[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Coś sięma za chwilę stać.Han spojrzał na \onę.- Ale co?Leia przymknęła oczy, aby opanować szaleńczy wir pozbawionych słów wra\eń.Obrazy,których nie umiała zinterpretować, zalewały jej głowę w gorączkowym, szalonym tempie.- Han, chyba musimy się stąd wynosić.Szybko!Han zerwał się na nogi.Nie był na tyle głupi, aby kwestionować instynkt swojej \ony icórki.Cakhmain i Meewalh otoczyli ich ciasnym kręgiem i grupka zaczęła przepychać się dowyjścia ze stadionu.Nikt nie zwracał na nich uwagi, wszyscy byli zbyt przejęci spektaklem,który rozgrywał się na ich oczach.Dotarli bez przeszkód do końca trybuny.śaden morderca nie rzucił się na nich, nikt niepróbował im grozić.Nie mo\na było jednak zaprzeczyć, \e Leia nadal się denerwowała.Cokolwiek Jaina próbowała jej powiedzieć poprzez Moc, z ka\dą chwilą stawało się corazpilniejsze.- Co się dzieje, Leio? - dopytywał się Han.- Gdzie ona jest?- Gdzieś niedaleko.Nie chcę jej rozpraszać, Han, ona.Nagle w jej umyśle wytworzył się prawie doskonały obraz - materiały wybuchowe, zegar,szybko upływające sekundy.- Och, nadchodzi! -jęknęła.- Musimy uciekać! Uciekać! Wszyscy uciekać! - Krzyczała dootaczających ją ludzi, ale nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi.Wszyscy byli pochłonięcitym, co dzieje się na dole.Noghri bezlitośnie pchali przed sobą oboje Solo i C-3PO w kierunkuwyjścia ze stadionu.- Nie! - krzyknęła.- Nie ma czasu.Padnij! Padnij!Jej stra\nicy przycisnęli ją do ziemi, jaszczurczymi oczami badając tłum w poszukiwaniutego, co się zbli\ało.Pieśń obcych osiągnęła apogeum, wypełniając wyciem wszystkiegłośniki, uniemo\liwiając jakąkolwiek formę komunikacji.Jeszcze jeden desperacki obraz przesłany przez Jainę, tak wyrazny, \e w umyśle Leiiodezwały się słowa:230Tahiri, nie!Zwiat stał się nagle oślepiająco biały i jej połączenie z Jainą zostało zerwane.Barka lodowa zwolniła i zatrzymała się u stóp gigantycznej śnie\nej wydmy.Chropawewycie repulsorów milkło powoli, gdy osiadała na rozło\ystym dnie.Dłonie Fela z wprawąporuszały się nad konsolą, prowadząc statek do prawie doskonałego lądowania.Kiedy statek znieruchomiał, potę\ny mę\czyzna spojrzał niepewnie na Luke'a, jakby chciałspytać: Wiesz na pewno, co robisz?"Luke skinął głową, a Fel wyłączył tarcze.Barka zadygotała, kiedy omiótł ją lodowaty, wyjącywiatr.- Będziemy potrzebować kombinezonów - zauwa\yła Syal.Fel pokręcił głową.- Nie będziemy na zewnątrz a\ tak długo.Wszystko skończy sięw ciągu minuty lub dwóch.Danni zmarszczyła brwi, kiedy dziesięć okrągłych kształtów otoczyło barkę.Jej oczy a\pociemniały ze zmęczenia.- Nadlatuje - zauwa\yła, wskazując na ścigacz śnie\ny, podchodzący do lądowania obokbarki.- O, jeszcze jeden - rzekł Stalgis, równie\ wskazując palcem.Saba obserwowała, jak dziwaczne statki lądowały na krawędziach dysków.Ich silniki płonęływ podczerwieni jaśniej ni\ zimne słońce.Cztery pajęcze podpory wysunęły się, aby unieruchomićpionowy dysk na śniegu.Skoro tylko statek się ustabilizował, na jego boku otworzył się okrągłypanel, dając przejście kobiecie w czarnym, niczym nie-ozdobionym mundurze, bez szlifów iidentyfikatora.Postać była wysoka i smukła, jak wszyscy Chissowie.Saba obserwowała, jakkobieta śmiało podchodzi do zakrzywionej burty barki, po czym lekko wskakuje na pokład.Dołączył do niej drugi pilot, z dwuręczną rusznicą w dłoni.Saba widziała ju\ takie.Dowiedziała się te\, \e Chissowie nazywali je spalaczami.Pierwsza pilotka zdjęła hełm,odsłaniając osmagane wiatrem rysy pod krótko obciętymi włosami.Niebieska skóra twarzywydawała się zimniejsza ni\ otaczający ich lód.- Ganet - mruknął Fel.- Powinienem się spodziewać.- Kim ona jest? - zapytał Luke.- Dowodzi falangą konkurencyjnych syndyków, która nie zgadza się ze zmianami, jakiepróbuję przeforsować.Wiem, \e was te\ nie lubi.231Mistrz Luke uśmiechem zbył ukryte ostrze\enie.- Mo\e ju\ czas, \ebyśmy się spotkali - mruknął.- Zobaczymy, czy nie zmieni o nas zdania.Fel nie odpowiedział uśmiechem.Wsunął dłonie w cienkie czarne rękawiczki i spojrzał na\onę.- Wszystko gotowe?Syal skinęła głową i przycisnęła przycisk na panelu sterowania.Na ekranie z boku pojawił sięzegar odliczający w tył.Dwie minuty.minuta pięćdziesiąt dziewięć sekund minuta pięćdziesiąt osiem sekund.Główne drzwi się podniosły i ciepłe powietrze natychmiast zostało wyssane z kabiny.Lodowaty chłód owinął się wokół Saby, która zacisnęła zęby, próbując przetrzymać szok.Podobnie jak u większości jaszczurowatych, zimno powodowało spowolnienie jej ruchów.Będzie musiała zaczerpnąć sił z Mocy, aby to powstrzymać.Zrobiła to zatem czym prędzej,rozpalając kulę ciepła w piersi, która rozpłynęła się powoli po całym ciele.Jedynie końcepalców zachowały wra\liwość na zimno, więc zacisnęła ręce w pięści, a ogonem owinęła stopy.Soontir Fel pierwszy opuścił barkę, emanując spokojem i pewnością siebie.Obserwowałprzez chwilę scenę przed sobą, po czym przekroczył próg, aby zrobić miejsce pozostałym - zanim wyszli mistrz Luke, potem Saba, Mara i Stalgis.Danni i Syal pozostały w środku.Minuta czterdzieści pięć sekund.Fel stanął przed pilotką i zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów ze spokojną dezaprobatą.Wreszcie pokręcił głową.- Nie wyglądasz na osobę, która stosowałaby otwarty bunt, Ganet.- Mnie się bardziej podoba słowo usunięcie" - odparła spokojnie.- Wszystko, co usprawiedliwia twoje działania, tak?Drugi pilot stał za kobietą ze spalaczem w stanie gotowości.Dwa kolejne ścigaczewylądowały w pobli\u
[ Pobierz całość w formacie PDF ]