[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby doszło do tego potem, to przypuszczał, że niemiałoby to już większego znaczenia.Pike spoglądał na niego, a na jego twarzy widniał grymas przypominający uśmiech.Westchętnie odpowiedziałby mu tym samym, ale nie potrafił.* * *Wilczarz siedział i oddychał wsparty plecami o zwalony pień drzewa, łuk kołysał mu się wzaciśniętej dłoni.Miecz tkwił tuż obok w ziemi.Zabrał go martwemu Carlowi i zrobił z niegoużytek; przypuszczał, że nim dzień dobiegnie końca, przyda mu się jeszcze nie jeden raz.Miałna sobie krew na dłoniach, ubraniu, cały był we krwi.Krwi Cathil, płaskogłowych, własnej.Nie zadał sobie trudu, by się z niej obetrzeć; wiedział, że wkrótce będzie jej jeszcze więcej.Trzykrotnie szankowie podchodzili zboczem i trzykrotnie zostali odepchnięci, a każdawalka była zacieklejsza od poprzedniej.Wilczarz się zastanawiał, czy zdołają ich odeprzeć,kiedy znów się zjawią.A nie wątpił, że się zjawią.Ani przez chwilę.Dręczyło go przedewszystkim pytanie, kiedy to zrobią i ilu ich będzie.Widział między drzewami rannych z Unii, charczeli i pojękiwali.Wielu rannych.Podczasostatniego ataku jeden z Carlów stracił rękę.Może było to niewłaściwe słowo stracił ponieważ odrąbali mu ją toporem.Potem wrzeszczał, ale teraz siedział cicho, z jego ust dobywałsię spokojny, świszczący oddech.Przewiązali okaleczoną kończynę szmatą i ścisnęli paskiem, aon przyglądał jej się wzrokiem, jaki można było czasem dostrzec u rannych.Biały na twarzy,otwierając szeroko oczy, patrzył na pozbawiony dłoni kikut, jakby nie mógł zrozumieć, co tojest.Jakby stanowiło to dla niego niezgłębioną zagadkę.Wilczarz dzwignął się z wolna i wyjrzał zza zwalonego pnia.Widział płaskogłowych,pośród drzew w dole.Siedzieli tam okryci cieniem.Czekali.Nie podobało mu się, że są tacyprzyczajeni.Szankowie atakowali człowieka, dopóki ten ich nie wykończył, albo od razuuciekali. Na co czekają? syknął wściekle. Kiedy ci przeklęci płaskogłowi nauczyli się czekać? A kiedy nauczyli się walczyć dla Bethoda? zawarczał Tul Duru, ocierając do czystamiecz. Mnóstwo się zmieniło, i nic z tego na lepsze. Kiedy to cokolwiek zmieniło się na lepsze? odezwał się chrapliwie Dow, któryprzycupnął gdzieś na skrzydle.Wilczarz zmarszczył czoło.Czuł w nozdrzach nowy zapach, jakby wilgoci.Niżej, międzydrzewami, dostrzegał coś bladego, ale im dłużej się przyglądał, tym mniej widział. Co to jest? Mgła? Mgła? Tak wysoko? Dow parsknął śmiechem przypominającym krakanie kruka. Otej porze dnia? Ha! Czekaj.Teraz wszyscy to widzieli ślad białości, przywierający do mokrego zbocza.Wilczarzprzełknął z wysiłkiem ślinę.Miał sucho w ustach.Poczuł się nagle niepewnie, i to nie tylko zpowodu tych szanków przyczajonych w dole.To było coś innego.Mgła pełzła międzydrzewami, owijała się wokół pni i podnosiła na ich oczach.Płaskogłowi zaczęli się ruszać,niewyrazne kształty w szarym mroku. Nie podoba mi się to usłyszał głos Dowa. Pierwszy raz widzę coś takiego. Uwaga, chłopcy! zagrzmiał głęboki głos Trój drzewca. Uwaga!Wilczarz pragnął czerpać z tych słów odwagę, ale nie na długo jej starczyło.Kołysał sięmiarowo, dręczony mdłościami. Nie, nie wyszeptał Dreszcz, rozglądając się, jakby szukał drogi ucieczki.Wilczarz czuł, jak powstają mu włoski na ramionach, łaskotała go skóra, gardło byłoboleśnie zaciśnięte.Owładnął nim jakiś bezimienny strach, który napływał po zboczu wraz zmgłą jak i ona pełzł przez las, owijał się wokół drzew, wślizgiwał pod zwalony pień, za którymsię kryli. To on wyszeptał Dreszcz, spoglądając szeroko otwartymi oczami, które przypominałydwa wielkie spodki, i kuląc siew sobie, jakby się bał, że inni go usłyszą. To on! Kto? zachrypiał Dow.Dreszcz potrząsnął tylko głową i przywarł do chłodnej ziemi.Wilczarz poczułniepowstrzymaną chęć zrobienia tego samego, ale przemógł się i wyjrzał zza pnia.CzłowiekImienny, który boi się jak dziecko w ciemności i nie wie dlaczego? Lepiej się z tym zmierzyć.Duży błąd.W mgle pojawił się jakiś cień, zbyt wysoki i zbyt wyprostowany jak na szankę.Ogromnyczłowiek, wielki jak Tul.Jeszcze większy.Olbrzym.Wilczarz potarł piekące oczy, sądząc, że tojakaś podstępna sztuczka światła w tym całym mroku, ale tak nie było.Zbliżał się, ten cień, iprzybierał wyrazniejszy kształt, jeszcze wyrazniejszy, a im lepiej było go widać, tym większywzbudzał strach.Wilczarz spędził dużo czasu na Północy, przemierzając ją wzdłuż i wszerz, ale nigdy niewidział czegoś tak niezwykłego jak ten gigant
[ Pobierz całość w formacie PDF ]