[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekał z zapartym tchem najej odpowiedz.Chociaż nie domyślał się, co może powiedzieć, sądził jednak, że i takzrobi mu się lżej na sercu.- Nie - odparła.- Na pewno nie wszystko.266 - Panno Letty, niech panienka popatrzy! Proszę!Mała dziewczynka w różowej sukience bez rękawów wpadła przez drzwi.Uśmiechała się tak szeroko, że krańce jej ust dotykały niemal uszu.W brudnejpiąstce ściskała coś, co w oczach McCady'ego wyglądało na wiązkę chwastów.Zatrzymała się i podała brzydką wiązkę Jessalyn.Chwasty zostały wyrwane zkorzeniami i ziemia brudziła świeżo zamiecioną podłogę.- Zerwałam je dla panienki.- Jessalyn przyjęła wiązkę chwastów z uśmiechem,który przebił na wskroś serce McCady'ego.- Są piękne - powiedziała cicho.- Dziękuję, Jessie.- Podniosła bukiet do twarzy.Zmarszczyła nos, powstrzymując kichnięcie.McCady poczuł gryzący zapachdzikiego czosnku.Odwrócił głowę, by się ukradkiem uśmiechnąć.Para kawek przeleciała za otwartym oknem.Trzepotały czarnymi skrzydłami,zagłuszając krzykiem dudnienie maszyny.- O, tam! - zawołała dziewczynka.McCady odwrócił się w kierunku wskazywanym przez małą Jessie.Niebo było terazpuste, ale coś zaniepokoiło kawki.Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.Zauważył mężczyznę, który zbliżał się do brzegu morza, to znikając, to pojawiającsię między skałami.Mężczyznę o masywnym torsie i splątanych włosach, którymiał na sobie płaszcz górnika i drelichowe spodnie.- Dziadek! - Mała Jessie krzyknęła głośniej niż kawki.- Jacky Stout - powiedziała Jessalyn.Zadrżała.McCady zdziwił się, dostrzegającstrach w jej oczach.- Kto?- Jacky Stout.- Jessalyn przytuliła dziewczynkę do siebie, a jedną dłoń położyła najej głowie.- Mała Jessie jest dzieckiem, które znalezliśmy kiedyś w kopalni.-McCady, poruszony, zerknął na małą.Blada, przestraszona twarzyczka obudziła wnim wspomnienie tamtego dnia.Dziecko miało ostro zarysowany podbródek i niecoskośne, kocie oczy.Czarne warkocze sięgały prawie pasa.Przez dziurę w grubychpończochach wyzierało podrapane kolano.Wydawała się zbyt duża.Ale przecież odtamtego czasu upłynęło ponad pięć lat.- Jacky Stout jest jej dziadkiem - oznajmiłaJessalyn.- Pamiętam go.Sądziłem, że może powieszono go za kłusownictwo.267 - Nie lubię dziadka - oświadczyła mała Jessie.- Raz mnie zbił i powiedział, żejestem.ten.bękart.Mama mówi, że dziadek nadaje się tylko na szubienicę.McCady przykucnął na piętach.Teraz byli do siebie zwróceni twarzą w twarz.Awięc to była mała Jessie.Bezwiednie podniósł dłoń do jej policzka, jakby chciałsprawdzić, czy istnieje naprawdę.Może zbyt długo tamto lato wydawało się bardziejsnem niż wspomnieniem.- Wątpię, czy to był twój dziadek - powiedział łagodnie.-Raczej jakiś wścibskigórnik, który przyszedł z daleka w poszukiwaniu pracy.- Nie, właśnie że mój dziadek - upierała się mała Jessie.Spojrzał na Jessalyn ichociaż jej twarz złagodniała, w oczachpozostał cień obawy.Chciał zapytać o Jacky'ego Stouta, o to, dlaczego się go boi,choć dawniej, podczas tamtego lata, wcale się nie bała.Ale właśnie weszła dośrodka Emily.Jej ładna twarzyczka promieniała szczęściem.Jessalyn zaczerwieniłasię i postąpiła kilka kroków w tył, jakby już sama rozmowa była czymśnieprzyzwoitym.- Och, musicie pójść ze mną, żeby coś zobaczyć! - zawołała Emily.- Jessalyn.milordzie.- Popatrzyła na męża i rumieńce wystąpiły na jej policzki.- Musicie "tampójść.Górnicy rywalizują o to, kto dalej rzuci stemplem.- Wymieniła uśmiech zmężem.- Nigdy czegoś takiego nie widziałam.Pokrzykując z podniecenia, mała Jessie pobiegła do Emily, Jessalyn podążyła za niąznacznie wolniej.McCady wyprostował się, ale pozostał na miejscu.Palaczotworzył pokrywę paleniska, uwalniając sporą porcję ciepła.Dosypał węgla ipłomienie strzeliły wyżej.Pod łukiem drzwi na tle niebieskiego nieba i zielenimorza stały dwie kobiety oraz dziecko.Emily powiedziała coś ze śmiechem doJessalyn.Wstrzymując oddech, McCady czekał, kiedy w odpowiedzi rozlegnie sięśmiech Jessalyn.Lecz Jessalyn się nie roześmiała.Po tym zdarzeniu powiedział sobie, że musi trzymać się od niej z daleka.Ale miałwrażenie, że wewnątrz niego siedzi coś żywego, co musi podtrzymywać, by niezmarło, w przeciwnym razie grozi mu powolna śmierć.Dlatego wodził za niąoczami,277 wyczuwał ją wszystkimi nerwami.A kiedy dostrzegł, że oderwała się od wszystkichi podążyła samotnie w stronę klifów, ruszył za nią.W pulsującym rytmie szybkie fale cicho połykały wąską plażę.Jessalyn siedziała naskale posiwiałej od chwastów i porostów.Usiadł obok.Zesztywniała, ale tym razemnie wyglądało na to, aby chciała uciekać.Nie było tu nikogo więcej, tylko oni obojei rybitwy.Tak pragnął jej dotknąć, że drżały mu dłonie.Zacisnął je w pięści międzyrozchylonymi kolanami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire