymie cygar i papierosów, oparach potu obcokrajowców i chińskiej whisky.Wtedy się dowiedziałam, że mój mąż jest ogromnie popularny wśród kolegów.Ktoś zawsze zajmował dla niego miejsce przy stole, stojącym najbliżej wentylatora,inni częstowali go papierosami i podsuwali drinki.Wen Fu dziękował, śmiejąc sięgłośno i waląc ręką w stół.Szybko zarażał pozostałych.Dołączali do niego, śmiejąc sięi tłukąc w blaty.Pewnego razu Wen Fu podskoczył i zapytał:- Chcecie zobaczyć, czego nauczył mnie dzisiaj amerykański instruktor?Dwóch kolegów zachęciło go, a potem pękali ze śmiechu, kiedy nadął policzki,wziął się pod boki i kiwając się w przód i w tył, warczał jakieś nonsensy.Widziałam, że jego śmiałość i brawura robi na nich duże wrażenie; bardzochcieli go naśladować.Wen Fu zachowywał się tak, jakby już był bohaterem, który nieprzegrywa nigdy, bez względu na niebezpieczeństwo.Pozostałym musiało się zdawać,że przebywając w jego towarzystwie i śmiejąc się tak jak on, staną się do niegopodobni.Umiał ich także przerazić.Raz zerwał się od stołu z taką złością, że napędziłwszystkim strachu.Wrzeszczał na siedzącego naprzeciw mężczyznę i stukał w jegoodkryte karty. - Co to za sztuczki? To naprawdę twoje karty? - darł się w kółko.Młody człowiek, a w zasadzie i wszyscy inni, nie był w stanie się poruszyć aninawet otworzyć ust.Wen Fu ciągle krzyczał, oparty obiema rękami o stół.Nagle.uśmiechnął się.- No to świetnie - powiedział, rzucając: pac! swoje zwycięskie karty.Mężczyzni spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem.Poklepywali oskarżonegochłopaka po plecach i gratulowali Wen Fu udanego żartu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire