[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lucy byłaświeżutko wykąpana, przebrała się i przygotowała naświęto, toteż patrząc na tych ludzi w szarych,zatęchłych od biurowego powietrza ubraniach, czułalitość zmieszaną z pogardą.Cieszyła się na wspólnyobiad z 01iverem we włoskiej restauracji w pobliżuhotelu, którą oboje lubili.A potem wspólny wieczór wpociągu.Jak dziecko, przepadała za jazdą pociągiem iczuła się bardzo ważna zasypiając w przytulnymprzedziale i wsłuchując się w stukot kół.Oliver byłbardzo miły w podróży, uważający i o wiele bardziejrozmowny i wesoły niż w domu.Nagle spostrzegła go, jak lawirował w jej stronęwśród zatłoczonych stolików.Uśmiechnęła się ipomachała mu ręką.On nie odpowiedział uśmiechem.Zatrzymał się na chwilę czekając na kogoś, kto szedł zanim.Stali obaj w wąskim przejściu pomiędzystolikami, w odległości około trzydziestu stóp, a dym zpapierosów snuł się zwiewnymi pasmami wokół ichgłów.Lucy zamrugała powiekami i potrząsnęła głową. Nie, to niemożliwe - pomyślała.Dwie męskie postacie zbliżały się ku niej.Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, podniosła się zkrzesła. Dlaczego właśnie tutaj muszę go zobaczyć? -przemknęło jej przez myśl.- Dlaczego właśnie w tymbarze?01iver i Tony zatrzymali się, odgrodzeni od niejszerokością stolika.Stali tak naprzeciwko siebie iprzyglądali się sobie w milczeniu. Halo, mamo - odezwał się pierwszy Tony, awymawiając te słowa sam słyszał swój zmieniony głos. Halo, Tony! - odpowiedziała.Jej spojrzenie wędrowało od jednej twarzy dodrugiej.Tony zachowywał się ostrożnie ipowściągliwie, ale nie wydawał się skrępowany anizakłopotany.Oliver przyglądał się jej uważnie, zczujnym i jak gdyby grożącym wyrazem w oczach.Lucy westchnęła lekko.Wyszła zza stolika,objęła syna i ucałowała w policzek.Stał z rękamiopuszczonymi wzdłuż boków i pozwolił się pocałować. Strasznie wysoki i dorosły jak na mojegosyna - pomyślała czując, że ludzie przy innychstolikach przyglądają się tej rodzinnej scenie.- Nie pojedziemy na Południe - oznajmił Oliver. Wszyscy razem pojedziemy na weekend do domu.W jego słowach było coś więcej niżoznajmienie i Lucy to zrozumiała.Było żądanie,zapytanie, stwierdzenie zmiany i ostrzeżenie.Zawahałasię tylko na krótką chwilę.- Oczywiście - przystała na zmianędotychczasowych projektów.  Wy zaczekajcie tuta - rzekł 01iver - a jaskoczę tymczasem na drugą stronę ulicy i zwrócębilety.Za minutę będę z powrotem. Nie, nie - spłoszyła się Lucy na myśl, że taknagle ma zostać sam na sam z Tony m.- Tu jestokropny hałas i tyle dymu.Pójdziemy wszyscy razem.01iver skinął głową.- Dobrze, jak chcesz.Na dworcu stanęła blisko przy Oliverze, którypertraktował z urzędnikiem w okienku.Mówiła imówiła bez przerwy, chociaż jej samej zdawało się, żemówi zbyt głośno i nienaturalnie, że jej ożywieniewygląda sztucznie. W takim razie wszystko się zmienia.Musimy zaplanować na nowo mnóstwo rzeczy.Przedewszystkim trzeba coś zdobyć do jedzenia, żebyśmymieli jutro świąteczny obiad w domu.Wiecie, cozrobimy? Pójdziemy do tych cudownych włoskichsklepów w �smej Alei, bo jutro u nas wszystko będziezamknięte.Kupimy sobie indyka i patatów, i borówek,i kasztanów do ubrania. Co, u licha - mówił 01iver do kasjera wokienku.- Zwracam bilety na cztery godziny przedodejściem pociągu.To chyba dosyć wcześnie dlakażdej kolei.Bilet to przecież nie kontrakt na całeżycie.Kasjer mruknął coś niewyraznie, po czymoświadczył, że musi porozmawiać z nocnymdyżurnym.Odszedł i widać było, jak schylony mówi dosiwego mężczyzny siedzącego przy biurku; ten rzuciłobojętne spojrzenie na okienko, przy którym czekał01iver.Tony stał w milczeniu, słuchał gorączkowegogadania matki i wodził wzrokiem po tłumieprzelewającym się przez dworzec. - A potem pójdziemy do Schraffta - mówiłaLucy głośno i nerwowo - kupimy babkę z dynią i drugąz owocami, i chleba na kanapki z indykiem na zimnona jutrzejszą kolację.I wiesz, O1iverze, dokądpowinniśmy się dzisiaj wybrać? - Zamilkła na chwilęczekając na odpowiedz, ale 01iver pomstował właśniena kasjera i na kierownika, więc nic jej nieodpowiedział.- Dzisiaj zjemy z Tony m obiad uLuigiego.Tony, lubisz włoskie jedzenie?Chłopiec z wolna odwrócił głowę i spojrzał nanią poprzez przepaść dwóch lat, poprzez przepaść,która pochłonęła wzajemną znajomość gustów,upodobań i wstrętów.- Tak, bardzo lubię - odparł wymawiając słowawolniej niż zwykle, jak gdyby zdawał sobie sprawę ztego, że matka mówi nienormalnie prędko i głośno ichciał swoim opanowaniem oddziałać na niąuspokajająco. To świetnie! - wykrzyknęła z przesadnymzapałem.- My z ojcem najlepiej lubimy tę restaurację.-Teraz ofiarowywała ją jemu, ofiarowywała mu w tymsamym zdaniu obrazek wspólnych upodobań, harmoniimałżeńskiej i zażyłości.- A pózniej, wiesz, 01iverze,dokąd według mnie powinniśmy się wybrać z Tony m? No, nareszcie - powiedział 01iver do kasjera,który właśnie wrócił do swojego okienka i odliczałpieniądze za zwrócone bilety. Powinniśmy się wybrać razem do teatru -mówiła Lucy.- Lubisz teatr, Tony? Tak, lubię. A często bywasz w teatrze? Od czasu do czasu. Może nam się uda dostać bilety na jakąśkomedię muzyczną.Jak myślisz, 01iverze?Pożegnawszy kasjera nieprzychylnym mruknięciem 01iver odwrócił się od okienka. Co takiego? - zapytał. Właśnie mówię, że moglibyśmy wziąćTony ego na komedię muzyczną.- Wyrzucała z siebiesłowa tak prędko, jak gdyby ten pieniący sięnieustannie strumień mógł ich uchronić przedzastanowieniem się nad sobą i nad innymi.- Przecież tojuż prawie świąteczny wieczór, no i jesteśmy wszyscyrazem w mieście, i. Co ty na to? - zwrócił się 01iver doTony ego.- Masz ochotę na teatr? Owszem, dziękuję bardzo.Ale jeżeli to wamnie robi różnicy, wolałbym nie na komedię muzyczną.Słyszałem, że grają taką sztukę.Skala piorunów.Chciałbym to zobaczyć, jeżeli dostaniemy bilety. Skala piorunowi - Lucy skrzywiła się lekko.- Słyszałam, że to jest coś w takim chorobliwymrodzaju. Nie ma sensu marnować czasu na komedięmuzyczną - oświadczył Tony dość stanowczo.- Coinnego, gdybym mieszkał stale w Nowym Jorku i mógłchodzić codziennie do teatru. 01iverze.- Lucy spojrzała pytająco namęża.Bała się wrażenia, jakie na nich wywrze ponurasztuka, bała się chwili, kiedy wyjdą z teatru, i takprzecież pełni urazów i wzajemnie niepewni siebie, a wdodatku rozstrojeni po dwóch godzinachniesamowitych wzruszeń.A komedia muzyczna,ładniutka i bez problemów, ułatwiłaby sytuację.- Dzisiaj jest dzień Tony ego - powiedział01iver kierując się w stronę schodów prowadzących domiasta.- Przede wszystkim pójdziemy do hotelu izorientujemy się, czy mogą nam załatwić bilety.Lucy umilkła.Szła w środku, pomiędzy mężem i synem. Znowu zaczyna decydować za wszystkich -pomyślała z niechęcią.Przewodziła w wędrówce po sklepach,zatłoczonych w przededniu święta, objawiającniesłychaną, niemal histeryczną rozrzutność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright � 2016 (...) chciałbym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire