[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy zobaczył, że egzotyczne, zielone oczy Jane wypełniają sięłzami, poczuł się, jakby mu ktoś zdjął wielki ciężar z ramion, wyzwalając gotak, jak on wyzwolił ubiegłej nocy ukrytą namiętność swojej żony.- Chodz do mnie - powiedział łagodnie.- Zaraz ci udowodnię, że toprawda.Przyciągnął ją do siebie.Zanim wziął ją w ramiona, zdjął jej kapeluszi odłożył na bok.Zaczął scałowywać jej łzy.- Cudownie smakują, ale wolałbym, żebyś nigdy nie płakała -wyszeptał.Z gardła Jane wydobył się dziwny dzwięk, coś między jękiem aśmiechem.Ostrożnie położył ją na pledzie, przykrywając swoimrozpalonym ciałem.Jej ciało pasowało cudownie do jego ciała.Krągłekształty żony wzbudzały w nim nieokiełznaną namiętność.Ujął jej usta swoimi wargami.Jane była zachwycającą ucztą dla jegowygłodniałych zmysłów.Poczuł radość, kiedy odpowiedziała rosnącympodnieceniem.Dopiero kiedy nasycił się jej ustami, zsunął się niżej, nadekolt.- Nie tutaj! - zaprotestowała, a w jej głosie dało się słyszeć nutępaniki.- Dlaczego? - szepnął, oswobadzając jej ramię z sukni.Anula & ponaousladansc- Ktoś może nas zobaczyć.- Kto? - spytał ze śmiechem Raleigh.Zewsząd otaczały ich wysokietrawy, ciągnące się aż po pagórkowaty horyzont.Delikatnie zanurzył językw uchu Jane, a potem musnął jedwabistą skórę jej szyi.- Ktoś.z.domu - odparła zdyszana, a Raleigh uśmiechnął się, tuląctwarz do jej ramienia.W oddali, w dole, pośród gęstwiny drzew, widniałoCraven Hall.- Nikt nas nie może zobaczyć - zapewnił ją, zsuwając suknię iodsłaniając koronkowy brzeżek halki, którą musiała przysłać jego matka.Tuląc się do jej krągłych piersi, zaczerpnął tchu.Czysty len, polne kwiaty iJane.Najcudowniejsze perfumy świata.Jej sutka wciskała mu się w policzek, odwrócił głowę, by jejskosztować przez delikatną tkaninę.Jane mruknęła gniewnie.Uśmiechnąłsię, choć wszystkie mięśnie w nim stężały.Uwielbiał te jej śmieszne reakcje.Protest mieszał się w nich z zachętą i czuł się tak, jakby uwodził kobietę,którą poślubił wbrew jej woli.Przeszył go dreszcz miłosnego triumfu.- Co za delicje, kochanie - szepnął.Ssał jej pierś przez cienkie płócienko, aż wygięła się w łuk, a onpoczuł gorąco i ból.Nie miał na sobie surduta.Pospiesznie zaczął rozpinaćkamizelkę, a kiedy jeden z guzików odprysł, zaśmiał się beztrosko.- Antoine tego nie przeżyje - szepnął do Jane, która gorączkoworozpinała jego koszulę.Przez chwilę szamotał się, zdejmując fular iprzeklinając Niezrównanego - węzeł, który ongiś wychwalał pod niebiosa.Jane śmiała się radośnie.Nie spodziewał się, że kiedykolwiek usłyszy tenuroczy dzwięk.- Masz mnie za niezdarę - oskarżył Jane, choć nie wydawało jej się,by się tym zbytnio przejmował.Spojrzał na nią.Jej suknia zsunęła się doAnula & ponaousladanscpasa, halka nosiła wilgotne ślady jego ust.Miał ochotę skosztować każdegocalu jej ciała.Potrząsnęła głową.Wcale nie miała go za niezdarę.Patrzyła na jegopierś wygłodniałym wzrokiem.Dotknęła jego brzucha i zaczęła przesuwaćdłonie do góry.Wsparty na łokciach, bez ruchu przyjmował jej nieśmiałepieszczoty, gdy jednak uniosła głowę i zaczęła całować jego tors, zadrżał.- Tak, Jane - wymruczał.- Tak.Właśnie tak.- Nagle okazało się, żedzieli ich zbyt wiele materiału, więc zsunął do końca suknię z Jane.Przesunął dłońmi po jej smukłych nogach, dotknął delikatnej skóry nadbrzeżkiem pończoch, a potem zadarł wysoko rąbek halki i wtulił twarzmiędzy jej nogi.Całując gładką skórę jej ud, dotarł do zródła rozkoszy.Czuł pod sobąwibrujące ciało Jane.- Raleigh! - krzyknęła.Nie zważając na jej protesty, dotknął ustami delikatnej skóry,delektując się Jane jak wybornym winem.A potem wsunął dłonie pod biodra Jane, podniósł ją z pledu do swoichzachłannych ust i dał jej wszystko, co tylko potrafił, aż zaczęła się wić iwyrywać z jego rąk, wykrzykując w ekstazie jego imię.Anula & ponaousladansc ROZDZIAA SIEDEMNASTYChoć Raleigh nie przepadał specjalnie za wrzosowiskami, czuł, żemógłby tak leżeć przy Jane w leniwym nasyceniu, patrząc na odległyhoryzont, do końca życia.Był wyczerpany, ale było to przyjemnezmęczenie, skonstatował, leniwie wodząc palcem po plecach żony.Niestety jego energicznej oblubienicy nie zadowalało spędzanie dniana drzemce.Zasnęła na moment, jednak już się obudziła i robiła się corazbardziej niespokojna.Raleigh znał ją na tyle, by spodziewać się, że zarazrzuci się do jakiejś roboty.A on nie potrafił jej od tego odwieść.- Dev?Uśmiechnął się.Wiedział, co zaraz powie.- Tak? - wymruczał prosto w jej włosy.- Przestań.Aaskoczesz mnie - oświadczyła z lekkim westchnieniem.No tak, było jeszcze lepiej, niż sądził.- Zostań jeszcze trochę - poprosił, obiecując sobie, że wnadchodzących latach będzie mruczał często i wytrwale.- Nie.Muszę wracać do pracy - zaprotestowała.Ku jego ubolewaniu siadła i zaczęła wkładać suknię; ulegając jejdeterminacji, pomógł jej pozawiązywać wstążki.Następnie sięgnął pokoszulę, którą beztrosko cisnął we wrzosy, i zmaltretowaną kamizelkę,uboższą o jeden guzik.Antoine będzie niepocieszony.Jane, chichocząc, przyglądała się jego wysiłkom, gdy próbował jązapiąć.Raleigh spojrzał na nią z komicznym wyrzutem.- Widzę, że lata życia dandysa mam już za sobą.- Jane nie wyraziłaAnula & ponaousladanscwspółczucia, lecz podnosząc się z pledu, skinęła z aprobatą głową.Raleighuprzytomnił sobie, że nie tylko jego garderoba wymaga zmiany, iświadomość ta rozweseliła go.Wreszcie i on, śladem swoich przyjaciół,wkraczał w nowe życie pełne miłości, za którą tak często tęsknił.Gdyby tylko mógł być spokojny o ich wspólną przyszłość.Patrząc nazarośniętą posesję wokół Craven Hall i pomagając Jane złożyć pled,rozmyślał nad obowiązkami, jakie go czekały.Zbiry, z którymi rozprawił sięwczorajszej nocy, miały zostać przekazane władzom.Choć nie interesowałgo pościg za resztą bandy, był jeden przeciwnik, którego nie zamierzałlekceważyć.- Nie gniewaj się, ale czuję, że muszę dzisiaj jeszcze coś zrobić, toznaczy coś przy domu - powiedziała Jane.Uniósł jej podbródek i złożył szybki pocałunek na jej ustach.- Rozumiem cię.Sam też mam pewne obowiązki.- Notariusz? - spytała, schodząc w dół pośród wysokich traw.- Nie.To sprawa związana z twoimi porywaczami.- Mówisz o ich zagadkowym wspólniku?- Tak.Chociaż zagadkowy" jest ostatnim słowem, jakiego bym tuużył.Prędzej odrażający" albo groteskowy", pomyślał Raleigh.Aleprzynajmniej jego domostwo będzie wolne od tej kreatury, bo nawet Janenie mogła zakwestionować pewnych faktów.Spojrzał w jej stronę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]