[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Cykasz się? %7łe dostanę lecącym nożem? Tak.Uczciwość to jego błąd.Nie odmowa, którą przywódca mógłby przyjąć. Wszyscy stop! krzyczy Erie.Noże przestają latać, rozmowy się urywają.Mocno ściskam maty sztylet. Rozejść się. Erie patrzy na Ala. Wszyscy poza tobą.Rzucam sztylet, upada na zakurzoną podłogę z głuchym odgłosem.Idę za innyminowicjuszami w kąt, wysuwają się przede mnie chętni zobaczyć to, od czego żołądek mi sięwywraca: Al wobec gniewu Erica. Stań przed celem mówi przywódca.Wielkie ręce Ala się trzęsą.Podchodzi do celu. Hej, Cztery. Erie spogląda przez ramię. Pomożesz mi, co?Cztery drapie się w brew końcem noża i zbliża do Erica.Oczy ma podkrążone, usta zacięte jest zmęczony tak jak i my. Będziesz tu stał, kiedy on będzie rzucał nożami mówi Erie do Ala aż nauczysz się niedygać. Czy to naprawdę potrzebne? wtrąca się Cztery.Głos ma zmęczony, ale ciało spięte, czujne.Zaciskam pięści.Nieistotne, że mówi to niedbałym tonem, liczy się wyzwanie.A Cztery rzadkorzuca Ericowi bezpośrednie wyzwanie.Z początku Erie patrzy w milczeniu na towarzysza.Cztery odpowiada spojrzeniem.Mijająsekundy, wbijam paznokcie w dłonie. Ja tu rządzę, pamiętasz? syczy Erie tak cicho, że ledwie go słyszę. Tutaj i wszędzie.Cztery czerwienieje, ale wyraz jego twarzy się nie zmienia.Zaciska dłoń na nożach, kostki u rąkmu bieleją, odwraca się do Ala.Przenoszę wzrok z szeroko otwartych ciemnych oczu Ala na jego trzęsące się ręce i nazaciśnięte z determinacji szczęki instruktora.Gniew wzbiera mi w piersi, wybucha z ust: Przestańcie.Cztery obraca nóż w dłoni.Palcami pedantycznie przesuwa po metalowym ostrzu.Patrzy namnie tak twardym wzrokiem, że czuję, jakbym zmieniała się w kamień.Wiem dlaczego.Jestemgłupia, odezwałam się w obecności Erica; jestem głupia, że w ogóle się odezwałam. Każdy idiota może stanąć przed celem brnę dalej. To niczego nie dowodzi poza tym, żenas zastraszacie. Co o ile dobrze kojarzę, jest oznaką tchórzostwa.Więc nie powinno to być dla ciebie trudne parska Erie. Jeśli masz ochotę zająć jego miejsce.Ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę, to stanąć przed celem, ale teraz nie mogę się wycofać.Niezostawiłam sobie wyboru.Przeciskam się przez tłum nowicjuszy, ktoś popycha mnie w ramię. Koniec z twoją śliczną buzką cedzi Peter. Och, czekaj, ty nie masz ślicznej buzki.Odzyskuję równowagę i idę w stronę Ala.Kiwa mi głową.Próbuję się uśmiechnąć zachęcająco,ale mi nie wychodzi.Staję przed tablicą, głową nie sięgam nawet środka celu.Patrzę na nożeinstruktora: jeden w prawej ręce, dwa w lewej.Mam sucho w ustach.Próbuję przełknąć i znów patrzę na Cztery.On nie odwala fuszerki.Nietrafi mnie.Będzie dobrze.Podnoszę głowę.Nie drgnę.Jeśli drgnę, udowodnię Ericowi, że to nie takie łatwe, jaktwierdziłam.Udowodnię, że jestem tchórzem. Jeśli drgniesz, Al zajmuje twoje miejsce mówi Cztery, powoli, wyraznie. Zrozumiano?Przytakuję.Cztery nadal patrzy mi w oczy, kiedy podnosi rękę, odsuwa łokieć do tyłu i rzuca nóż.To tylkobłysk w powietrzu, potem słyszę głuche uderzenie.Ostrze tkwi w desce, piętnaście centymetrówod mojego policzka.Zaciskam powieki.Dzięki Bogu. Masz dosyć, Sztywniaczko? pyta Cztery.Przypominam sobie przerażone spojrzenie i cichy szloch Ala w nocy.Kręcę głową.Nie. No, to otwórz oczy. Stuka się w punkt między brwiami.Wbijam w niego wzrok, przyciskam ręce do boków, żeby nie było widać, że się trzęsą.Przekłada nóż z lewej ręki do prawej, a ja widzę tylko jego oczy, kiedy drugi nóż uderza w cel nadmoją głową.Ten jest bliżej niż poprzedni czuję, jak chwieje się nad moją czaszką. Daj spokój, Sztywniaczko.Niech tam stanie ktoś inny i zrobi to za ciebie.Dlaczego próbuje sprowokować mnie do poddania się? Chce, żebym przegrała? Zamknij się, Cztery!Wstrzymuję oddech, kiedy obraca ostatni nóż w dłoni.Widzę błysk w jego zrenicach, kiedypodnosi ramię i rzuca.Nóż leci wprost na mnie, obraca się, ostrze, rękojeść.Ciało mi sztywnieje.Tym razem, kiedy sztylet uderza w deskę, ucho mnie piecze i krew łaskocze w skórę.Dotykamucha.Drasnął je.A sądząc ze spojrzenia, jakie mi posyła, zrobił to specjalnie. Bardzo chciałbym stać tu i widzieć, że wszyscy jesteście tacy odważni jak ona odzywa sięErie łagodnym głosem. Ale na dziś wystarczy.Zciska mnie za ramię.Palce ma suche i zimne.Patrzy, jakby rościł sobie do mnie prawa, jakbyto, czego dokonałam, było jego.Nie odwzajemniam się uśmiechem.To, co zrobiłam, nie ma zErikiem nic wspólnego. Powinienem mieć cię na oku dodaje.Czuję kłujący strach w piersi, w głowie i w rękach.Odnoszę wrażenie, jakbym na czole miaławypalone słowo.Gdyby Erie przyglądał mi się wystarczająco długo, mógłby je odczytać.Ale ontylko zdejmuje rękę z mojego ramienia i odchodzi.Cztery i ja zostajemy.Czekam, aż sala opustoszeje i drzwi zostaną zamknięte.Dopiero wtedyspoglądam na niego.Idzie w moją stronę. Czy twoje. zaczyna. Zrobiłeś to specjalnie! wrzeszczę. Tak, specjalnie odpowiada cicho. A ty powinnaś mi podziękować, że ci pomogłem.Zgrzytam zębami. Podziękować? Mało nie przekłułeś mi ucha, cały czas naśmiewałeś się ze mnie.Za comiałabym ci dziękować? Wiesz, trochę mnie męczy to czekanie, aż załapiesz!Gapi się na mnie ze złością, ale nawet wtedy jego oczy pozostają życzliwe.Mają szczególnyodcień błękitu, tak ciemny, że prawie czarny, z małymi jasnoniebieskimi plamkami na lewejtęczówce, tuż przy krawędzi. Załapać? Co załapać? %7łe chciałeś udowodnić Ericowi.jaki z ciebie wielki twardziel? %7łe jesteśsadystą takim jak on? Nie jestem sadystą. Nie krzyczy.Wolałabym, żeby krzyczał.Mniej bym się bała.Nachyla się.Twarzą zbliża się do mojej twarzy.To przypomina mi, jak leżałam kilkanaście centymetrów odkłów atakującego psa podczas testu przynależności. Gdybym chciał cię skrzywdzić, to niesądzisz, że już bym to zrobił? dodaje.Przechodzi przez salę, wali nożem w stół tak mocno, że ostrze wbija się prawie do rękojeści. Ja. zaczynam się drzeć, ale jego już nie ma.Wrzeszczę z wściekłości i ocieram krew z ucha.Rozdział 14Dziś wigilia Dnia Wizyt.Myślę o nim, jakbym myślała końcu świata: potem nic już się nie liczy.Wszystko, co robię, jest przygotowaniem do tego dnia.Może znowu zobaczę rodziców.Może nie.Co gorsze? Nie wiem.Próbuję wciągnąć nogawkę na udo, ale utyka tuż powyżej kolana.Marszczę brwi, patrzę nanogę.Nabrzmiałe mięśnie zatrzymują materiał.Puszczam nogawkę i przez ramię spoglądam natylną część uda.Wystaje tam inny mięsień.Odsuwam się w bok, żeby stanąć przed lustrem.Widzę mięśnie, których wcześniej nie było, naramionach, nogach brzuchu.Szczypię się w bok, gdzie warstwa tłuszczu zapowiadałazaokrąglenia.Nic.Nowicjat Nieustraszonych zrabował wszelką łagodność ciała.To dobrze czyzle?Przynajmniej teraz jestem silniejsza.Owijam się ręcznikiem i wychodzę z łazienki dladziewczyn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]