[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Aadna, co? Jałówka zpółnocy.Dotknij tutaj, nie bój się, nie gryzie.Czegoś takiego nieznajdziesz w lombardzie.Delikatnie dotykał jej piersi, wzdychając w udawanympodziwie.Przebiegłe oczy dziewczyny spojrzały badawczo na mnie,po czym zaśmiała się i wyzwoliła. A jeżeli ja być głodna? Kotlet, tak, kotlet.Please powiedziałai otrząsnęła się.Zmiała się nie pokazując zębów, jej dziewczęcy głos wydawałsię zbyt udawany. Dam sobie obciąć ptaszka, jeżeli tak nie jest. Bawił siędalej, poruszając nerwowo palcami na stole.Pojawił się kelner z kotletem i następnym szampanem, podczasgdy na scenie Murzynka o wysmarowanym oliwą ciele poruszała siępomiędzy trzema palącymi się pochodniami.Z wierzchołka każdegopłomienia unosił się do góry czarny, skłębiony dym palącej się nafty.Walizki zostawiliśmy w dworcowej przechowalni bagażu.Zamierzaliśmy wyruszyć do Neapolu wczesnym rankiem. Ona wychodzi dopiero po czwartej powiedział. I co z nią zrobimy? Chcemy przecież jechać dalej. Odprowadzi nas na stację.W końcu znalezliśmy kogoś, ktonas pożegna padła gotowa odpowiedz.Jak tylko gasło światło, dziewczyna przybliżała się do niego iszeptała mu coś do ucha.Ale może nie były to słowa, a tylko lekkieoddechy, on zaś w bezruchu delektował się tym pachnącymobłokiem. One tu naciągają klientów.To dla idiotów powiedziałem mubez zbędnych ceregieli. No to co? Tak jest dobrze, wierz mi.A może ty się wstydzisz? To nie ma nic wspólnego ze wstydem.Wydaje mi się to głupiei tyle zdenerwowałem się, a niewzruszony kelner znajdował się okrok od nas. A zatem, czego jeszcze powinienem sobie pożałować, wedługciebie odparł słodko. Pieniędzy? Masz rację.Jeszcze minuta wtym stylu i skończę w przytułku.Ale tym zajmiemy się innym razem.Odpowiada ci to?Wziąłem go pod rękę, aby uniknąć zbytnich uprzejmości zestrony kelnera.Skryliśmy się w cień, pomiędzy dzwięki jakby naglerozbudzonej muzyki.Teraz jego łokieć znowu dotykał mojego boku. Ej, Jasiu zaczął po chwili wiesz co ona teraz chce? To-rebkę.Mówi, że kosztuje tylko tysiąc franków szwajcarskich.Ciekawe pojęcie oszczędności.Uważaj, powiedziałem jej, że to tymasz pieniądze.O ile dobrze zrozumiałem, torebkę mają w sklepiepołożonym blisko jej domu.Na pewno nie zdążymy wtedy na pociąg.A może tak ma być? Nie miałbyś na to ochoty?Dziewczyna patrzyła na mnie z regularnie pojawiającym się natwarzy uśmiechem i z tą swoją rzucającą się w oczy urodą skiero-waną w moją stronę.Kelner podał talerzyk z czterema połówkamibrzoskwiń smażonych w cukrze.On podniósł łyżeczką jedną z nich ipowoli, delikatnie wsunął język w jej zagłębienie, po czym schowałjęzyk z powrotem.Jego oczy, najpierw uniesione i lekko przy-mknięte, patrzyły teraz na mnie bacznie, jakby obserwując moje wy-siłki zmierzające do stawienia mu oporu.Szampan krążył nieprzy-jemnie pomiędzy moim nosem i mózgiem, powieki stawały się corazcięższe, a dziewczyna robiąc apatyczne miny zdecydowała siępochłonąć brzoskwinie.Pózniej wycofała się do baru.Przedstawienie się skończyło,dwie albo trzy pary tańczyły poruszając się wolno na sceniezamienionej na parkiet.Przyćmione światło wirowało, rysując iwymazując niebieskie i czerwone cienie.Zobaczyłem, że na stolepojawiły się dwie kawy.Wypiłem z trudem.Powietrze stało siętrujące.Wydawało mi się, że pośród bezładnych zarysów barudostrzegłem sylwetkę magika.Robił wrażenie znacznie starszego, ajego zmarszczki były bardzo widoczne.Siedział skurczony nawysokim stołku i grał sam ze sobą w kości, trzymając w lewej ręcekanapkę.Nawet Murzynka od pochodni na chwilę wyłoniła się zciemności, aby się napić.W milczeniu rozejrzała się wokół, po czymstraciłem ją z oczu.Aby jakoś przetrzymać, uchwyciłem się jego głosu, charczącoopowiadającego jakąś historię.Wydawał się wyczerpany, stał pomię-dzy stołem a ścianą, lewe ramię bezwładnie opuszczone, zaś praweuczepione do papierosa.W ciągle przepływającym świetle jego twarzwydawała się pozbawiona jakiejkolwiek wypukłości..w tej jaskini, mój Boże.Wszystko jest jedną jaskinią.Ktowie, jak oni to robią, że pracują, żyją.Zlepi, a pracują, rozmnażająsię.Rozumiesz? Jak owady, mówię.Już tak całą godzinę mówię dociebie, Jasiu, a ty co, śpisz? Na wymioty ci się zbiera? A wracając doowadów.Skąd to wiem? Raz zadzwoniłem do informacji.Przysię-gam.W przeciwnym razie, jak bym to wszystko wymyślił? Wcale niemiałem ochoty uczyć się czytania palcami! %7ładnej reedukacji, zazna-czyłem od razu.Nie ma czego reedukować, uczyć, szanowni panowielekarze, pierdoleni profesorzy z kilkoma doktoratami.A więc tenuprzejmy głos tej dziewczyny w słuchawce telefonu.Ale się śmiała,wydawała się taka zawsze zadowolona.Starała się być bardzo cier-pliwa.Pewnie była strasznie brzydka, jeżeli miała tyle cierpliwości.Wierzysz mi? Ona przeczytała mi przez telefon połowę encyklopediiwyjaśniając kwestię ślepych owadów, tych co to pracują wciemności, i tak dalej.Turkuć podjadek, dla przykładu.Zwierszczmięsożerny, co to je robaki i kopie tunele.%7łyje w nocy.On i jegotowarzyszka powodują poważne straty w rolnictwie, rozumiesz? Pozatym są robotnicy termitów.Mniej sympatyczni, bo są pozbawienipłci.Nie tylko, że są ślepi, ale i jeszcze bez płci, z powoduszczodrobliwości naszej matki natury.Pracują, budują, czyszczą,gromadzą jedzenie.Uprawiają nawet grzyby jadalne przysięgam,jak mi nie wierzysz, to sprawdz.Podczas gdy ich dobra królowaobserwuje, je grzyby i znosi czterdzieści tysięcy jaj dziennie.Nie majuż tej dziewczyny w biurze informacji telefonicznej.Po tym jakdzwoniłem do niej tyle razy.A co tam, pal licho tę jej zgniłąuprzejmość! A może się znudziła? Może poprosiła o przeniesienie doinnego biura, żeby mnie więcej nie słyszeć? Mogę to zrozumieć.Coty o tym myślisz?Nie wiem, jak zdołał zaciągnąć mnie do telefonu.Magik patrzyłna nas, ciągle grając w kości na tacy wyłożonej zielonym filcem.Jakte jego gołębie, pomyślałem odrętwiały.Nadąsany barman wykręcił numer i podał obojętniesłuchawkę. Jak to noc? Jaka noc, jest już rano! Nie wydaje ci się, żepowinnaś już iść na poranną mszę? Wyspowiadać się z twoichgrzechów?! wściekle szczęśliwy krzyczał ochrypłym głosem dociotki kuzynki.I odsuwał słuchawkę od ucha, aby dać czas naoddech i płaczliwe okrzyki drugiego, przestraszonego głosu: Ma sięrozumieć, że czuję się dobrze.Doskonale.Nie chciałbym cię namoim pogrzebie.Ani nawet kuzyna księdza.Widziałem go dzisiaj.Zniego też niezła zrzęda.Zawołaj mi Barona.Wiem, że śpi w moimłóżku.Chcę Barona, natychmiast.Ach, to ty Baronie! Jak się masz?No, powiedz coś, śmiało.Mruknij, odwagi, mój drogi grubasku.Jestem pewny, że mnie poznajesz.To ja, tłuścioszku.No, odważ się.Widzisz, teraz ładnie mruczysz.Naprzód grubasku, bo jak nie, to ciwąsy poobcinam! Wstydzisz się ciotki? Powiedz coś, daj głos.Niechcesz? No to zdychaj i ty.Odłożył słuchawkę, ręka mu drżała.Barman napełnił dwa kie-liszki ciemnym likierem. Od dyrekcji powiedział surowym tonem.Nawet nie próbowałem odmawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]