[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po krótkim wahaniu podążyłem za nimi, postanawiając odwiedzić okręt wdrodze powrotnej.Z portu rozgałęziało się kilka korytarzy rozmaitej wielkości.Część z nichmiała zapewne znaczenie gospodarcze, bowiem środkiem wiodły szyny kolejki wąskotoro-wej, a ściany były porysowane i odarte z tynku.Weszliśmy w jeden z korytarzy, większy istaranniej wykończony, biegnący ku środkowej części fortu.Minęliśmy grodzie wodoszcze-lne i w ścianach tunelu ukazały się rozmieszczone w symetrycznych odstępach drzwi.Arespchnął jedne z nich poddały się z pewnym oporem.Staliśmy w progu niewielkiego, skro-mnie umeblowanego pokoju.Aóżko żelazne z rozrzuconą, sczerniałą pościelą, stolik z anty-cznym telefonem, wywrócone krzesło.Wtem wzrok mój napotkał coś długiego, wystającegozza drzwi tuż przy podłodze.Przeszedł mnie dreszcz to była ręka ludzka.Wyschnięta,oblepiona pergaminem skóry sterczała jak kawał drewna, zaciskając w kikucie dłoni pistolet.Weszliśmy do środka.Trup siedział oparty o drzwi ze zwieszoną na bark głową, podobnywyglądem do mumii egipskiej. Zastrzelił się stwierdził Raman, oglądając niewielki otwór w czaszce. Ale dlaczego? odezwałem się, czując nagłą suchość w gardle. Co go mogłoskłonić do tak szalonego kroku? Zamilkłem, rozumiejąc całą bezsensowność tych pytań,na które nikt mi nie mógł udzielić odpowiedzi. Chodzmy dalej powiedział Raman szkoda czasu.Wpierw musimy dotrzeć dojakiejś centrali, wyłączyć miotacz i pola minowe, a potem będziemy się rozglądać.Zresztąniech się nad tym zastanawiają instytuty historii.Na pewno zaraz wyślą tutaj kilka wypraw. Sądzisz, że fort jest całkowicie niezamieszkały? Tak.Ci co tu żyli, uciekli albo dawno wymarli.Korytarz kończył się kręconymi schodami prowadzącymi w dół.Z boku widniałydrzwiczki nieczynnej windy.Zaczęliśmy schodzić.Po przejściu trzydziestu stopni weszliśmydo dużej, okrągłej sali, spełniającej rolę wewnętrznego dziedzińca.Zbiegały się tutaj wylotysześciu tuneli oznaczone wymalowanymi na murze cyframi.Dookoła ścian wspinała się krętąspiralą galeria dochodząca aż do drugiej, ostatniej kondygnacji.Na podłodze, tak jak i wporcie, leżały rozmaite przedmioty porzucone przez mieszkańców budowli.Niezdecydowani krążyliśmy po sali, odczytując napisy umieszczone u wylotów tuneli.Przy trzecim na tabliczce widniał wygrawerowany wyraz Commando.Poszliśmy w tymkierunku.Po bokach rozgałęziały się liczne korytarze pełne drzwi i wnęk, czasem mijaliśmyleżące na podłodze zwłoki ludzkie, skurczone, zmalałe, robiące wrażenie pustych worków.Imgłębiej wchodziliśmy w tunel, tym więcej napotykaliśmy trupów zastygłych w nienaturalnychpozach wzdłuż ścian.Po kilku minutach marszu dotarliśmy do końca korytarza.Zamykały godrzwi wahadłowe.Pchnąłem je i wydałem okrzyk grozy.Stałem w progu sali-grobowca.Namarmurowych płytach posadzki leżały setki ciał ludzkich sczepionych w walce o dopchaniesię do drzwi widniejących w przeciwległej ścianie.Przy samym murze trupy leżały jedne nadrugich, potworne kłębowisko kościstych badyli obleczonych w brunatne szmaty mundurów,ubrań i sukien.Widocznie ludzie ci, pędzeni obłąkańczą trwogą, tłoczyli się, padali, deptalipo sobie, chcąc dotrzeć do drzwi, pod którymi dosięgnęła ich śmierć.Po chwili zauważyłem,że między trupami biegnie jakby ścieżka, ktoś widocznie odsunął zwłoki, torując sobie drogę.Pokazałem ją towarzyszom. To wszystko jest bardzo dziwne mruczał Ares, rozglądając się po sali. Wiesz,redaktorze, oni nie zostali zastrzeleni, nie widzę żadnych śladów. Może ich otruto powiedziałem, ściszając mimowolnie głos. Spójrzcie, prze-ważnie przyciskają ręce do brzucha.Raman milczał, wodząc zasępionym wzrokiem po sali. Mnie się to wszystko nie podoba powiedział nagle tak, jakby chciał odpędzićjakieś natarczywe myśli. No, po prostu nie wiem, jak można było. urwał i machnąłręką. Chodzmy dalej!Drzwi okazały się pancerną płytą pokrytą fornirem.Widocznie władcy fortu w pełnidbali o swoje bezpieczeństwo.Drzwi były uchylone po śmierci tych ludzi otwarto je.Zanimi znajdował się przedsionek prowadzący do dużego, luksusowo umeblowanego pokoju.Itutaj były trupy.Siedziały w dziewięciu głębokich, wybitych skórą fotelach wśród starych,rzezbionych mebli: jedne nienaturalnie sztywne z odrzuconymi w tył głowami, inne przewie-szone bezwładnie przez wyściełane poręcze.W głębi, za szerokim biurkiem, wpółleżąc najego płycie zastygła jakaś postać.Z mojego miejsca widziałem tylko małą, obciągniętą skórączaszkę wsuniętą głęboko w ramiona i złotem błyszczące dystynkcje. Musimy znalezć plany fortu powiedział Raman, podchodząc do biurka.Zaczęliśmy przeglądać pożółkłe papiery.Szafy nie zawierały nic ciekawego: książki,butelki o barwnych etykietach i przedmioty codziennego użytku zapełniały wszystkie półki.Zniechęcony rezultatami poszukiwań rozglądałem się dookoła, czekając aż nurkowie zakoń-czą swą pracę, gdy uwagę moją zwróciła ledwo dostrzegalna wypukłość ściany w narożnikupokoju.Zaciekawiony podszedłem bliżej.Wypukłość zniknęła, zatarła się wśród gładkichpłyt marmurowych tworzących rodzaj płaskiej kolumny sięgającej do sufitu.Dopiero poszczegółowym zbadaniu ściany odkryłem małe, dobrze zamaskowane drzwiczki.Widocznieprzypadkowo natrafiłem na tajny safes dowódcy fortu.Przywołałem nurków.Po chwili fiole-towy płomień z ramienia automatu zagłębił się w metal, pryskając raz po raz rojem iskier.Po kilku minutach w drzwiach widniał ciemny otwór o chropawych, spalonych brze-gach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]