[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt na nikogo nie spoglądał krzywo, ale chyba nie trzebadodawać, że do samego odjazdu gości z Haliradu miejscowe dziewczyny - i z samej Krynicy, i zwioski na bagnach - chodziły zawsze w towarzystwie ojca, braci lub narzeczonego.Wilczarzpodejrzewał, że słowa podzięki za to należały się nie Ketarnowi, lecz jego narzeczonej, któraszepnęła do ucha kilka słów matce i przyjaciółkom.A potem orszak knezinki musiał ruszać wdalszą drogę.Wilczarz już wyprowadził Siarka ze stajni.Przyglądał się, jak słudzy i ochoczy pomocnicyspośród miejscowych Welchów ładują na wozy kosze z dobytkiem pani.Pakowanie szło wnajlepsze, kiedy do Wilczarza podeszła Ane, a wraz z nią Ketarn, który nie wiedzieć czemu chowałrękę za siebie.- Odjeżdżasz - powiedział Welch po kilku słowach powitania.- Jeśli zdarzy ci się przejeżdżać wpobliżu, zajrzyj do nas.- Może i zajrzę - odparł Wilczarz.Wydawało mu się, że przez te kilka dni Ketarn wydoroślał,przybyło mu dziesięć lat.W każdym razie ze skorego do zwady młodzieńca zmienił się wodpowiedzialnego młodego mężczyznę.- Wez to na pamiątkę - z nagła rzekł syn riga.- %7łebyś naprawdę nie zapomniał drogi do nas.Wyciągnął przed siebie rękę i podał Wilczarzowi kindżał.Kindżał z rękojeścią w kształciepozłacanego człowieczka.Broń przywiezioną z pola bitwy na Trzech Wzgórzach.Wilczarz pokręcił głową.- To zbyt drogi podarek.Nie mam nic, co mógłbym oddać w za mian.Ane zajrzała mu w oczy.- Czyżbyś już nam nie odpłacił? - spytała chytrze.A Ketarn dodał:- Nie rób mi przykrości, wez.Chciałem tego użyć przeciwko dobremu człowiekowi.Rękabędzie mnie palić, jeśli znów wyjmę go z pochwy.Cóż było robić, Wilczarz wziął dar i przytroczył sobie do pasa.Ledwie skończył, Ane podeszłado niego bliziutko.Stanęła na palcach i mocno objęła rosłego Wena za szyję, zmusiła, by sięnachylił, i nie bacząc na gapiów, mocno pocałowała go w usta.Oszołomiony Wilczarz popatrzyłnad jej głową i spotkał się spojrzeniem z Ketarnem.Zazdrosny narzeczony mrugnął do niegookiem, a potem spiskowcy się uśmiechnęli.Historię, zmyśloną przez Promienia, znali wszyscy.Prawdę - tylko ich troje.I może jeszcze starosta.Ane zrobiła pół kroku w tył.- A gdzie masz naszyjnik? - spytał ją Wilczarz.Dziewczyna roześmiała się, znowu kazała mu schylić głowę i szepnęła na ucho:- Podarowałam bogu mokradeł!Kiedyś były czasy! Jak ludzie, jak kraje cale rozkwitały!A potem nagle przestały.A potem nawet poznikały.W trzęsawisku głębokim wciąż czai się Złoi bohater tam żyje, który za cenę życia w bagnie utopił TO.Co tam było? Kiedy? Po wielu, wielu latachi bagno, i pamięć popadły w zapomnienie.Tylko ludziom się zdaje, że Zło ciągle chce wychynąć.Powiadają, że nocą po bagnach błądzą cienie.Powiadają, że tam w dole nadał toczy się bój:Bohater ciągle trzyma za gardło nienawistną bestię,nawet po śmierci poświęca spokój swój,aby świat mógł żyć.I nagrody nie chce.Rozdział 11 To nie ona!"Siwur od zarania dziejów był uważany za rzekę graniczną.Tu kończyła się dziedzinahaliradzkiego knezia.Dalej aż do samych Bram Welimoru ciągnęły się ziemie zamieszkane przezplemiona, które nikomu nie płaciły daniny.Gdzieniegdzie po lasach można było trafić na wioski, alenikt nie liczył na to, że którakolwiek z nich zgotuje knezince takie powitanie jak Krynica należącado Welchów z łąk.Co gorsza wszyscy doskonale wiedzieli, że miejscowa ludność radzi sobie jakmoże i nie stroni od rozboju.W niedalekiej przyszłości, kiedy oba państwa zaczną prowadzićożywiony handel i po drogach tych zaczną kursować kupieckie tabory, wzdłuż uczęszczanegotraktu powstaną osady strażników wynajmujących się do ochrony wozów, a drogę patrolować będąuzbrojone oddziałki.Ale teraz nie było o tym jeszcze mowy.Przez głębokie wody rzeki Siwur trzeba było przeprawiać się na płaskodennym promienapędzanym wiosłami.Prom spuszczano na wodę przede wszystkim dla podróżnych nadelikatnych, nieprzyzwyczajonych do trudów i niebezpieczeństwa konikach.Sami Welchowie, jeślichcieli przepłynąć na drugi brzeg, wyciągali ze składzików zwrotne owalne łódeczki obszyte bycząskórą, a zaprawione w przeprawach konie pokonywały rzekę wpław.W Krynicy ludzie jeszczepamiętali, jak bohaterowie dawno minionych czasów wybierali sobie wierzchowca, który miał imtowarzyszyć na dobre i na złe.Do rzeki zapędzali tabun zrebaków i patrzyli, które w popłochuwyskakują na brzeg, a które odważnie wypływają na głębinę.Przeprawa przez taką rzekę jak Siwur nie jest bezpieczna.Siwur to nie pierwszy lepszy leśnystrumyczek, który koń może pokonać w bród, nie mocząc brzucha.Dowódcy oddziałówtowarzyszących knezince zebrali się na naradę koło wyciągniętego na brzeg promu.Przybył także Promień ze swymi przybocznymi, przyszli starostowie formacji wystawionychprzez haliradzkie wspólnoty Solwenów, Welchów i Segwanów.Przyszedł i Wilczarz.Nigdy niepchał się pomiędzy wysokie godności, ale starszy osobisty ochroniarz knezinki powinien chociażwiedzieć, co wodzowie planują.Aptachar powitał go po przyjacielsku, Mal-Gona, rudowąsystarosta drużyny Welchów, uprzejmie się ukłonił, Solwen Chwat obojętnie skinął głową.Bojar Promień niezadowolony marszczył brwi, przechadzał się wokół promu i od czasu doczasu trącał nogą grube, nasycone smołą bale.Czarna smoła zabrudziła zielone, haftowanekolorowym jedwabiem buty, ale nie zwracał na to uwagi - sam nie będzie ich czyścił, od czego masłużących i niewolników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]