[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy ujrzał Aarona Corbeta i natychmiast doznał uczucia, które było mu obce,odkąd poznał przepowiednię spisaną przez starca.Czy on faktycznie jest Wybrańcem? -zastanowił się.Czy to ten, który wynagrodzi mu samotność i ból, którego doświadczał takdługo? Jeżeli odpowiedz na to pytanie brzmiała tak , musiał tylko chronić go - utrzymać przy życiu, by mógł wypełnić słowaprzepowiedni.Wtedy okaże się, że było warto.Ale czy jestem wystarczająco silny? - zawahałsię Kamael.Chłopak szedł w towarzystwie dziewczyny, bardzo atrakcyjnej jak na standardyludzkie, które Kamael zdążył już dobrze poznać.Miała ciemne włosy, skórę w kolorze miedzii promienny uśmiech.A sądząc po tym, jak Aaron wyglądał i zachowywał się, był w niej bezpamięci zadurzony.To się nie uda - pomyślał anioł stróż.Wżyciu tego chłopca są dużo ważniejsze sprawyniż uczucia i związane z nimi słabości.Chłopak wciąż nie miał pojęcia, jak wiele od niego zależy.A jednak, było w tej dziewczynie coś wyjątkowego - w sposobie, w jaki się poruszała, iw tym uśmiechu.- To z nim wiążesz takie nadzieje? - Kamael usłyszał głos za plecami.- To onwywołuje u ciebie taką ekscytację?Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Werchielem.Natychmiast zesztywniał i zacząłzbroić się w myślach.- Ależ oczywiście - ciągnął Werchiel.Odchylił głowę lekko do tyłu i wciągnąłpowietrze w nozdrza, łapiąc zapach Nefilima, który go tu sprowadził.- Pachnie inaczej niżpozostali, prawda? Niebiańska moc skąpana w smrodzie ludzkich podrobów.Kamael zerknął kątem oka, żeby zobaczyć, gdzie jest Aaron i dziewczyna, która mutowarzyszyła.Rozmawia li na końcu szkolnego podjazdu.Odwrócił się i zobaczył, żeWerchiel podszedł bliżej.- Spójrz na niego - powiedział Werchiel.- Jest kompletnie nieświadomy i obojętny naświat, który go otacza.Nawet nas nie widzi.Jaką moc może kryć w sobie?- Rzecz nie w tym, że jej nie ma - wyjaśnił mu Kamael.- Po prostu nie chce się dotego przyznać.Werchiel zastanowił się przez chwilę, nie spuszczając z Kamaela swojegokrogulczego wzroku.- Rozumiem.czyli wypiera się swojej prawdziwej natury.Kurczowo trzyma sięczłowieczeństwa, nie dopuszczając do siebie myśli, że w połowie jest aniołem.W pewnym momencie dziewczyna, z którą szedł Aaron, roześmiała się głośno.Werchiel wzdrygnął się.Nienawidzę dzwięków, które z siebie wydają - powiedział, mrużąc oczy z odrazą.- Aty? - Rozmawiałem z chłopcem i wypiera się wszystkiego - odparł łagodnym tonem Kamael,choć w jego głosie zabrzmiała także nutka udawanego rozczarowania.- Nie chce mieć wogóle do czynienia ze swoim dziedzictwem.Aaron i dziewczyna szli już w stronę parkingu.- A więc nie stanowi dla nas w tejchwili bezpośredniego zagrożenia? - spytał Werchiel, odprowadzając parę uważnymwzrokiem.- Bycie człowiekiem całkowicie mu odpowiada - odrzekł Kamael, obserwując bacznieswojego wroga.- Nie obchodzi mnie, co mu odpowiada, a co nie.W najmniejszym stopniu - warknął Werchiel, odwracając głowę w stronę Kamaela.-Mimo wszystko musi zostać zniszczony.Dla jego własnego dobra.- Anioł uśmiechnął się, wpełni świadom efektu, jaki wywołały jego słowa.- Jest zbyt niebezpieczny, żeby żyć.Kamaelusłyszał trzask zamykanych drzwi - Aaron i dziewczyna pewnie wsiedli już do samochodu.Wjego dłoni zapłonął miecz.Kamael był gotów do walki, jeśli zajdzie taka potrzeba.- Grozisz mi bronią? - spytał Werchiel.Z jego ciała emanowała ta sama energia.Wtem na parkingu rozległo się przerazliwe wycie alarmów samochodowych.Autazaczęły mrugać światłami, słychać było też klaksony, które zdawały się zwiastować nadejściejakiejś ważnej persony.Ludzie w popłochu rzucili się do ucieczki.Nikt nie widział dwóchaniołów, szykujących się nieopodal do śmiertelnego starcia.- Byliśmy kiedyś braćmi, Kamaelu - ciągnął Werchiel, - Wypełnialiśmy nasze święteobowiązki z tą samą żarliwością.A teraz, do czego nas to doprowadziło?W zgiełku dobiegającym z parkingu Kamael wychwycił odgłos jednego samochodu,który zapalił silnik i odjeżdżał powoli.Poczuł ulgę, że Aaronowi przynajmniej na razie udałosię uciec.Nie odezwał się ani słowem.- Przyszedłem cię ostrzec, Kamaelu - zakończył Werchiel, a bijąca od niego energianieco przygasła.- Jako twój były brat, jestem ci to winien.Kamael nie opuścił broni, lecz rozejrzał się wokół w poszukiwaniu innych żołnierzyWerchieła.- To wszystko zmierza do nieuchronnego końca.- Werchiel wsunął dłonie do kieszenipłaszcza i odwrócił się, żeby odejść.- Długo to trwało, ale koniec jest już bliski.Dzień SąduOstatecznego.Kamael patrzył, jak jego dawny sprzymierzeniec, a obecnie śmiertelny wróg oddalasię.Chciał go zawołać i wyjaśnić mu wszystko, ale wątpił, by Werchiela interesowało to, coma mu do powiedzenia.- Rozejm się skończył - dodał jeszcze Werchiel.- Jeśli staniesz mi nadrodze, nie zawaham się zetrzeć cię proch - ostrzegł go.- Uważaj, po czyjej stronie siępowiadasz, bo jeśli zle wybierzesz, podzielisz ich los.Broń w dłoni Kamaela powoli znikała.Gdy patrzył w ślad za oddalającym się aniołem, poczuł nagle znajomy ucisk w żołądku.Dobrze znał to uczucie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]