[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To Gillian na pewno tak zaplanowała.Odstawiła filiżankę, pogrążona w zadumie.Musi toprzemyśleć, ale szum wody nie pozwalał sięskupić.Przypomniała sobie poprzednią noc - corobiła i z kim.Zrobiło jej się gorąco.Skupiła się na gazecie, leżącej przed nią jaktykająca bomba zegarowa.Gillian stworzyła imidealną okazję.A co na to Maddie?Matthew Dobie w zamyśleniu muskał palcamiartykuł w porannej gazecie, gdy jego uwagęprzykuł blondyn pakujący literaturę.Młodzieniec chyba wyczuł zainteresowanie swojegoidola, bo wyprostował się i poruszył niespokojnie,uroczo speszony.- Wszystko w porządku, proszę pana?Dobie lubił myśleć, że nie ma faworytów, ale tenchłopak miał w sobie coś wyjątkowego.Możechodziło o to, jak napinały się mięśnie jegoramion, gdy pochylał się nad kartonem.Albo osilny zarys jego szczęki, gdy się koncentrował.Amoże o dołeczek w podbródku? Bez względuna powód, Dobie był pod jego urokiem i ciąglewyznaczał mu nowe zadania.Zadania, dziękiktórym miał go blisko siebie.Tak jak teraz, gdymłodzieniec pakował przenośny sztab.- Tak, tak.- Niedbale machnął ręką.- Pakuj dalej.- Dobrze, proszę pana.Młodzieniec pochylił się nad pudłem.Dobie ztrudem oderwał od niego wzrok.Fakt, że GillianGray wycofała swoje prace z wystawy, traktowałjako osobiste zwycięstwo i choć rozgłaszał jewszem wobec, zostało jeszcze kilka rzeczy dozrobienia.Być może przez pewien czas Graybędzie miała problemy z wystawieniem swoichprac w uznanych muzeach, ale to nie znaczy, żeprzestanie je tworzyć.A jeśli wierzyć artykułowi,chce je nadal pokazywać publicznie.Znowu powędrował wzrokiem do młodzieńca.Uległpokusie, by go dotknąć.Wstał, wyszedł zza biurkai położył dłoń na silnych ramionach.- Jak ci na imię, synu?Jasnowłosy olbrzym odwrócił się szybko.- David, proszę pana.- Zarumienił się.Dobiestłumił uśmiech.- Odpocznij, Davidzie.Usiądz.- Przysunął krzesłodo biurka i wrócił na swoje miejsce.- Widziałeś to?- Pokazał mu artykuł.Patrzył, jak potężny karkpurpurowieje.- Tak.Nie do wiary! - Młodzieniec podniósł wzrok,wyraznie oburzony.- Musimy coś zrobić.Dobie rozkoszował się emocjami grającymi w jegooczach i umiejętnie je podgrzewał.- Tak uważasz?- Tak, proszę pana.Zdecydowanie.Tym razem Dobie się uśmiechnął.Powoli, zzadowoleniem.Wyciągnął rękę i delikatnie dotknąłsilnych palców Davida.- Wiesz, jestem tego samego zdania - mruknął.Rozdział 43Tego wieczoru Gillian zjawiła się w hotelu wcentrum miasta przy akompaniamencieogłuszających wrzasków.Hotelowe światłarozświetlałymrok, ale spokój nocy zakłócały krzyki iskandowanie demonstrantów.Stojący w oddali, zapolicyjnymi barierkami, pożerali ją wzrokiem peł-nym nienawiści.Ich usta wykrzywiały sięzłowrogo.- Morderczyni!- Bóg cię nienawidzi!Jej serce biło w rytm skandowanego hasła:- Przy-zwo-i-tość!Rytmiczne pokrzykiwanie przypominało marszowykrok armii.Ktoś wychylił się przez barierkę ipogroził jej pięścią.Jeden z policjantów kazał musię cofnąć.Inny funkcjonariusz złapał ją za ramię ipchnął do wejścia.- Czemu nie podjechała pani od tyłu? - zapytał,przekrzykując tłum.Było zbyt ciemno i głośno, by mu tłumaczyć, żenigdy nie zakrada się tylnym wejściem.Podziękowała mu i weszła do środka.Zatrzymałasię w holu, by uspokoić rozszalałe serce.Czuła na sobie wzrok pracowników hotelu i gości,ale dumnie wyprostowała plecy i poszła do salibankietowej.Dziadkowie czekali przed drzwiami.Podobnie jakwiększość kobiet w jej wieku, Genevra wybrała naten wieczór długą suknię żakiet wyszywanycekinami.Chip był we fraku.Gillian znowuwystąpiła w lawendzie - w seksownej aksamitnejsukni z głębokim dekoltem, która podkreślała jejtalię i zakrywała ramiona.- Wyglądasz, jakbyś się ubrała w sklepie zestarzyzną - oznajmiła Genevra.- Możliwe, ale fiolet podkreśla kolor moich oczu -odparła.Nie mówiła im o wypadzie na posterunek ani otym, co ustaliła z Burkiem.Po pierwsze, od razuchcieliby wybić jej to z głowy, a po drugie, niechciała ich mieć na karku.Oboje byli zdumieni jejnagłą zmianą decyzji.- Nadal uważam, że to zły pomysł - mruknął Chip.- Okropny - uściśliła Genevra.Wyprostowała się iuniosła głowę.- A niby dlaczego Gillian chce tozrobić?- Ale nie zmienisz zdania co do muzeum? - upewniłsię dziadek.- Nie, to już załatwione - zapewniła Gillian i chcącdodać sobie odwagi, wygładziła suknię.Poczułapod nią zarys nadajnika, przyklejonego do skóry.Genevra odetchnęła głęboko.Skoro masz wejść, zróbmy to od razu.- Była jakgenerał na poluwalki.W sali bankietowej aż roiło się od najjaśniejszychgwiazd Nashville.Wspólnicy machali do Chipa, gdyszedł z wnuczką i żoną do stolika.ZnajomeGenevry chwaliły jej żakiet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]