[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo wszystko nie potrafił żałować, że stałosię, co się stało.Oddała mu się z własnej woli, całkowicie.- Masz rację, nie wiemy, co może przyjść mu do głowy.- Anyaprzeciągnęła się jak zadowolona kotka.- Jak się czujesz? - zapytała.- Lepiej.Rana się zablizniła.- Pogłaskał ją po policzku.-Dziękuję ci za twój dar miłości.- Bardzo proszę.- Nie żałujesz? - Co będzie, jeśli okaże się, że związała się nazawsze także z jego demonem? Ogarnęło go przerażenie na tę myśl.- Do diabła, nie! - Przewróciła się na brzuch, oparła brodę nadłoni i przyglądała mu się przez chwilę.Nigdy jeszcze nie widział tylemiłości w jej oczach.- Jestem szczęśliwa do szaleństwa.Zachwycona.To było cudowne.Niebywałe.Wiem, o czym myślisz.Daj spokój.Twój demon mnie polubił, a ja mam słabość do niegrzecznychchłopców.Może jeszcze jeden szybki numerek? W trójkę? Ty, ja idemon.Czym sobie na nią zasłużył?- Nie mamy czasu.Z nadąsaną miną wstała z łóżka i zaczęła sięubierać.- Zapamiętaj sobie, w przyszłości musimy to robić przynajmniejdwa razy dziennie.- Nie zgadzam się.Przynajmniej cztery razy dziennie.- Anyaparsknęła śmiechem, zawtórował jej, lecz zaraz spytał: - Widziałaśkiedyś klatkę?- Nie, ale jeśli dobrze pamiętam, Kronos polecił ją wykonaćHefajstosowi.Obawiał się rebelii i chciał w niej zamknąć planyniepokornych.Lucien zasępił się.- Wątpię, żeby klatka pomogła nam w odnalezieniu puszkiPandory.- Ten, kogo się w niej zamknie, staje się posłuszny rozkazom jejwłaściciela.Gdybyśmy zamknęli w niej Hydrę.Lucien zastanawiałsię przez chwilę.- Gdyby ktoś cię w niej uwięził i kazał odebrać sobie życie.- Nikt mnie nie zamknie, bo.- Zbladła, na jej twarzyodmalowało się poczucie winy.Nie chciał, by czuła się winna, że zatrzymała klucz.- Anyu.- Nie mając klucza, musiałabym usłuchać rozkazu.Zacisnął dłonie na kołdrze.Nie podobała mu się cała ta klatka.Jeszcze mniej podobała mu się myśl, że Kronos wejdzie w jejposiadanie.Co miałby wówczas zaproponować bogu w zamian zażycie Anyi?- Do dzieła, mój panie - powiedziała z udaną swadą i zniknęła.- Anyu? - Dokąd ona się przeniosła? Już miał zacząć jej szukać,kiedy pojawiła się znowu.Z ubraniem dla niego.- Wiem, gdzie William trzyma broń - oznajmiła z triumfem wgłosie.- Zaopatrzymy się? - Ku jej wielkiemu zdziwieniu skinąłgłową.- Naprawdę chcesz? To kradzież.- Kradzież już mnie nie oburza.Uśmiechnęła się radośnie, zniknął smutek, a on znowu poczuł siętak, jakby cały świat należał do niego.- Nabierasz przy mnie złych nawyków i przychodzi ci to bezżadnych oporów - stwierdziła.- To dlatego, że moja nauczycielka jest silna i odważna.Jestemgotów zrobić wszystko, żeby była zadowolona.- Ubrał się szybko istanął obok Anyi.- Jej szczęście jest moim szczęściem.Spoważniałanagle i pocałowała go w usta.- Nie martw się, kochany.Będzie dobrze.Przestraszyły go te słowa.Oznaczały, że Anya coś planuje.Coś,co ma go uratować.Coś niemądrego.Jak na przykład oddanie klucza.Zacznie słabnąć, jak on.Straci moc.Chciał przeniknąć jej myśli, alepowstrzymał się.Związała się z nim dobrowolnie, nie powinien tegowykorzystywać, kontrolować jej, jak przewidywała ciążąca na niejklątwa.- Anyu.- Chwycił ją za ramiona i potrząsnął.- Obiecałaś mi, żenigdy.- Chodzmy po broń - przerwała mu, uśmiechnęła się promiennie ijuż jej nie było.ROZDZIAA DWUDZIESTYZnalazł ją w pokoju, w którym Will trzymał swój arsenał.Zaopatrzyli się w maczetę, toporek, wybrali kilka sztyletów.Anyacały czas trajkotała, nie dając mu szansy powrotu do sprawy klucza.Kiedy już mieli wszystko, czego potrzebowali, przenieśli się dojaskini, w której zostawili Williama.Lucien czuł się rzeczywiście lepiej, ale nie odzyskał jeszcze pełnisił, co ją martwiło.Był pewien, że umrze.Wiedziała o tym, potrafiłaczytać jego myśli.Omal nie popłakała się jak najzwyklejszaśmiertelniczka.- Nie ma go tutaj - stwierdził Lucien.Grota świeciła pustkami, jakby nigdy nikogo w niej nie było.Jakby nie odbyła się w niej straszliwa walka, jakby nikt tu nie zginął.Anyę ogarnął niepokój.- Jak myślisz, gdzie może być William?- Albo wraca do domu, albo idzie na szczyt.- Sprawdzmy, czy nie ma go na szczycie, dobrze? Zmignęła nawierzchołek.W grocie było zimno, ale tutaj panował mróz nie dozniesienia, wiał straszliwy wiatr, tnący jak ostrza sztyletów.Lucien.Jeszcze go nie było.Rozejrzała się.Williama też aniśladu.Już miała wracać do jaskini, kiedy pojawił się Lucien.Byłwyraznie zmęczony.Cholera.- Nie będziesz się więcej teleportował - oznajmiła stanowczymtonem.Tracił tę resztkę energii, którą zdołała mu przekazać.- Będę robił, co uznam za stosowne - odpowiedział równiestanowczo.- Niech cię diabli, Lucien! - Był dla niej najważniejszy naświecie.Oddałaby Kronosowi klucz, zrobiłaby wszystko, żeby uratowaćswojego mężczyznę, ale nie ufała draniowi.Mógł wziąć klucz i zabićLuciena, by ją ukarać, że kazała mu tak długo czekać.Musiałapostępować bardzo ostrożnie.Plan miała bardzo prosty: znalezć klatkę, a potem ukryć magicznyprzedmiot i Luciena.Lucien chciał zdobyć klatkę, będzie miał klatkę.Proste.Nie zamierzała oddawać jej Kronosowi.Nie dopuści, żeby bógzagarnął puszkę, zaszkodził Lucienowi.Nie, odda mu raczej klucz.Nie było innego wyjścia.To tylko kwestia czasu.- Nie widzę Williama - odezwał się Lucien, wyrywając ją zzamyślenia.- Jestem tutaj.- Najpierw zobaczyli rękę, potem zza krawędzilodowego uskoku wysunęła się twarz pięknego Willa.- Pomóżcie mimoże - stęknął.Lucien podszedł na skraj lodowej płyty, nachylił się.Anya stanęłaza nim, chwyciła go wpół.Wolałaby raczej, żeby Will zsunął się postoku w dół, niż miał pociągnąć z sobą jej kochanka.Wspólnymisiłami wciągnęli pięknisia na szczyt.Will stanął zasapany, strząsnąłśnieg z ramion.- Całe wieki nie drapałem się po górach- Może powinieneś przerzucić się na śmiganie - podsunęła Anyausłużnie i zarobiła kuksańca od zdobywcy szczytów.- Dziwię się, żenie wróciłeś do domu.- %7łebyś spaliła moją księgę albo wyrwała z niej kolejne kartki? -Spojrzał na Luciena.- Wyglądasz całkiem niezle, zważywszy na to, żeAowcy cię trochę uszkodzili.- Hydra miałaby się tu ukrywać? - Lucien puścił mimo uszukomplement.- Jest jak kameleon - odezwała się Anya.- Mogła przybrać kolorśniegu.Kto wie, czy właśnie na niej nie stoimy.Cała trójka spojrzała pod stopy.Minęła długa chwila, ale nicniezwykłego się nie wydarzyło.Westchnęli chórem, zawiedzeni.William dostrzegł broń, którą Anya przytroczyła do pleców.- Aadny miecz - powiedział kwaśno.- Dziękuję.- Mój ulubiony.- Jak będziesz grzeczny, oddam ci go za rok, dwa.- Jesteś dla mnie zbyt dobra.- Wiem.Mówiliśmy, zdaje się, o Hydrze.William rozejrzał się.- Dokąd teraz?- Tędy.- Lucien wskazał kierunek.Anya zdusiła jęknięcie iruszyła za nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]