[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wytknąłpalcem Kaina, który wciąż klęczał na zalanej mlekiem słomie.- Nie pozostało nic z twojego imienia, teraz kiedy on zrobił z ciebie dziwkę.- Odwołaj te niecne słowa.Samuelu Millerze.!- Nie! Nie odwołam! - Przysunął twarz tak blisko, że czuła jego gorący oddech.- Pozwoliłaś mu utaplać cię wbłocie tak dalece, że nawet wieprze nie zechciałyby lec w twojej pościeli.- Wykrzywił z odrazą usta.Otarł wargirękawem kapoty, po czym splunął na ziemię.- Mam po uszy jego i ciebie.Ruszył w stronę wrót stodoły niemal pędem, jakby chciał opuścić to miejsce jak najprędzej.Abram poszedł wjego ślady, zatrzymując się tylko po to, by jej powiedzieć:-  Ale która w rozkoszach żyje, ta żyjąc umarłą jest.- A wasze uczynki tej nocy, nasz Abramie, nasz Samuelu?! - krzyknęła za nimi.- Wy też odpowiecie za nie wSądny Dzień!Odwróciła się w stronę Sola, który wciąż stał, jakby jego ciało za wiele ważyło, by zdołał się poruszyć.Knykciena prawej ręce miał opuchnięte i podrapane.- Sol! - Niemal się zakrztusiła, wymawiając jego imię.Policzki wydawały jej się jakieś sztywne i chłodne;zorientowała się, że płacze.- Wiem, jaki jesteś.Jak mogłeś brać w tym udział?Sol uniósł wielką głowę i spojrzał jej prosto w oczy.- Jeśli chcemy wyplenić chwast, musimy wyrwać go z korzeniami - odparł.Lecz kiedy opuszczał stodołę,poruszał się jak stary, chory człowiek.Z prostaczków, którzy twierdzili, że ją kochają, pozostał tylko Noah.Patrzenie na niego było dla Rachel zbytbolesne, utkwiła więc wzrok w latarni wiszącej nad jego ramieniem.- Zabierzesz się stąd, Noahu Weaverze, i twoja stopa nigdy więcej nie postanie w moim domu.- Pragnął cię, więc sobie ciebie wziął - rzekł Noah głosem ponurym, ze świadomością tego, czego absolutnie niemógł zaakceptować.- Wziął cię, a ty mu na to pozwoliłaś.- I tym usprawiedliwiasz to, co zrobiliście?156 - Jeśli nie zdobyłaś się na to, by pomyśleć o mnie, to co z Benem? - Zaciskał i rozwierał rytmicznie swoje wielkiefarmerskie dłonie, a jego szeroka pierś drżała.- Czy wyobrażasz sobie Bena patrzącego z nieba na was dwojeuprawiających - uprawiających wasze grzeszne i wstrętne perwersje?Wzdrygnęła się, ale głowę miała podniesioną.- Jeśli Ben widział dzisiaj jakieś perwersje, to uprawialiście ty i moi bracia.Rzucić się na kogoś z pięściami ibutami, w czterech na jednego, z zemstą w sercu, tak nigdy nie zachowywali się prostaczkowie.Uniósł ręce dłońmi do góry i zrobił niepewny krok w jej stronę.Zobaczyła łzy srebrzące się na jego policzkach ibrodzie.- Pamiętasz tę noc, Rachel, noc, gdy umarła moja Gertie? Powiedziałaś, że jestem ci drogi.To twoje słowa,Rachel.Powiedziałaś:  Jesteś mi taki drogi, Noahu.Skłoniłaś mnie do uwierzenia, że gdyby nie Ben, to tej nocyprzyszłabyś do mnie, byłabyś moja.A teraz.- A teraz wyrwałeś mi serce z korzeniami.Nie chcę więcej oglądać twojej twarzy.Opuścił ręce wzdłuż ciała i coś się w nim załamało jak w spróchniałym drzewie.Odszedł, szurając buciorami posłomie.Na progu jeszcze przystanął i odwrócił do niej, opierając rękę na framudze, jakby w ten sposób chciałutrzymać się w pozycji pionowej.- A on, Rachel, ten innowierca i zabójca? Co on ci może dać poza niedolą i potępieniem wiecznym?Siedział na krześle w kuchni.Ona uklękła między jego rozstawionymi udami i smarowała skaleczenia maściąjaskrową.Kiedy patrzyła na niego, klęczącego w stodole, powróciła myślami do tego pierwszego dnia, gdysłaniając się, szedł przez jej łąkę i wykrwawiał się na śmierć po postrzale.Tamtego dnia widziała w jego oczachdzikie przerażenie.Dzisiejszej nocy przerażenia w nich nie ujrzała.Znów były beznamiętne i zimne jak staw, wktórym odbija się zimowe niebo.Razem z Benjem pomogli mu się podnieść.Musiał się trochę na nich opierać, gdy wracał do domu.Niepowiedział do niej ani słowa, raz tylko wykrzyknął jej imię, żeby powstrzymać od dziabnięcia Noaha w plecygrabiami od siana.Zastanawiała się, czy rzeczywiście zrobiłaby coś takiego, czy dziabnęłaby kogoś grabiami.Tamyśl przyprawiła ją o mdłości.Zabrała się jednak do opatrywania skaleczeń spokojnie i umiejętnie: maść jaskrowa na skaleczenia; napar zkwiatów czarnego bzu na opuchnięte oko.Nuciła Brauche, modlitwy Mutter Anny Mary, choć teraz wiedziała, żeodtąd jej wiara nie i będzie nigdy wystarczająco mocna.Pociągnęła jego koszulę.Chwycił ją za ręce.- Zostaw ją, Rachel!Nic nie powiedziała, spojrzała tylko na niego, w tym momencie zła na wszystkich mężczyzn, na nich i na ichbrutalne zachowanie, i Kain puścił jej ręce.Z fałdzistych portek wyciągnęła tył koszuli, po czym ostrożnie i delikatnie zdjęła ją przez głowę; była podarta ipokrwawiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire