[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coto oczy wytrzeszczał, alenic nie widział i nic nie rozumiał.Nagle Rosomak kosz w wodę cisnął i nogą go przydeptał, jednocześnie wiosłem utrzymując łódz wmiejscu.Było to mgnienie oka, ale w tej sekundzie Odrowąż swoje wiosło zaparł w grunt, a Rosomaknogę cofnął, kosz poderwał i wytrząsnął zeń sporego szczupaka.- Udało się.Dobry czas! - uśmiechnął się Odrowąż, wyjmując wiosło i garnąc znowu wodę powolnymruchem.- Jakże to? Jak wuj wiedział, że tam jest ryba? - spytał Coto, aż oszołomiony tą sztuką.- Uważam na ruch trawy, gdzie ryba żeruje.Nie zawsze się trafi! - odparł Rosomak spokojnie.- To straszna sztuka, wuju, tak się utrzymać: i siebie, i kosz, i łódkę.Jak wuj to potrafi! - zachwycał sięchłopak.- Ja bym się skąpał.- I jam się nieraz skąpał i z innym sternikiem nie dam rady.Rybactwo takie wymaga, by dwaj byli jakjeden.Widzisz - ot tam! - ryba chodzi!Umilkł, znowu się cały we wzrok skupił i naprężony do rzutu i skoku, ruchem lewej ręki dawał znaki.Zapał ogarnął Cota.Podniósł się i aż drżał.Znowu rzut kosza.Małe drgnienie łodzi, przedziwnazwinność rybaka w utrzymaniu równowagi i znowu błysnął w słońcu biały brzuch ryby, spadając z koszado czółna.- Dzieciuch ma szczęście! - rzekł Odrowąż.- Zbieraj ryby do torby i nie stój, bo mi zasłaniasz!- Boże, żebym jak tak potrafił! - westchnął chłopak.Bywały jednak rzuty chybione.Wtedy Rosomak mruczał: - pudło! - a Odrowąż spluwał w wodę.Bywałazdobycz marna; płotka, drobiazg! Wtedy Rosomak mruczał: - Szlak znaczy, jakby krynolinę nosiła - aOdrowąż komenderował chłopcem:- Wyrzuć do wody z powrotem, nie dla nas taki towar!Po tym zielonym łanie płynęli zygzakiem, nawracając, krążąc, pochłonięci namiętnością łowiecką, nierachując ani czasu, ani sił.Słońce dogrzewało mocno, po twarzy Rosomaka spływał pot; chłopcu odwpatrywania się latały płatki czerwone przed oczami.Aż wreszcie z kosza na dno łodzi spadło cośczarnego wielkości talerza.- Ot i "czerepacha", tfu! - splunął Odrowąż.- Już nic nie złowim po niej.- %7łółw! - krzyknął Coto.- Będę go hodował!A Rosomak spojrzał na niebo, odłożył kosz i zstąpiwszy w środek łodzi, usiadł i wydobył fajkę.- Południe, ryby w głąb poszły.Możemy spocząć.Pod ławką jest torba z chlebem.Jedz, chłopcze!Starsi palili rozglądając się.Ptactwo wodne krążyło z wrzaskiem, czajki i hryce najzuchwalej dopadały iłajały intruzów.- Dzieciuch ma szczęście! - ozwał się nagle Odrowąż, dając wyraz myślom, które snuł.- Bo i z roduszczęśliwego ma krew, choć nazwisko inne.Tak to, chłopcze, możesz się górnie nosić.A żebyświedział; w czym rodu szczęśliwość: w tym, że umie jednako, bez lęku, tracić i nie rachuje dając.Trzeba dać - wszystko da, ani się zawaha, ani pożałuje.Tego nie potrafi ni głupi, ni cham! Na topotrzeba wiele razy wszystko stracić, wszystko oddać! Powiadał mi mój dziad, co był w insurekcji zpanem, że nawet podjezdek w stajni nie ostał, a sprzedali nawet guzy od szat.A jak się mój dziadfrasował, to pan się śmiał: "Co się krzywisz, jakbym na marmuzele stracił! Rzeczypospolitej dano-skrypt mam".I szramę głaskał na twarzy! - Zadumał się Odrowąż, fajka mu zgasła i potem jakby dosiebie zamruczał:- Jaśnie wielmożna Pani! Trza jej wszystko dać.Tak się należy!Wytrząsł fajkę, wstał, wziął za wiosło i pchnął czółno.- Popróbujemy na Pohybelniku: tam jazie okrutne się trafiają, a może i sum z głębi na mieliznęwyjdzie.Pokręcił głową Rosomak.- Tam spód torfowy, jałowizna, zimno.Kierujcie przez jezioro na zalany ług! Rozpoczęły się znowułowy.- Wuju! - zaczął prosić Coto - żebym ja raz spróbował! Już widzę ruch ryby, już rozumiem, jak wujnakrywał.Raz jeden spróbuję!- Niech zbędzie ochoty! Tu płytko, nie grząsko.Niech się skąpie: woda ciepła! - poparł go Odrowąż.- Co się mam skąpać! Potrafię!- Na wszelki wypadek zdejm koszulę i zzuj chodaki! - rzekł Rosomak.- Ale ja czuję, że potrafię! - upierał się chłopak.- To tylko zrazu wydaje się takie trudne.Terazrozumiem.Rosomak zeszedł ze swego stanowiska, oddał mu wiosło i kosz.Coto stanął na krawędzi, zachwiał się,podtrzymał wiosłem.- Na obu nogach twardo i śmiało stój.- Ja wiem, tylko.o, już stoję.- Wiosło podnieś, bo czółno trzymasz bez ruchu! - komenderował Odrowąż.- Zaraz, zaraz! Tak się to zdaje łatwe.O, już!W tej chwili stracił równowagę i głową naprzód wpadł w wodę.- Aha! już! - spokojnie rzekł Odrowąż.- Mówiłem: zdejm koszulę! - dorzucił równie spokojnie Rosomak.Chłopak zerwał się na nogi i chwytał oddech.Trochę się zląkł, a najbardziej stracił rezon.Wgramolił siędo czółna, a Rosomak, jakby nic nie zaszło, wyłowił wiosło, kosz, kapelusz i zajął znowu swe miejsce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]