[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Prześliczna prezenterka pogody zma-gała się przez chwilę z kopertą..Eamon Fish.Eamon wstał z miejsca.Lekko pijany i uśmiechnięty, wyglądał na bardziejzadowolonego, niż chciałby to okazywać w obecności tylu kamer.Przechodząc,uściskał mnie z autentycznym entuzjazmem. Obaj na to zapracowaliśmy powiedział. Nie.Ty na to zapracowałeś odparłem. Idz odebrać swoją nagrodę.178Za jego ramieniem widziałem siedzących przy sąsiednim stoliku Marty egoManna i Siobhan Marty ego w jednej z tych jaskrawych krótkich kurtek, no-szonych przez ludzi, którzy uważają strój wieczorowy za podobny przeżytek jakpalenie fajki albo domowe kapcie, Siobhan szczupłą i elegancką w jakimś białymprzezroczystym ciuchu.Ona uśmiechnęła się, on podniósł w górę kciuki.Pózniej, kiedy rozdanowszystkie nagrody, podeszli do naszego stolika.Chociaż Marty był lekko pijany i niezle wkurzony w tym roku nie przyzna-no mu żadnej nagrody zachowywali się bez zarzutu.Przedstawiłem ich Cyd oraz Eamonowi.Jeśli Marty zdał sobie sprawę, że Cydjest tą samą kobietą, która kiedyś wywaliła mu spaghetti na kolana, nie dał tegopo sobie poznać.Pogratulował Eamonowi nagrody.Siobhan pogratulowała Cydsukienki.Nie zapytała jej: Gdzie pracujesz? była na to zbyt sprytna i taktowna, wzwiązku z czym Cyd nie musiała odpowiedzieć: Och, ostatnio jestem kelnerką ,co wprawiłoby je obie w zakłopotanie.Nawiązały ze sobą znajomość w ten łatwy,najwyrazniej naturalny sposób, w jaki potrafią to robić tylko kobiety.Kiedy zaczęły rozmawiać o tym, jak trudno jest się ubrać na taką imprezę,Marty objął mnie konspiracyjnym gestem za ramię.Jego twarz była cięższa, niżzapamiętałem.Malował się na niej ołowiany, lekko rozczarowany grymas czło-wieka, który po latach marzeń zdołał rozkręcić swój własny talk-show tylko poto, by stwierdzić, że nie może przyciągnąć do niego nikogo, z kim warto by poga-dać. Można na słówko? zapytał, kucając przy moim boku.No i masz, pomy-ślałem.Teraz chce, żebym wrócił.Zobaczył, jak dobrze idzie mi z Eamonem, ichce, żebym ponownie poprowadził jego program. Chcę, żebyś wyświadczył mi przysługę oświadczył. O co chodzi, Marty?Nachylił się do mnie bliżej. Chcę, żebyś został moim drużbą powiedział.Więc nawet Marty, pomyślałem.Nawet Marty marzy, żeby zrobić to po bożemu, znalezć tę jedną jedyną, od-kryć cały świat w drugiej ludzkiej istocie.Podobnie jak wszyscy inni. Hej, Harry mruknął Eamon, wodząc wzrokiem za mijającą nas pre-zenterką pogody i poprawiając spodnie, w których kroku doszło do znacznegowypiętrzenia. Zgadnij, kogo będę dymał dziś w nocy?No, może niezupełnie wszyscy.179* * *W domu paliło się za dużo świateł.Paliły się na górze.Paliły się na dole.Paliłysię wszędzie, podczas gdy w całym domu powinna się co najwyżej jarzyć małalampka w salonie.I słychać było muzykę głośny klang gitary basowej i perkusję z synteza-tora, która brzmiała niczym dzwiękowy ekwiwalent ataku serca.Nową muzykę.Okropną nową muzykę, którą ktoś puszczał z mojej wieży. Co się dzieje? spytałem.Miałem wrażenie, jakbyśmy trafili nie do tegodomu, jakby to była pomyłka.Ktoś czaił się w mroku ogródka przed domem.Nie, właściwie było tam kil-ka osób.Chłopak i dziewczyna obściskujący się tuż przy otwartych frontowychdrzwiach.I inny chłopak pochylający się nad koszem na śmieci, ubrany w zarzy-ganą kurtkę Tommy ego Hilfigera i spodnie Yves Saint Laurenta.Cyd zapłaciła taksówkarzowi, a ja wszedłem do środka.To było przyjęcie.Przyjęcie dla nastolatków.Wszędzie pełno było migdalącejsię, rżnącej, pijącej i rzygającej młodzieży.Zwłaszcza rzygającej.Kolejna parapuszczała pawia w ogrodzie na tyłach domu.Ubrany w piżamę Pat kołysał się w rytm muzyki na sofie, na której drugimkońcu jakiś gruby chłopak dobierał się do Sally.Pat uśmiechnął się do mnie ale zabawa, nie? a ja omiotłem wzrokiem pobojowisko: puszki piwa, którychzawartość wylała się na parkiet, niedopałki papierosów, kawałki pizzy rozsmaro-wane po meblach i Bóg wie jakie plamy na łóżkach na górze.Imprezowiczówbyło nie więcej niż tuzin, ale miało się wrażenie, że przez dom przeszły mongol-skie hordy.Właściwie jeszcze gorzej przypominało to jedną z tych kretyńskichreklam chipsów, coli albo chinos, gdzie banda młodych ludzi uczestniczy właśniew najlepszej zabawie swojego życia.Tyle że ta zabawa odbywała się w moimsalonie. Co tu się, kurwa, dzieje, Sally? zapytałem. Harry. wyjąkała.W oczach miała łzy radości. To jest Steve dodała, wskazując leżącego na niej młodzieńca z obwisłą szczęką.Steve zerknął na mnie swoimi kretyńskimi świńskimi oczyma, w których niebyło widać nic poza burzą hormonów i dziewięcioma piwami. Rzucił tę starą dupę Yasmin McGinty wyjaśniła Sally. Wrócił domnie.Czy to nie fantastyczne? Oszalałaś? zapytałem. Jesteś stuknięta czy głupia?Odpowiedz mi, Sally. Och, Harry jęknęła, całkiem rozczarowana. Myślałam, że kto jak kto,ale ty na pewno mnie zrozumiesz.Muzyka nagle ucichła.W salonie stała Cyd z wtyczką w ręku.180 Czas posprzątać ten bajzel poinformowała zgromadzenie. Aapcie sięza szczotki i worki na śmiecie.Powinny być pod zlewem.Steve zlazł z Sally, poprawił swoje monstrualne spodnie i zmierzył szyder-czym uśmiechem wapniaków, którzy zepsuli mu imprezę. Spadam stąd oznajmił, tak jakby przybył z Beverly Hills, a nie z Mu-swell Hill.Cyd podeszła do niego szybko, złapała za nos i pociągnęła w górę. Wyjdziesz stąd, kiedy ci powiem, ty słoniu oznajmiła.Steve zaskomlał,stając na palcach. A to się stanie dopiero, kiedy uprzątniecie ten bałagan.Niewcześniej, rozumiesz? Dobrze, dobrze zabeczał.Cała jego amerykańska brawura ulotniła się wobliczu oryginału
[ Pobierz całość w formacie PDF ]