[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W radiowozie pachniało tytoniem i miętą.Redman posadził mniena przednim siedzeniu, ale i tak czułam się jak przestępca.Trzymałam pas obiema dłońmi.Policjant był spokojny i nie zapytał, kogo odwiedzałam w więzieniu.Gdy dojechaliśmy namiejsce, szarmancko otworzył mi drzwi do domu.Stała w nich już Cathy, a Dan czekał nawerandzie.Redman przytrzymał mnie za łokieć, gdy wchodziliśmy po schodach.Niepotrafiłam spojrzeć im w oczy, więc patrzyłam pod nogi.Cathy złapała mnie mocno pod rękęi wprowadziła do salonu.Nie zaproponowała, że przygotuje mi kąpiel, ani nie dała mitabletki.Siedziałam, a ona chodziła w tę i we w tę, podczas gdy Dan cicho rozmawiał zRedmanem na werandzie.- Nie wiem, co ty sobie myślałaś - powiedziała na głos, choć jakby nie do mnie.Dan stałnieruchomy jak ambona, ale Cathy kręciła się niczym zwierzę w klatce.-Mam wrażenie, żecię w ogóle nie znam!- Z kim tam byłaś? - spytał Dan.- Z kolegą ze szkoły -powiedziałam cienkim głosem.-Jego ojciec jest w więzieniu.- Nie wracasz już do tej szkoły - oznajmiła Cathy.-Ale nie wyślę jej także do tej prywatnej -zwróciła się do Dana.- Z narkotykami jest tam jeszcze gorzej.-Zmarszczył brwi.Znówzaczęła chodzić, trzymając się za brzuch, jak gdyby chciała powstrzymać wnętrzności od wy-płynięcia.-Zatrzymamy cię w domu.Krew zastygła mi w żyłach.- Nie będę chodzić do szkoły? - spytałam drżącym głosem.- Będę cię uczyć w domu.Dwayne i Dotty tak uczyli syna.- Cathleen.-To nie było imię.To było ostrzeżenie.Rzuciła mu ostre spojrzenie.- Czy ciebie w ogóle obchodzi, co ten człowiek jej zrobił?Dan zacisnął szczęki.Cathy stropiła się.Opuściła ręce, a potem splotła ja na piersiach takmocno, że prawie to usłyszałam.- Nie mogę znieść twoich kłamstw - powiedziała.I chociaż spojrzała na mnie, to Dan drgnął.- Przepraszam - powiedziałam.- Szczerze?Patrzyła na mnie.%7łałowałam, że nie ma innego sposobu żeby ocalić Browna.- Powiem wam prawdę.Jestem już gotowa.Cathy wyglądała tak, jakby zrobiło jej się słabo -bała się tego co usłyszy.- Chłopak.z którym byłam dzisiaj, to właśnie ten, z którym się związałam.Nazywa się BillyBlake.Dan patrzył spokojnie, ale Cathy zmarszczyła brwi.- Możecie zabrać mnie z tej szkoły - powiedziałam - ale nie powinniście oskarżać panaBrowna.Nie róbcie mu krzywdy, Kiedy tylko to powiedziałam, zrozumiałam, że ostatniezdanie było błędem.Spojrzeli na mnie jeszcze uważniej, - Przyjrzymy się temu -oznajmiłDan.Cathy wygładziła ręką włosy i wytarła dłonie w spódnicę, - Od dziś nie spuszczam cię zoczu.Jedziesz ze mną na spotkanie grupy kobiecej.Przez dwie godziny na polecenie Cathy musiałam kroić melony, obierać brzoskwinie i myćnaczynia.Kazała mi ubrać biały sweter i spódnicę.Wypełniłam polecenie bez słowa.Pojechałyśmy do domu, który wyglądał identycznie jak nasz.Na kolanach trzymałam miskęowocowej sałatki, wykrzywiona twarz Jenny odbijała się w plastikowym opakowaniu -pomyślałąm, że ona chciałaby to sfotografować.Kobiety, wszystkie w wieku Cathy, ubrane weleganckie spodnie, swetry z perłowymi guzikami, z dużymi obrączkami na palcach i wbutach na płaskim obcasie, rozmawiały i podawały sobie naczynia.Oznajmiły, że cieszą się,iż mnie widzą, i że chętnie widziałyby tu więcej młodych dziewcząt.Dom był równiezadbany jak dom Cathy, tyle tylko, że rozbrzmiewał nieustannym szumem filtra akwaryjnego.Posadzono mnie naprzeciwko akwarium.Było wielkie jak wanna i podświetlone - pływało wnim kilkanaście ryb.Dostałam talerzyk z jedzeniem, koronkową serwetkę i szklankęlemoniady.Drobna kobieta o krótkich ciemnych włosach, przypominająca baletnicę zmówiłamodlitwę i rozpoczęła dyskusję.Temat dotyczył zarządzania czasem, ale było dużo dygresji%7łołądek miałam pusty, ale od zapachu jedzenia robiło mi się niedobrze.Nawet lemoniadawywoływała mdłości.Patrzyłam przed siebie na akwarium i pozwalałam się hipnotyzowaćlśniącym liściokształtnym istotom.Zbiorniksprawiał wrażenie spokojnego, ale być może w środku było inaczej.- Przepraszam - padłopytanie.-Jak się ma twoja mama?- Wydobrzeje -odpowiedziała ruda kobieta.W powietrzu oprócz woni jedzenia unosił się jeszcze inny zapach.Na stoliku do kawydostrzegłam misę białych kwiatów.- W sobotę idziemy na pogrzeb.Patrzyłam na pływające w kółko ryby.- O kim one mówią? - spytał ktoś.- Ojciec Elaine poszedł do nieba - wyjaśniła Cathy.- Nie - poprawiła ją baletnica.- Odszedł w pustkę.Nie był chrześcijaninem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]