[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nigdy nie dowiesz się, jak bardzo bymchciała, ale nie mogę. Zaśmiała się nagle, gdy poczuła łzy nabiegające jej dooczu. A ty? Zdradzić? Gawyn Trakand, to słowo pasuje do ciebie tak, jak mrokpasuje do słońca. Niewypowiedziana obietnica sprawiła, że poczuła się lepiej,jednak nie mogła wszystkiego tak zostawić.Musi wykorzystać to, co jej dał, wy-korzystać przeciwko temu, w co wierzył.A więc musiała mu coś ofiarować z sie-bie. Sypiam w namiotach, ale każdego ranka wędruję do miasta.PrzekraczamBramę Muru Smoka tuż po wschodzie słońca.Zrozumiał, rzecz jasna.Ofiarowała mu wiarę w wartość jego słowa, złożyłaswą wolność w jego ręce.Ujął jej dłonie, odwrócił je i delikatnie ucałował ich28wnętrza. Drogocenną rzecz powierzyłaś mej opiece.Gdybym chodził pod BramęMuru Smoka każdego ranka, ktoś z pewnością by zauważył, poza tym mogę poprostu nie mieć codziennie czasu, nie dziw się jednak, jeśli będę pojawiał się zatwymi plecami wkrótce po tym, jak znajdziesz się w mieście.Kiedy Egwene wyszła w końcu z gospody, słońce zdążyło już pokonać zna-czący etap swej drogi po nieboskłonie i nastała najgorsza część dnia, co sprawiło,że tłum przerzedził się nieznacznie.Nawet nie sądziła, że można się żegnać takdługo; całowanie się z Gawynem z pewnością nie stanowiło tego rodzaju ćwiczeń,jakie zamierzyły dla niej Mądre, jednak jej serce wciąż biło jak po wyczerpującymbiegu.Stanowczo przegnała z głowy myśli o nim cóż, przynajmniej, wkładającw to sporo wysiłku, zepchnęła je gdzieś na dno umysłu; całkowite zapomnienieprzekraczało jej możliwości i wróciła do jakże korzystnego ze względów ob-serwacyjnych stanowiska przy stajni.Wewnątrz rezydencji ktoś wciąż przenosił;zapewne więcej nizli jedna, chyba, że któraś z nich splatała coś naprawdę po-tężnego; czuła to mniej wyraznie niż poprzednio, wciąż jednak nie mogło byćnajmniejszych wątpliwości.Jakaś kobieta właśnie wchodziła do domu, ciemno-włosa kobieta, której Egwene nie rozpoznała, chociaż widoczny brak śladów dzia-łania czasu na twardych rysach twarzy jednoznacznie stanowił o jej tożsamości.Tym razem nie próbowała już podsłuchiwać i nie została długo jeżeli miałytak wchodzić i wychodzić, rosło zagrożenie, że zostanie dostrzeżona i rozpozna-na mimo tego ubioru wszakże kiedy opuszczała swój posterunek, jedna myślnieznośnie tłukła się po jej głowie.Co one knują? Zamierzamy złożyć mu propozycję odprowadzenia pod eskortą do Tar Va-lon powiedziała Katerine Alruddin, nieznacznie zmieniając pozycję.Nie po-trafiła ostatecznie zdecydować, czy cairhieniańskie krzesła są tak niewygodne, najakie wyglądały, czy po prostu każdy z góry zakłada, że są niewygodne, ponieważtak właśnie wyglądają. Kiedy już opuści Cairhien i wyruszy do Tar Valon, totutaj pojawi się.luka.Lady Colavaere, która siedziała naprzeciwko niej na złoconym krześle, po-chyliła się lekko w jej stronę, bez cienia uśmiechu na twarzy. Mówisz ciekawe rzeczy, Katerine Sedai.Zostawcie nas warknęła na służbę.Katerine uśmiechnęła się. Zamierzamy złożyć mu propozycję odprowadzenia pod eskortą do Tar Va-lon powiedziała, wyraznie artykułując słowa, Nesune, ale wewnątrz poczuła29lekkie ukłucie irytacji.Pomimo z pozoru szczerego oblicza, Tairenianin nie prze-stawał przestępować z nogi na nogę, najwyrazniej odczuwając niepokój w obec-ności Aes Sedai; być może nie potrafił przestać myśleć o tym, iż ona właśniew tej chwili może przenosić.Tylko Amadicjanin mógłby być trudniejszym part-nerem do rozmów. Kiedy już wyjedzie do Tar Valon, w Cairhien pojawi sięzapotrzebowanie na kogoś o silnej ręce.Wysoki Lord Meilan oblizał wargi. Dlaczego mi o tym mówisz?Uśmiech Nesune mógł oznaczać wszystko i nic.Kiedy Sarene weszła do salonu, w środku zastała jedynie Coiren i Erian.Piłyherbatę.Rzecz jasna towarzyszył im sługa, gotów im w każdej chwili dolać dofiliżanek.Sarene odprawiła go ruchem dłoni. Berelain może przysporzyć nam kłopotów oznajmiła, gdy tylko drzwizamknęły się za tamtym. Nie mam pojęcia, czy w jej przypadku skuteczniejszeokaże się jabłko, czy bat.Jutro mam się spotkać z Aracome.nieprawdaż?.Sądzę jednak, iż Berelain będę musiała poświęcić znacznie więcej czasu. Jabłko albo bat odpowiedziała Erian spiętym głosem. Cokolwiek bę-dzie konieczne. Jej twarz przypominała maskę wyrzezbioną z bladego marmu-ru, otoczoną skrzydłami kruka.Sarene żywiła skrywaną słabość do poezji, aczkol-wiek nigdy nie pozwoliłaby, aby ktokolwiek się dowiedział, że może ją zajmowaćcoś tak.uczuciowego.Umarłaby ze wstydu, gdyby Vitalien, jej Strażnik, od-krył, że spod jej pióra wyszło porównanie, w którym stawał się on panterą alboinnym pełnym wdzięku, silnym i niebezpiecznym zwierzęciem. Wez się w garść, Erian. Jak zwykle głos Coiren brzmiał tak, jakbywygłaszała jakąś mowę. Sarene, ona się martwi plotką, jaką zasłyszała Ga-lina, plotką, w myśl której Zielona siostra była w Azie razem z młodym Randemal Thorem, a obecnie przebywa w Cairhien. Zawsze mówiła o nim młodyRand al Thor , jakby wciąż chciała przypominać swoim słuchaczom, że jest mło-dy, a tym samym niedoświadczony. Moiraine i jeszcze na dodatek jakaś Zielona zadumała się Sarene.Tomogło naprawdę oznaczać kłopoty.Elaida upierała się, że Moiraine i Siuan dzia-łały całkowicie na własną rękę, kiedy pozwalały na to, by al Thor spokojnie cho-dził sobie po świecie bez żadnego nadzoru, ale jeżeli w całą sprawę wmieszanabyła choćby jeszcze jedna Aes Sedai, mogło to oznaczać, iż inne też brały udziałw spisku, a ta Zielona mogłaby stanowić nitkę wiodącą do kilku dalszych, byćmoże nawet wielu, z tych, które uciekły z Wieży po obaleniu Siuan. Nie nale-ży jednak zapominać, że to tylko plotka. Być może nie tylko oznajmiła Galina, wślizgując się do komnaty. Niesłyszałyście? Ktoś przenosił niedaleko nas tego ranka.Co miała zamiar osiągnąć,30nie potrafiłam stwierdzić, ale chyba bez trudu potrafimy się domyśleć.Paciorki wplecione w cieniutkie, ciemne warkocze Sarene zastukały, kiedyżywo pokręciła głową. To nie jest żaden dowód na obecność Zielonej, Galina.To nie jest nawetwystarczająca przesłanka, by wnosić, że była to Aes Sedai.Słyszałam opowieści,że niektóre kobiety Aielów, spośród tych zwanych Mądrymi, potrafią przenosić Tomogła być też jakaś biedaczka, którą wypędzono z Wieży, ponieważ nie przeszłainicjacji Przyjętej.Galina uśmiechnęła się, ukazując lśniąco, białe zęby. A ja uważam, że to dowód na obecność Moiraine.Słyszałam, że opanowałasztukę podsłuchiwania i nie wierzę w opowieść o jej nazbyt wygodnej w tychokolicznościach śmierci, skoro nikt nie widział ciała i nikt też nie potrafił podaćżadnych dokładniejszych szczegółów.Tym Sarene niepokoiła się co najmniej w równym stopniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]