[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No, żywo! Czy to pan Irvin?  wykrzyknął chłopak w zdumieniu. Nareszcie odgadłeś.Otwieraj.Przywiozłem bagaż, który należy szybkoumieścić za kratkami.Poskutkowało.Zawiasy zgrzytnęły, rozespany Bob ukazał się na progu. Szeryfa nie ma  powtórzył. Już to słyszałem, ale ty co tu robisz? Pilnuję  odparł z dumą. Mamy więznia.Ach!  coś nagle sobieprzypomniał. Pan go musi znać.To ten sam jegomość, który brał udział wnapadzie na pociąg.Tak twierdzi szeryf. Co?  zdumiał się Irvin.Przyszła mu do głowy nieprawdopodobna myśl, że schwytano jakiegoś drugiegoCzarnego Jacka albo że ten osobnik, którego taszczył z Dawn, wcale nie jestJackiem. Co ty gadasz? Najświętszą prawdę. Niech i tak będzie, a teraz odłóż pukawkę i chodz pomóc.Wezwanie było uzasadnione.Jeniec na pół zdrętwiał w swej niewygodnejpozycji na siodle i musieli go wnieść do wnętrza budynku.Tam Bob, na żądanieIrvina, otworzył kluczem furtkę solidnego pomieszczenia  żelaznej kraty przegradzającej dalekie wnętrze szeryfowskiego lokalu.Za żelaznym płotemdrzemał na drewnianej pryczy jakiś człowiek okryty po uszy pledem.CzarnegoJacka złożyli na sąsiednią pryczę.Nie odezwał się ani słowem i robił wrażenie omdlałego.Teraz Irvin ostrożnie uchylił koc i przyjrzał się twarzy śpiącego więznia.Och,nie był to sobowtór Czarnego Jacka! Nic a nic niepodobny do bandyty.Alezarośnięte oblicze nie było farmerowi obce. To ten?  upewnił się szeptem. A któż by inny? Trochę włóczęga, trochę złodziejaszek.On pomagałCzarnemu Jackowi.To rzekłszy Bob z namaszczeniem zamknął drzwi aresztu. Do licha!  Irvin klepnął się dłonią w czoło. Wszystko przez to, żejestem taki zmęczony.Teraz wiem: ten włóczęga siedział w drugim końcuwagonu.Cóż za dziwne zrządzenie losu? Pomocnik spotkał swego mistrza. Mistrza? Nie rozumiem.Kogo pan tu sprowadził? Czy szeryf nie będzie sięgniewał, że go zamknąłem? Ale jednak zamknąłeś, chłopcze.I słusznie.Biorę na siebie pełną za toodpowiedzialność.Pilnuj go dobrze, to nie lada ptaszek.Ja muszę odejść, ledwiejuż na nogach stoję, a mój koń podobnie.Jak się prześpię, wrócę. Co mam powiedzieć szeryfowi, gdy zapyta, kto to jest? Nie zapyta.Wystarczy, jak spojrzy.Pozna Czarnego Jacka.To powiedziawszy Irvin wyszedł na dwór zostawiając Boba z szerokootwartymi ustami.Wkroczył w ciągle jeszcze pustą ulicę, wiodąc konie za uzdy.Skierował się kuznanemu sobie hotelowi. Nie masz pojęcia, Karolu, jaki byłem zmachany.Chociaż ostatni etap drogibył najkrótszy.Zupełnie jakbym w sobie zmagazynował cały trud przebytejdrogi i on dopiero w Wichita dał znać o sobie. To jasne  zauważył Gordon. Tak bywa, gdy nadchodzi nerwoweodprężenie, człowiek zaczyna się czuć słaby jak flak.Hotel odnalazł Irvin bez trudu, stajnię i pokój w tym hotelu również.Mył siędługo i dokładnie.Kiedy wreszcie doprowadził swą odzież do jakiegoś porządku, na ulicach Wichita Falls poczęły już turkotać pierwsze farmerskiewozy, a pierwsi kowboje z wysokości siodeł swych wierzchowców rozglądalisię za sklepami, w których chcieli dokonać niezbędnych zakupów.A przecieżnależało jeszcze coś przekąsić.Po rannych ablucjach Irvin poczuł głód.Ostatecznie zjawił się w siedzibie Murphy'ego gdzieś koło południa.Bob tkwiłw drzwiach i wyglądał na znacznie mniej śpiącego niż przedtem. Szeryf kazał pana szukać, ale nie wiedziałem, jak. Oczywiście.Przecież w Wichita jest aż tyle hoteli!  zauważył ironicznieIrvin. No, gdzie szeryf? U siebie.Nigdy nie widziałem go tak podnieconego  dodał szeptem. Ba!  powiedział tylko farmer zatrzymując się na sekundę przed zawartymidrzwiami szeryfowskiego  gabinetu".W tym jednym  ba!" zawarta została spora porcja osobistej dumy. Szeryf był podniecony  opowiadał Irvin  a co ja czułem? Do tamtejchwili.nic.Nie miałem czasu na rozważania.Dopiero uwaga Boba rozjaśniłamoją mózgownicę.Schwytałem nieuchwytnego Jacka.Nawet dla Murphy'egobył to powód do dumy, a cóż dopiero dla mnie! Tak to nagle odczułem. Mieliśmy kłopot z nimi  powiedział chłopak. Z kim?  zapytałem. Z Czarnym Jackiem i tym drugim.To heca, panie! Nie wiem, jak się nazywanaprawdę Czarny Jack i jak ten drugi.Czy są ludzie bez nazwisk? Jak sobie ztym poradzi szeryf? Na pewno sobie poradzi  odparłem. To nie żaden kłopot. Ale oni się pobili.Zdziwiło mnie.Przecież Czarny ledwo się ruszał. Należało ich rozdzielić  powiedziałem. Nie mamy oddzielnych klatek.Bob się rozgadał i nieprędko by skończył, gdyby nie otworzyły się drzwi. Znałem go bardzo krótko  opowiadał pózniej Irvin  a przecież wówczas, co za nieoczekiwane uczucie!.wydał mi się starym, wiernym przyjacielem.Oczywiście, tego po sobie nie pokazałem.Jeszcze by mnie wyśmiał.Przecieżon, szeryf, a ja farmer na kawałku jałowej ziemi! Nie bądz taki skromny  zauważył Karol tonem nagany. Możesz zawszezostać takim samym szeryfem, a wątpię, czy ten twój Murphy potrafiłbygospodarować na roli.To znacznie trudniejsza sztuka. Irvin  powiedział krótko szeryf  wejdz  i zamknął drzwi przed nosemrozgadanego chłopaka. Siadaj.Wyglądasz znakomicie  stwierdził zajmującmiejsce po przeciwnej stronie biurka. Znakomicie  powtórzył. A terazopowiadaj.Wszystko.Bob!Krzyknął tak gromko, że głos musiał dotrzeć poprzez zamknięte drzwi.Słucham, szeryfie. Nie ma mnie dla nikogo.Czy Bentley ich pilnuje? Siedzi za kratą bez przerwy. To dobrze.Idz i nie wracaj, póki cię nie zawołam.Kiedy Bob zniknął, szeryf rozparł się wygodnie w fotelu. Teraz zamieniam się w słuch  oświadczył.Pózniej, przez cały czas wypełniony opowiadaniem Irvina, nawet się nieporuszył.Gdy farmer skończył, Murphy podniósł się, uścisnął mu dłoń. Nie mam słów dla ciebie, Irvin.To było wspaniałe, wprost nie do wiary.Zupełnie jak bajka któregoś z tych starych gawędziarzy, gdy wspominają dawnedzieje przy ognisku.Aż mi się wierzyć nie chce.A przecież Czarny siedzi zakratą, kilka kroków stąd!Irvin nigdy dotychczas nie widział szeryfa tak poruszonego, odczekał, ażMurphy się uspokoi.Szeryf, jako człowiek zrównoważony, aż ponad przeciętnąmiarę, szybko się opanował.I tym razem praktyczny jego umysł skierowałmyśli Irvina ku aktualnym sprawom. Mówił ci Bob o tej bójce?  zapytał farmera. Tak.Nie sadziłem, że Czarny Jack po tak ciężkiej drodze będzie miał jeszcze tyle energii. Czarny Jack? Co ci ten chłopak nagadał? To przecież tamten, rozumiesz?Tamten oberwaniec o mało nie zabił twego więznia. Co?! No tak, właśnie tak! Miał jakieś pretensje do Czarnego.Zdaje się, że o tennieudany napad na pociąg, bo to wspólnik. O tym już mi Bob mówił. Ale coś pokręcił.Jack jest słaby jak mucha i gdyby nie nasza interwencja.zresztą mniejsza z tym.Niech się sędzia martwi.Słuchaj, Irvin! Proponuję cistanowisko mego zastępcy, z pensją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire