[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przestał sięuśmiechać i popatrzył na Candice zmru\onymi oczami.- Ilerazy ci powtarzałem, \e przebiegła dziewczyna mo\e zrobićdobry u\ytek ze swojej cnoty, przekuć ją na fortunę.Wzdrygnęła się, słysząc te słowa.Czuła, \e policzki jejpłoną.Wiedziała, jaki ma charakter, nie miała złudzeń.Aledopiero teraz otworzyły się jej oczy.Ka\de słowo byłowynikiem zimnej kalkulacji.I wcale się z tym nie krył.Do tejpory Hank i Candice tworzyli zgodny duet, ona stała z boku izbierała ciosy.I wreszcie to się zmieniło, Hank ją zaakceptował, przyjąłdo ich kręgu.Widać dobrze się zasłu\yła w jego oczach.Nasamą myśl robiło się jej niedobrze.- Candice ma rację - powiedziała szybko, chcąc rozwiaćjego złudzenia i w zarodku zdusić szatańskie pomysły.-Postąpiłam nielojalnie.Wyszłam za Wesa, licząc na to, \eumrzesz, nim zdą\ysz zmienić testament.Ten ślub miałpozostać tajemnicą, ale wszystko się wydało.Inaczej nic byśnie wiedział. Hank popatrzył na nią przenikliwie.- To tylko świadczy o tym, \e jesteś Corbettem całą gębą.- Z zadowoleniem skinął głową.- Ka\dy Corbett walczy oswoje, nie przebierając w środkach.Nie da sobie niczegoodebrać.Nie mam ci tego za złe, dlatego daję ci Four C.- Uśmiechnął się, wybiegając myślą w przyszłość.- Przezten czas zastanowimy się, jakie powinny być nasze dalszeruchy.Co da się zrobić, skoro owinęłaś sobie Lansinga wokółpalca.- śarliwie uścisnął jej dłoń.- Ju\ nie mogę się tegodoczekać!Zakręciło się jej w głowie.Nie poczuła, \e Hankprzyciągnął ją bli\ej, uświadomiła to sobie dopiero, gdyusłyszała jego polecenie:- Daj dziadkowi buziaka na szczęście.Jakby naraz straciła własną wolę, pochyliła się nad nim ijak robot cmoknęła go w wychudzony policzek.Potemwyprostowała się, zdumiona, \e coś takiego zrobiła.Hanknigdy nie okazał jej ciepłego gestu, niczego te\ od niej niechciał.A teraz go usłuchała.Poczuła się niezręcznie, zła nasiebie.Chciała uwolnić rękę, ale Hank, nim ją puścił, ścisnąłją porozumiewawczo. - Wracaj do domu, do Lansinga.Wpraw go w dobrynastrój, niech się za du\o nie zastanawia.A ja pomyślę nadtwoim następnym posunięciem.Wbiła wzrok w jego twarz, w nadziei, \e to był tylkoniewczesny \art.Przesunęła spojrzenie na Candice, aleczerwone plamy na jej policzkach odebrały jej resztkęzłudzeń.Nawet jeśli to był \art, to Candice nic o tym niewiedziała.Gdy wreszcie znalazła się na korytarzu, nie mogła zebraćmyśli.Była tak poruszona, \e szła przed siebie, nikogo niezauwa\ając.Roztrząsała w duchu to, co się stało,zastanawiając się, \e mo\e czegoś nie zrozumiała, \e mo\e toz nią jest coś nie tak.Wyszła na dwór, uderzyła w nią falarozgrzanego powietrza.W tej samej chwili czyjaś dłoń ostarannie wymalowanych paznokciach boleśnie złapała ją zaramię i zatrzymała w miejscu.Zobaczyła wykrzywioną złościątwarz Candice.- Ty Judaszu! - wycedziła jadowicie.- Hank jest zbytotumaniony lekami, by trzezwo myśleć.Ale ju\ ja siępostaram, by przejrzał na oczy! A Lansing wcale nie jest cibardziej uległy ni\ mnie.- Nigdy nie rościłam sobie takich pretensji. Candice przysunęła się jeszcze bli\ej.- Tak samo nie rość sobie \adnego prawa doczegokolwiek, co nale\y do Corbettów - parsknęła z furią.-Wybij to sobie z głowy.To ja jestem dziedziczką, przezmojego ojca.A ty nigdy nie nosiłabyś naszego nazwiska,gdyby kochaś twojej matki wiedział, z kim ma do czynienia.Potwarz, wymierzona w dobre imię matki, dolała oliwy doognia.Hallie szarpnęła się, uwolniła z bolesnego uścisku.Gotowało się w niej, ale resztką woli starała się zachowaćspokój.- Chcesz rzucać oszczerstwa na nasze matki? A ciekawe,jak byśmy wypadły, gdyby Hank zarządził badanie krwi?Która z nas ma DNA Corbettów?Przestrach, jaki odmalował się na twarzy Candice, niesprawił Hallie \adnej satysfakcji.Zni\anie się do zniewag niebyło w jej stylu.To Candice stale ją upokarzała.Znosiła to,ale miara się przepełniła, gdy zaczęła ubli\ać pamięci matki.Dlatego posłu\yła się jej własną bronią.W dodatku była jaknigdy dotąd wytrącona z równowagi.Zresztą, to ju\najwy\szy czas, by przeciwstawić się Candice w sposób, któryjest dla niej naturalny.Candice ochłonęła, przyjrzała się jej taksująco. - W porządku - skinęła głową, jakby podejmując w duchujakąś decyzję.Uśmiechnęła się złowrogo.- Słyszałaś, \eCorbettowie do upadłego walczą o swoje, nie przebierając wśrodkach.Chcesz zabrać coś, co nale\y się mnie.Jeśli zale\yci na twoich rzeczach, to do drugiej usuń je z Four C.Aączniez końmi, bo przypadkowo mogą zostać załadowane naprzyczepę, która o drugiej trzydzieści jedzie do rzezni.- Dobrze - odparła chłodno, zerkając na zegarek.Było ju\wpół do pierwszej.- Skoro dajesz mi tak mało czasu, to liczę,\e u\yczysz mi cię\arówki z przyczepą.Candice uśmiechnęła się złośliwie.- Proszę bardzo.Ale jeśli nie zwrócisz ich do trzeciej,zawiadamiam szeryfa o popełnionej kradzie\y.Hallie minęła ją i podeszła do samochodu, hamującwzburzenie.Ze zdenerwowania zaczęła ją boleć głowa.Było pięć po drugiej, gdy Hallie wyjechała za bramę FourC.Jeden z pracowników pojechał jej autem do Red Thorn.Była jakieś pięć minut za nim.Wjechała na autostradę i przejechała ju\ dobry kilometr,gdy usłyszała za sobą dzwięk syreny.Szosa była pusta.Zerknęła w lusterko.W oddali dostrzegła policyjny samochód.Zbli\ył się szybko, wyprzedził ją i dał znak, by stanęła. Zwolniła i ostro\nie zatrzymała cię\arówkę na poboczu,śledząc w lusterku przyczepę, na której były trzy konie.Sięgnęła po torebkę, czując wzbierającą w niej złość.Gdyby zastanowiła się i działała na chłodno, nie dałabyCandice okazji do pokazania, na co ją stać.Niepotrzebnieskorzystała z jej oferty, mogła wziąć cię\arówkę od Wesa.Z przymusem uśmiechnęła się do policjanta.- Dzień dobry.Coś przeskrobałam? Chyba nie jechałamzbyt szybko?Mimochodem dostrzegła, \e oparł dłoń na kaburze.- Proszę wyjść z samochodu.Jego powa\na mina nie wró\yła nic dobrego.Halliewysiadła.Gdy tylko postawiła nogę na ziemi, policjant rzekł:- Jestem zmuszony panią zabrać.Ma pani prawomilczeć.Fakt, \e o aresztowaniu \ony dowiedział się od osóbtrzecich, jeszcze mocniej ura\ał jego dumę.Wes z trudempanował nad sobą, gdy przedstawiał szeryfowi dokumentyzaświadczające prawo Hallie do zarekwirowanych koni.Ju\wcześniej był u prokuratora i wymusił wycofanie oskar\enia okradzie\ i zwolnienie \ony z aresztu. Mimo to doskonale wiedział, \e poranne gazety będąprześcigać się w relacjach na ten temat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire