[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pozdrówcie ode mnie panicza dodał po chwili Tom.Halley usiadł na kozle i z całej siły zaczął okładać konia batem.Bryczka pomknęła popiaszczystej drodze, wioząc Toma, który nie spuszczał smutnych oczu z domu rodzinnego.Mister Shelby nie był obecny przy wyjezdzie Toma.Wolał uniknąć smutnego widoku; zsamego rana pojechał do sąsiada.Tymczasem bryczka Halley a mknęła po trakcie.Po jakimś czasie zatrzymała się przedkuznią.Halley wywołał kowala i, pokazując mu parę ręcznych okowów, polecił: Proszę mi zakuć tego draba po rękach i po nogach, ale jak najprędzej, bo nie mam wieleczasu. Boże wielki! zawołał kowal, spojrzawszy na Toma. Wszak to wuj Tom!.Czyżmister Shelby sprzedał go?. Naturalnie, że sprzedał.Chyba go nie ukradłem. Sprzedać takiego człowieka!.Nigdy bym nie uwierzył.Sir, tego człowieka nie trzebazakuwać.Jest to najuczciwszy i najbardziej sumienny człowiek na świecie. Wiem, wiem przerwał mu Halley. Tacy właśnie najczęściej uciekają.Trzeba goporządnie zakuć, inaczej ucieknie ode mnie przy pierwszej lepszej okazji. No, trudno, niech się dzieje wola Boża odpowiedział kowal. Czy zamierza go pansprzedać na południowe plantacje, gdzie Murzyni wymierają jak muchy na jesieni? I słusznie.Cóż byśmy robili, gdyby żyli długo? odezwał się ze śmiechem Halley. A żona i dzieci zostały u mr.Shelby? Tak; ale to nie szkodzi, w nowym miejscu dadzą mu inną żonę.Bab nie brak nigdzie.Tom nie wtrącał się do rozmowy.Siedział nieruchomo z nisko spuszczoną głową.Nagleusłyszał tętent cwału.Ledwo się Tom obejrzał, na bryczkę skoczył Jerzy Shelby i obejmującza szyję starego sługę, zapłakał głośno. Ach, co za podłość! krzyczał nabrzmiałym od łez głosem. Nie lękam się nikogo itwierdzę wobec wszystkich, że ta sprzedaż jest podłością i hańbą.Gdybym był dorosły,nigdy by się nic podobnego nie zdarzyło!. dodał, zaciskając wargi. Drogi master Jerzy, jakże jestem szczęśliwy, że Bóg pozwolił mi się z paniczempożegnać odpowiedział Tom. Trudno mi było wyjechać, nie zobaczywszy panicza.Mówiąc to, Tom niechcący poruszył nogą zadzwoniły kajdany nożne. Boże wielki, jesteś zakuty?! zawołał nieprzytomny z oburzenia Jerzy, podnosząc ręceku niebu. Zabiję tego starego łajdaka.zabiję!. Nie master, nie zrobi pan tego uspokajał go Tom. I niech pan lepiej nie krzyczy, botylko rozgniewa mr.Halley a, co się na mnie skupi. W takim razie zapanuję nad sobą, chociaż przychodzi mi to z trudem.Ach, jakie tostraszne.Wuju Tomie dodał szeptem przyniosłem ci dolara. Na próżno master, nie przyjmę w żadnym razie odparł wzruszony Murzyn.27 Przyjmiesz, musisz przyjąć, jeśli nie chcesz mnie obrazić.Ciotka Chloe radziła przebićdziurkę w dolarze i przewlec sznurkiem, abyś go mógł nosić na szyi pod ubraniem.Tenzłodziej nie zobaczy go i nie odbierze.Niech ci mój podarunek przypomina zawsze o tym, żeprzyjdzie czas, kiedy przybędę po ciebie.Nie dam ojcu spokoju, zamęczę go, dopóki cię niewykupi. O master, czy można tak mówić o własnym ojcu?! Czemu nie, gdy postępuje niesprawiedliwie. Nie wolno panu osądzać ojca.Niech panicz zapamięta sobie moje słowa.Staraj się byćzawsze dobrym, szanuj starszych i nigdy ich nie osądzaj.Kochaj matkę, tym bardziej, żetakiej szlachetnej kobiety nie znajdziesz nigdzie na świecie.Czy może mi pan dać słowo, żebędziesz się starał być dobrym człowiekiem? Mogę i daję zapewnił poważnie Jerzy. Bóg słyszał pańskie przyrzeczenie, master.Nie gniewa się pan na mnie za to, co mówię? O nie, miły, drogi wuju Tomie! Jakże mogę się gniewać za to, że każesz mi być dobrymczłowiekiem? Otóż to, mój chłopcze przemówił czule Tom, gładząc kędzierzawą głowę Jerzego. Jajuż jestem stary, a pan zaczyna dopiero życie.Masz wiele przyrodzonych dobrych skłonnościi wiele zalet i wiedzy.Korzystaj ze swej wiedzy i ze swych praw, aby czynić dobro, a wtedyrodzice będą dumni z ciebie.A rzecz najważniejsza nigdy nie zapominaj o Bogu i Jegoprzykazaniach. Będę dobrym człowiekiem, przyrzekam ci to, wuju Tomie.Postaram się być jednym znajlepszych ludzi na świecie.A ty nie martw się, wuju Tomie.Zobaczysz, wnet już wróciszdo nas.W tej chwili wyszedł z kuzni mr.Halley. Panie zagadnął go Jerzy opowiem rodzicom, jak się pan z Tomem obchodzi. A co mnie to może obchodzić! odpowiedział handlarz. I jak panu nie wstyd handlować ludzmi i trzymać ich na łańcuchu, jak dzikie bestie? Jeśli ludzie tacy jak pan kupują i sprzedają niewolników, to z jakiej racji mam sięwstydzić handlować nimi? Tak, ma pan słuszność, mr.Halley odpowiedział po namyśle Jerzy. Daję słowo, żenigdy nie będę kupował ani sprzedawał ludzi!.Dosiadł swego konia i odwrócił się od handlarza. Bądz zdrów, wuju Tomie! zawołał ze wzruszeniem. Nie rozpaczaj i bądz pewny, żecię wyzwolę! Do zobaczenia, drogi paniczu! odpowiedział drżącym głosem Tom, patrząc nań zczułością i zachwytem. Niech Pana Bóg błogosławi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]