[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Obiad , mówi matka. Tris słyszę znowu.Otwieram oczy.Obok mojego łóżka stoi Christina, po jej policzkach płynązabarwione makijażem łzy. To Al szepcze. Chodz.Paru nowicjuszy nie śpi.Przyjaciółka chwyta mnie za rękę i wyciąga z sypialni.Biegnę boso pokamiennej podłodze, mruganiem spędzając sen z oczu, ręce i nogi nadal mam ociężałe od snu.Stało się coś strasznego.Czuję to z każdym uderzeniem serca. To Al.Biegniemy przez poziomJamy, Christina się zatrzymuje.Wokół skalnej półki zebrał się tłum, ale wszyscy stoją o kilkanaściecentymetrów jeden od drugiego, więc starcza miejsca dla mnie, żeby za Christiną przecisnąć się doprzodu obok wysokiego mężczyzny w średnim wieku.Dwóch facetów obok występu podciąga coś na linach.Obaj stękają z wysiłku, przechylają się dotyłu, liny ślizgają się po balustradzie, wtedy znów nachylają się i ciągną dalej.Nad półką pojawiasię wielki ciemny kształt.Podbiega kilku Nieustraszonych, żeby pomóc tamtym go przerzucić.Kształt z łomotem uderza o podłogę jamy.Blade ramię, nabrzmiałe od wody, opada na kamienie.Zwłoki.Christina przywiera do mnie.Wciska mi głowę w ramię i szlocha, ale ja nie mogęodwrócić wzroku.Kilku mężczyzn przewraca ciało, głowa opada na bok.Oczy są otwarte i puste.Ciemne.Oczy lalki.Nos ma wysoki łuk, wąski mostek, okrągły czubek.Wargi są niebieskie.Twarz jakby nieludzka, pół trup, a pół zwierzę.Płuca mi płoną; kolejnyoddech grzechocze, kiedy wciągam powietrze. Al. Jeden z nowicjuszy odzywa się ktoś za mną. Co się stało? To, co dzieje się co rok odpowiada ktoś inny. Rzucił się z półki. Daj sobie spokój z tą makabrą.To mógł być wypadek. Znalezli go pośrodku przepaści.Myślisz, że potknął się o sznurowadło i.hopsa, po prostupoleciał pięć metrów do przodu.Christina coraz mocniej ściska mi rękę.Powinnam powiedzieć, żeby mnie puściła; zaczynaboleć.Ktoś klęka przy głowie Ala i zamyka mu powieki.Może robi tak, żeby chłopak wyglądał naśpiącego? Głupio.Dlaczego ludzie chcą udawać, że śmierć to sen? Nie jest snem.Nie jest snem.Coś we mnie się załamuje.Pierś mam ściśniętą, duszę się, nie mogę oddychać.Opadam naziemię, pociągając za sobą Christinę.Kamienie pod kolanami są chropawe.Coś słyszę,wspomnienie dzwięku.Szloch Ala, jego płacz po nocy.Powinnam wiedzieć.Nadal nie mogęoddychać.Przyciskam obie dłonie do piersi, kołyszę się w przód i w tył, żeby zmniejszyć napięciew klatce.Mrugam i widzę czubek głowy Ala, jak ten niesie mnie na plecach do jadalni.Czuję stukot jegokroków.Jest wielki, ciepły i niezgrabny.Nie był.To jest śmierć przejście od jest do był.Mam świszczący oddech.Ktoś przyniósł wielki, czarny worek, żeby włożyć do niego zwłoki.Zgaduję, że będzie za mały.W gardle rodzi mi się śmiech, wylatuje ustami, spięty i bulgoczący.Aljest za duży na worek na zwłoki; co za tragedia.Zduszam śmiech, zatykając sobie usta, brzmiraczej jak jęk.Wyrywam rękę i wstaję, zostawiam Christinę.Uciekam. Wez. Tori wręcza mi parujący kubek pachnący miętą.Trzymam go oburącz, parzy mi palce.Tori siedzi naprzeciwko mnie.Jeśli chodzi o pogrzeby, Nieustraszeni nie tracą czasu.Tori mówi,że stwierdzają śmierć natychmiast po fakcie.Salon tatuażu jest pusty, ale Jama roi się od ludzi,głównie pijanych.Nie wiem.dlaczego to mnie dziwi.W domu pogrzeb to ponura okoliczność.Wszyscy się zbierają, żeby wesprzeć rodzinęzmarłego, nie ma śmiechu, krzyku, żartów.I Altruiści nie piją alkoholu, więc wszyscy są trzezwi.To oczywiste, że pogrzeby tutaj wyglądają zupełnie inaczej. Wypij to zachęca Tori. Lepiej się poczujesz.Gwarantuję. Herbata to chyba nie jest rozwiązanie odpowiadam powoli, ale mimo to upijam łyk.Ogrzewa mi usta i przełyk, ścieka do brzucha.Nie zdawałam sobie, jak bardzo było mi zimno,dopóki nie przestało mi być zimno. Powiedziałam lepiej , a nie dobrze. Uśmiecha się do mnie, ale kąciki jej oczu nie zwężająsię jak zazwyczaj. Nie sądzę, żeby dobrze mogło się zdarzyć przez dłuższy czas.Przygryzam wargę. Ile
[ Pobierz całość w formacie PDF ]