[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Błyskawicznie łapał z nią kontakt ponadsłowny, co dotądnawet wśród wykształconych elit Negger Bank nie było takie szybkie i oczywiste.A tu? Zdawało się, że pomiędzy nim a tą malutką kobietką nie ma żadnychcywilizacyjnych różnic.Ciekawe, czy cała ta kultura była bliska mentalnie, czy też po prostuona sama miała jakieś nieprzebrane pokłady empatii.W każdym razie z Iną rozmawiało musię jak z kimś bliskim.- Czy mogłabyś mi powiedzieć, gdzie jesteśmy? - zmienił temat, choć kwestia pilotówi tutejszych maszyn bardzo go interesowała.No niestety.Były też ważniejsze sprawy.Dolotnictwa wrócą pózniej.- Jesteśmy w twierdzy, która znajduje się we wnętrzu wydrążonej góry, tuż przymorzu.Właściwie nawet na cyplu.I jesteśmy oblężeni przez wojska Nayer.Bitwa, w którejprzypadkiem brałeś udział, była ostatnią próbą wyrwania się z oblężenia.Niestety, nieudaną.- Nie no, w porządku.Pytałem o sprawy bardziej ogólne.W jakim królestwie sięznajdujemy?- Nie jesteśmy królestwem, tylko związkiem wolnych ludzi.- Republiką?- Nie rozumiem tego słowa.Jesteśmy związkiem wolnych miast.- Aha.To do mnie trafia.A nazwa?Ina po raz kolejny pokazała swoje białe, równiuteńkie zęby.- Nie ma nazwy w języku ludzi.Legendy głoszą, że nazwa naszego związku pochodziz języka Bogów.- I jak brzmi?Dziewczyna otworzyła lekko usta i wydała bezgłośne tchnienie.Wyglądało to, jakbylekko chuchnęła.- Ach! - Tomaszewski postanowił zażartować i pacnął się dłonią w czoło.-Chuchlandia? Co rano, kiedy się witacie, każdy musi chuchnąć, żeby było jasne, kto sięwczoraj upił?- Ty paskudo! - Ina runęła do przodu, porwała wielką poduszkę i zaczęła okładaćTomaszewskiego z całych sił po głowie.- Zaraz tak przerobię nazwę twojego kraju, że.Nie usłyszał, co zamierzała zrobić, bo naparła z taką siłą, że oboje zwalili się napodłogę.Zmiejąc się, walczyli dalej i wcale przewaga nie była po stronie Tomaszewskiego,bo pod kołdrą był goły i musiał się nią osłaniać.Kiedy rozwalili stolik, a stojące na blacienaczynia runęły z brzękiem na podłogę, otworzyły się drzwi i stanął w nich starszy, kostycznymężczyzna.Oboje zamarli na podłodze.- Widzę, że zawarliście już bliższą znajomość - powiedział sucho.Tomaszewski przełknął ślinę.- Przepraszam, że nie podaję ręki, ale muszę zasłaniać się kołdrą, a poza tym pańskiczłowiek siedzi na mnie okrakiem.Mężczyzna usiłował zachować poważny wyraz twarzy.- Ina - powiedział surowo - prosiłem, żebyś grzecznie porozmawiała z naszymgościem, jak pilot z pilotem.A nie od razu w mordę, jak nie będzie chciał gadać.- Ale to nie pilot, tylko marynarz, panie.- Dziewczyna wyglądała na skonfundowaną.- To jeszcze nie powód, żeby go od razu bić po gębie.- Tylko drapała - Tomaszewski usiłował usprawiedliwić Inę.- Wybacz, gościu.- Mężczyzna poprawił na sobie skórzaną kamizelkę.- Zazwyczaj wnaszym kraju traktuje się przybyszów z szacunkiem.Mam nadzieję, że i ona się opamięta.Nie dając czasu na żadną reakcję, ukłonił się sztywno i zamknął drzwi.- Kto to był?- Mój dowódca.- Dziewczyna nie miała tęgiej miny.- Masz teraz przechlapane?- Raczej, psiamać, tak.- Przygryzła wargi.- Spokojnie, jakoś to załatwimy.- Tomaszewski usiłował wyczołgać się spoddziewczyny, nie tracąc jednocześnie kontaktu z kołdrą.- Słuchaj, masz coś, w co mógłbymsię ubrać?- Jest tu twój mundur.- Ina zeskoczyła z niego zgrabnie i podeszła do skrzyni podścianą.- Wyczyszczony i naprawiony na szwie, gdzie się rozdarł.- No dobra.- Tomaszewski, ciągle używając kołdry jako osłony, zaczął się ubierać.-Na czym skończyłaś? W sensie sytuacji u was?Ina westchnęła ciężko.Najwyrazniej to, co zobaczył jej dowódca, nie było tym, copowinien zobaczyć.- No szlag - prychnęła.- A srał to pies!Tomaszewski pokręcił głową.Dziewczyna z obcego kraju wydawała mu się tak bliskajak ktoś, kogo znał od dawna i od dawna lubił.Niesamowite.Zmiał się w duchu, widzączmiany zachodzące na jej twarzy.Usiłowała przestawić swój umysł na nowy tor myślenia.- To jest tak - zaczęła nareszcie po dłuższej chwili.- Walczyliśmy z Nayer prawie odzarania.Ale raczej dość niemrawo.Wiesz, jak to jest?- Krok w przód, krok w tył?- O właśnie.Takie tam zwykłe konflikty na granicy między krajami, które sązorganizowane według dwóch różnych idei.Ale od kilkunastu lat, może od dwudziestu już,Nayer napiera z coraz większą siłą.Jest coraz bardziej zdeterminowane.Ponosi jakieśmonstrualne straty, kompletnie nie liczy się z własnym wojskiem, ale prze naprzódnieubłaganie.Zdaje się, że ma niewyczerpane zasoby ludzkie.Nas nie byłoby stać na cośtakiego.A oni potrafią nawet narkotyzować swoich praktycznie nieuzbrojonych ludzi i pchaćnaprzód w szale, po to tylko, żeby nakryć nas ciałami.- Wojsko, które zaatakowało nasz wiatrakowiec tuż po wylądowaniu, wyglądało nazorganizowane.Obszarpańcy, ale mieli broń palną i komendę.- Bo pechowo trafiliście na elitę.Armię, która oblega naszą twierdzę.Murów, widzisz,nawaleni narkotykami szaleńcy gołymi rękami jednak nie zdobędą.Tomaszewski zamyślił się.Czy to był zbieg okoliczności? Jego umysł błyskawiczniekojarzył fakty.Kilkanaście lat temu wrogie królestwo pod bokiem wzmogło napór.Alpiniściw Górach Pierścienia znalezli na niebywałych wysokościach grób, czy raczej kurhanwzniesiony ku pamięci wyprawy zakonnej sprzed kilkuset lat.W tym miejscu znalezli teżlekko przestarzały wihajster służący do wspinaczki.Czyżby kupiony w świecie za górami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]