[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przezzbielałe z przerażenia wargiwycisnął się marszałkowiposzarpany, pełen trwogi szept:- Chryste!.To.toniemożliwe.Zdrada w naszejarmii?.To niemożliwe, to.to jest.- Gadaniem, że to niemożliwe,nie uchroni pan cesarza przedciosem.To już wszystko, cochciałem panu wyjaśnić, paniemarszałku.Nie muszę chybapodkreślać, że każde słowo,które tu powiedziałem o obuspiskach, nie może wyjść z tegogabinetu, nie wolno o tympowiedzieć nawet kochance! Terazmoże pan iść do cesarza naskargę, ja zaś pójdę do swojejroboty, która tak pana brzydzi.%7łegnam!Wstał i skierował się dodrzwi.W połowie drogi dogoniłygo ciche słowa marszałka:- Proszę mi wybaczyć, panieSchulmeister.Niech Bóg panupomaga.Alzatczyk zatrzymał się, alenie spojrzał na Berthiera, tylkona zmartwiałego Dominika.zawahał się i raptownie, jakbypodjąwszy decyzję, podszedł doniego.- Jak się nazywasz? - spytał.- Dominik Rezler, proszę pana.- Gdzie cię znajdę?- Teraz.teraz jadę do domu,za Odrę, ale za kilka dni będę wPoznaniu, przy generaleDąbrowskim i panu Wybickim.- Mówisz doskonale pofrancusku.- Jeszcze lepiej znamniemiecki, proszę pana, mójojciec był Prusakiem.- Ach tak.- Schulmeistermomentalnie przeszedł naniemiecki.- To bardzointeresujące, bardzo.Podobaszmi się, chłopcze, zapamiętamcię.Kochasz cesarza?- Kocham go, proszę pana! -odparł Dominik po niemiecku.- To dobrze.Zapamiętam cię napewno.Odwrócił się bez pożegnania iwyszedł, czując na plecach wzrokRezlera, zupełnie inny niż półgodziny temu.* * *Tego dnia w Poznaniu Dominiksiedział u generała i pisał, comu rozsierdzony Dąbrowskidyktuje:"16 listopada 1806.Nawypadek, który mi prześwietnakamera donosi względem napadówgwałtownych na bory przezchłopów, mam honor odpisać, żebywydała poznańska kameraproklamację w powszechnościprzeciw takim gwałtownościom, zaktóre, kto ich się dopuścićodważy, militarnie sądzony irozstrzelany będzie.Spodziewamsię, że ta proklamacja wstrzymawystępki.Wypada tylko, abykamera proklamację taką dopodpisu mi przysłała.Wyrażamprawdziwy szacunek."- Daj, podpiszę.W trakcie dyktowania wszedłWybicki z plikiem papierów podpachą.Usłyszawszy, co generałdo pisania sylabizuje, mruknął:- Psiakrew, do tego doszło, żemusimy chłopa karaniemnastraszać! Jakże go potem wszeregi nasze zwoływać?- A co mam czynić - odparłDąbrowski - anarchię zezwolić?Tym nieskorzej byłoby wojskokaptować.Cholera, ręce opadają!Czemu się to dzieje, dziwuję sięi pojąć nie mogę.- Korzysta kmieć z zawieruchy,przyjacielu.Co się tu dziwować,latami uciemiężon, teraz.Przerwało mu stukanie dodrzwi.- Kto?! - poderwał sięDąbrowski.- Nie przeszkadzać,do pioruna!W otwarte drzwi wsunął sięprzestraszony łeb ordynansa.- Jaśnie wielmożny paniegenerale, kapitan Du Sapey zBerlina.- Proś natychmiast!Do komnaty wkroczyłsprężyście, wojskowym krokiem,cywil w wieku około trzydziestupięciu lat, ubrany w pięknefutro i lisią czapę, którątrzymał w żylastej,przemarzniętej dłoni.Rozpiąłzapinki futra i uśmiechając sięrzekł:- Witam waszmościów.Zaskoczony Dąbrowski nawet nieodwzajemnił powitania.- To pan, kapitanie.popolsku mówisz?- Od urodzenia - wyjaśniłprzybysz, wieszając futro nagwozdziu i chuchając w dłonie.-Diabli wzięli, zgubiłemrękawice, niech to!- Przecież to książę Sapieha -poznał go nagle Wybicki.- Witajnam, mości książę!Był to w istocie ówzadziwiający człowiek zwielkiego polskiego rodu,Aleksander Sapieha, pisarz,uczony i podróżnik_awanturnik,tajemniczy szambelan Cesarstwa,stały bywalec Tuileries,Malmaison i Saint_Cloud,osobiście zaprzyjazniony zNapoleonem od czasów Konsulatu,a zwłaszcza od chwili, gdy"odstąpił" Bonapartemu - jakszeptano - swą kochankę,przepiękną aktorkę, Mlle George
[ Pobierz całość w formacie PDF ]