[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesteś sama.Miasto zostało za tobą.Miasto, którego już nie ma.Uciekaj przed siebie, ku słońcu, które jak każdego dnia wstaje i błyszczy.Przezroczysty Ptak leci naprzeciw.Czy to Białoskrzydły Olbrzym prześwietlony słońcem,czy obłok jasności?Nie skręcasz, nie wzbijasz się, nie nurkujesz w ucieczce.Lecisz w jasność, w przezroczy-stość, w łagodny blask jego piór.On jest powietrzem, światłem, horyzontem, światem.Zbliżasz się do niego bez niepewno-ści, bez lęku, który tak często poraża ptaki i wywołuje panikę.Jest bardziej przejrzysty niżmorskie płycizny w pogodny dzień.Bielszy od porannej mgły.Ptak, a może przywidze-nie?.Jego skrzydła ogarniają świat.Nie, to świat mieści się w nim i w jego skrzydłach.Okrągłejasne oczy i wydłużony promienny dziób.Nie jest drapieżnikiem.Raczej przeogromnym gołębiem, podobnym do ciebie, jak ty wę-drującym, a może uciekającym przed odległą katastrofą.Leci do miasta, z którego ty odlatujesz przerażona zniszczeniem gniazda i śmiercią naj-bliższych ptaków.Czyżby był tylko snem, wyśnionym podczas lotu w rozrzedzonym powietrzu na zawrotnejwysokości? Przelotne, lecące wysoko ptaki często zasypiają, przeżywają sny, zwidy, złudze-nia, a gdy się budzą, to nawet nie wiedzą, że spały.Zbliża się.Dostrzegasz nie kończące się pióra skrzydeł, wypełniające przestrzeń od ziemipo niebo.Ich uderzenia są wolne, zdecydowane i mocne.Wielki Ptak zna cel, kierunek i drogę.Na niebie pojawiły się już pierwsze gwiazdy.Zdąża na północ, ty lecisz na południe.Nagle wydało ci się, że Ptak chce cię zatrzymać, że chce, abyś powróciła do miasta zruj-nowanego wstrząsami.Już.Wlatujesz w ogromne przejrzyste oko, jesteś w nim, w mózgu Ogromnego JasnegoPtaka, lecącego naprzód z tobą wewnątrz.Z tobą lecącą w przeciwnym kierunku.Przelecia-łaś, przemknęłaś, prześliznęłaś się przez przejrzysty jasny cień, cichy i bezszelestny.Rzeczy-wisty czy nierzeczywisty?Tak wielki ptak, a jakże bezgłośny, milczący.Chyba to sen, bo sny są bezdzwięczne.Alot białej sowy, czy nie jest najcichszy, jak ze snu?Lecisz na południe.Dokoła płoną gwiazdy, ptasie gwiazdozbiory, odwieczne drogowska-zy.Jak wszystkie ptaki rozróżniasz, dostrzegasz, rozumiesz, wiesz.Noc nad tobą, noc wokółciebie.Księżyc.Spadające gwiazdy.Mkniesz wzdłuż skalistego brzegu wyzłoconego księżycową poświatą.Lekki łuk.Dalekoza tobą pozostała przejrzysta biel miarowo uderzających skrzydeł.Ciepły prąd bijący od nagrzanych skał unosi cię wyżej i wyżej.Skrzydła nie czują zmę-czenia.Oddychasz, lecz nie wyczuwasz powietrza.Gęste pióra chronią przed chłodem wyso-kości i nocy.Morze, zmarszczki fal, skały, wyspy, rafy.Lecisz z ciepłym wiatrem do nie znanego wy-brzeża, do lądu.Czy stąd pochodził Przejrzysty Ptak? Czy był jawą, czy snem?124Rozglądasz się, badasz nie wierząc, że doleciałaś aż tu.Wtem wydaje ci się, że fruną przytobie Om, Szary Gołąbek i ów lśniący fioletem srebrnoszary Młody Gołąb o lekko podłuż-nych, jakby nie do końca otwartych oczach, który pewnego dnia nie powrócił z wyprawy dopomarańczowego gaju.Chcesz dotknąć ich skrzydłem, wyczuć muśnięcie ich piór.Jesteś sama.Samotna nad drżącym morzem i wyspami, które w świetle księżyca przypo-minają uśpione zwierzęta.Z daleka na wodzie młode pelikany są niewidoczne.Matowy szary puch zlewa się z po-wierzchnią odbijającą niebo zamglone, zasnute chmurami.Dojrzałe ptaki kłapią ostrzegawczo skórzastymi dziobami.Na brzegu z łapami w płytkiej wodzie stoi wyleniały szakal z wywieszonym językiem.Usychające drzewo, próchniejący dąb, z którego tylko najniższe gałęzie wypuściły tej wiosnydrobne liście, osłania cię przed olbrzymim płonącym słońcem.Mrużysz oczy z senności izmęczenia.Chcesz spać, chcesz śnić.Nogi uginają się, dziób rozwiera lekko, oczy zachodzą białą bło-ną.Doleciałam.Jestem, żyję.Zobojętniała, znużona, umęczona.W oczach drżą czerwone kręgi.Otwieram oczy.Skalne rumowisko, tylko gdzieniegdzie przebija zieleń trawy lub wątłegodrzewka.Wyżej ruiny domów, mury, budowle z porozrywanej falistej blachy, drogi.Gdzie jestem? Południowe słońce grzeje mocniej niż w mieście, z którego uciekłam.Niema wilgotnych chłodnych wąwozów, rozległych splątanych winorośli, pomarańczowych ioliwnych gajów.Nasiona szybko dojrzewających traw mieszają się z piaskiem i pyłem.Dokoła pustynia,skalne rumowiska i zbiorniki przeważnie słonawej wody, która nie gasi pragnienia.Tylkoporanna rosa, o ile się pojawi, jest zimna i chłodna.I ta rzeka, tak często wysychająca.Chcę spać, chcę śnić, śnić o tamtym mieście, które opuściłam po przerażającym trzęsieniuziemi i które pogrzebało moje gniazdo.To miasto jest mi nadal najbliższe i tęsknię za nim.Przymykasz oczy.Nie możesz spać, nie będziesz śnić.Gałęzie dębu, na którym schroniłaś się przed słońcem, są szerokie, rozłożyste.Podkuliłamnogi i leżę wygodnie na boku, rozglądając się po okolicy.Gołębie, z którymi wyfrunęłam ztamtego miasta, chyba nie doleciały?Czyżby zatrzymały się na wyspach, a jeżeli leciały za nisko i zmoczone falami spadły domorza?Ciepło, sennie, spokojnie.Tylko ten szakal biegający w płytkiej wodzie skamle i poszcze-kuje na ptaki, których i tak nie schwyta.Cień przesuwa się, więc i ty przesuwasz się bliżej pnia.Powietrze nad rumowiskiem drży,pulsuje, faluje, unosi się, opada.Skwar rozleniwił cię, rozpłaszczył na konarze odartym z ko-ry.Brzeg gęsto wypełniają muszle i kamienie.W takim miejscu pełno jest drobnych krabów iraczków, nie większych niż ziarno grochu.Kiedy zbliży się wieczór, wypełzną, wyskoczą,pojawią się gromadnie.Można się wtedy najeść i ugasić pragnienie zawartą w nich wilgocią.Ziewasz.Przeciągasz skrzydła, prostujesz nogi.Rozczesujesz puch na piersi i lotki skrzy-deł.O tej porze zwierzęta i ptaki śpią, odpoczywają, leniuchują.Przytulasz się do szorstkiejkory pnia, zapadasz między sen i jawę, w świat, o którym nie wiesz, czy rzeczywiście istniejena zewnątrz, czy jest tylko w tobie?Lecisz tam nad rzekę do leżącego w kotlinie miasta.Na górującej nad miastem skarpie, w najwyższym domu wpadasz przez okno do pokoju,gdzie w metalowym fotelu na kółkach siedzi wyschnięty szkielet człowieka, który rozsypujesię w podmuchu twych skrzydeł.125Na brzegu nagły wrzask.Pelikany odlatują
[ Pobierz całość w formacie PDF ]