[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmiała się.Zacisnął powieki, powstrzymując łzy wstydu i bezsilności.Spróbował zdjąć buty, ale omalnie upadł.- Ja to zrobię - syknął Egipcjanin i zaczął rozwiązywać mu sznurowadła.Chłopiec zociąganiem ściągnął koszulkę i przejechał ręką po włosach.- Już - wyszeptał drżącym głosem.Terrorysta pokręcił głową i zerwał wiszący na jego szyi łańcuszek z krzyżykiem.- Teraz jesteś gotów - stwierdził, chowając zdobycz do kieszeni.- Ruszaj.Vincent usłyszał, że za jego plecami zaczęło się robić jakieś zamieszanie, zapłakało teżkilka niemowląt.%7łyją - odetchnął głęboko, lecz wtedy w nagie stopy księcia wbiły się leżące naziemi okruchy rozstrzelanych posągów.Siedzący na tronie wyciągnął rękę, w której, nie wiadomo skąd, pojawiła się nagleszalkowa waga.* * *Aysy mężczyzna, który pojawił się w holu, mógł uchodzić za przywódcę terrorystów.Szedłwyprostowany, powoli i pewnie, stawiając najpierw pięty, potem palce.Ręce trzymał założonez tyłu jak turysta zwiedzający muzeum.Pochwyciwszy wzrok Stevensona, uśmiechnął się.- Witam - rzucił radośnie, beztrosko.- Miło, że nas pan zaszczycił.Stevenson skinął głową, ale nie odpowiedział.Jeśli możesz - brzmiała pierwsza zasadanegocjacji - poczekaj z pierwszym słowem, aż spojrzysz rozmówcy w oczy.Tam zazwyczajczai się najlepsze pierwsze zdanie.Czasem nawet cała rozmowa.Tym razem jednak było inaczej.Jeśli stalowoszare oczy mężczyzny były zwierciadłem jegoduszy, nie zapowiadało się, by czekało go życie wieczne.- Nazywam się Nagib al-Alim.- Aysy przyłożył rękę do serca i skłonił się lekko.-Najwyższy kapłan Anubisa.Stevenson nie wiedział, jak potraktować tę część o Anubisie, ograniczył się więc dodelikatnego uśmiechu.- William Swift - odparł.- Scotland Yard.- Mam nadzieję, że nie wpada pan do nas jak po ogień, panie Swift.- Kapłan położył murękę na ramieniu, a drugą wskazał otwarte drzwi pomieszczenia ochrony.- I uda nam się choćtrochę porozmawiać, zanim odbijecie nam te wszystkie duszyczki.- Też mam taką nadzieję - zgodził się negocjator.Aysy mrugnął do niego i roześmiał się.- Dobry pan jest - pochwalił.- Bez mrugnięcia okiem.Stevenson wzruszył ramionami.- Jak ktoś zamawia negocjatora, zasługuje na pełen serwis - odparł.Kolejny wybuch śmiechu kapłana dał mu potrzebną chwilę.Agencie Liarfather.Loki.jesteś tam? - pomyślał.W jego głowie pojawiła się odpowiedznie, ale była to bez wątpienia jego własna myśl.%7ładnych obcych głosów.Tymczasem doszli do pomieszczenia ochrony.Stevensonowi wydało się łudząco podobnedo policyjnych sal przesłuchań.Szare ściany malowane olejną farbą, prosty stół o metalowychnogach przytwierdzonych na stałe do podłogi, krzesła z niewygodnymi oparciami.Brakowałotylko weneckiego lustra.Był za to automat do kawy i tarcza do rzutek.Przy automacie stałsłoik, na którym ktoś starannie wykaligrafował Zbieramy na bilard.Pod spodem dopisano jużmniej starannie: W który grać będziemy tylko po godzinach.Garść bilonu w środku, w tym wwiększości dziurawe dwudziestki piątki, nie sugerowała raczej, by zakup miał nastąpić prędko.- Proszę, niech pan spocznie.- Kapłan wskazał krzesło.Odczekał, aż negocjator usiądzie,po czym zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu.Skinął na jednego z Egipcjan, który właśniepojawił się w drzwiach.- Przynieś panu Swiftowi deser -polecił.Stevenson uniósł ręce i pokręcił głową.- Nie mam ochoty, dzię.- zaczął, ale łysy uciszył go gwałtownym gestem.- Jeżeli nie zechce pan skosztować naszego deseru, nie mamy zupełnie o czym rozmawiać -wyjaśnił.- To tak, jakby wpadł pan na herbatkę do angielskiej królowej i.- Rozumiem - zgodził się negocjator.Uwaga o angielskiej królowej przypomniała mu nagledziwne kryteria narodowościowe, jakimi kierowali się, pozwalając mu przyjść tutaj.- Zprzyjemnością skosztuję waszego specjału.Coś w uśmiechu kapłana sprawiło, że nagle poczuł się jak więzień celi śmierci, gdy wcałym bloku nagle zaczynają migać światła.Nie wyjdziesz z tego cały - mówił ów uśmiech - ażyć będziesz tylko tak długo, jak mi się spodoba.Loki! - spróbował raz jeszcze.- Jest tam ktoś, do jasnej cholery?!* * *Niewidzialność była darem, który cieszył Lokiego najbardziej ze wszystkich.Owszem,zmiana kształtu niezła sprawa, tworzenie iluzji też miało wiele zastosowań, ale tylkoniewidzialność dawała prawdziwą radochę.Gdyby ktoś go zapytał o zalety takiego stanu,Kłamca z miejsca mógł wymienić tysiące już wypróbowanych.Można kochać się z na wpółśpiącymi kobietami, gdy tuż obok chrapią ich mężowie - powiedziałby w pierwszej kolejności.-Można dopomóc jakiejś życiowej ofermie do cna ograć kumpli w pokera, a potem, najlepiejtego samego dnia, gdy frajer pijany swym szczęściem postanowi wrócić do domu, napaść go wciemnym zaułku.Ileż to razy zwijał się ze śmiechu na widok wymownych spojrzeń policjantówsłuchających gadki o niewidzialnym grabieżcy.Najlepszym jednak zastosowaniem niewidzialności, jakie do tej pory wymyślił, byłooczywiście sianie lęku i niepewności.Jak wtedy, wieki temu, gdy wkradł się do fortecy, byzranić pana zamku skrytobójczym pchnięciem.Nie musiał go zabijać, wystarczyło tylkoskorzystać z okazji, że wokół byli sami zaufani.Kiedy trzy dni pózniej wróg przypuścił szturmna zamek, nie miał już kto go bronić.Loki uśmiechnął się do swych myśli i raz jeszcze rzucił okiem na nóż wiszący przy paskuwąsacza.Zerknął za Stevensonem, ale ten właśnie znikał za drzwiami pomieszczenia ochrony.Właściwie co to komu szkodzi? - pomyślał.- Metoda sprawdziła się już nieraz.Choć z drugiejstrony.Niewiele obchodzili go zakładnicy, ale świadomość, że może zrobić coś, co niespodoba się aniołom, zwłaszcza Michałowi.Westchnął bezgłośnie.Innym razem.Jeden z terrorystów ruszył w stronę sali bankietowej.Kłamca postanowił pójść za nim.Teraz, gdy przestał go kusić nóż wąsacza, mógł zastanowić się nad tym, co tutaj dostrzegł iusłyszał.Jak się przedstawił ten łysy? Kim się nazwał? Najwyższym kapłanem Anubisa? Wolneżarty, przecież nawet nie wyglądał na Egipcjanina.Ale jeśli to prawda, to by znaczyło, że.Zaczął żałować, że nie wziął ze sobą miecza.Na takich jak szakalogłowy nie pomogąkarabiny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]