[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie, Oryża nikt nie odmieni! Może pani być tegopewna. Ależ ja jestem kobietą i pan mi przyznaje duszę?Opamiętaj się pan! Bywają cielęta z dwiema głowami, dlaczego nie mabyć kobiety z duszą? Natura czasem tworzy dziwolągi,żeby jej nie posądzono, iż w pomysłach się wyczerpała.Pani niech to w dumę nie wbija.Ma pani duszę, ale ją pani92zmarnuje.Wszystko zaś to opowiedziałem pani napamiątkę po sobie, przez wdzięczność, żeście mniestołowały i uratowały od kataru żołądka.Myślę się wynieśćod miesiąca, a może od jutra przestanę przychodzić. Gdzież się pan wynosi? At, trochę w świat ruszę.Tkwiłem tu za długo.Obrzydliście mi ze szczętem. Szkoda mi pana będzie.Prawda, za długo pan bawił,żeby odejść bez żalu.Dobrze mi było z takim kolegą.Oryż ani słowa nie odparł.Chwilę siedział nieruchomy,potem żywo wstał i ku drzwiom się skierował. Już pan idzie? No, to do widzenia! rzekła Magdawstając także. Niech będzie& do widzenia! lekceważąco odparłOryż. Ale ja tam wcale po tym nie tęsknię ani pragnę!Wyszli do salonu i zdziwili się.Majorowa miałagości, dwie panie zajmujące się dobroczynnością i księdzaWalerego.Toczyli ożywioną dysputę o przytułkunoclegowym dla starców.Magda przywitała się.Oryż bez żadnej ceremoniiposzedł do.przedpokoju, a nakładając palto gwizdał.Damydość dziwnie patrzyły na Magdę, która wyszedłszy zciemności na blask mrugała oczyma i miała minę jakbyzmieszaną.Nie przyszło jej przecież na myśl, aby stądwynikły dla jej czci i honoru uwłaczające plotki ipodejrzenia.93IVRanek baronowej Faustanger rozpoczynał się okołogodziny jedenastej.Mieszkała wprawdzie z matką, alemiała osobną sypialnię i buduar, a wejście osobne do tejczęści lokalu.Matka jej mieściła się ciasno i mało przebywała wdomu, zawsze zajęta interesami; gości swoich przyjmowaław gabinecie.Gdy dzwonek dawał znać z sypialni, że baronowa sięprzebudziła, pierwsza udawała się do niej stara Angielka,która życie spędziła w ich domu jako nauczycielka, damado towarzystwa, a jako emerytka zajmowała się terazfaworytem pinczerem i kotem angora.Brała swoich pupilów na ręce i przynosiła do łóżkapięknej pani.Baronowa, ziewając, przeciągając się w puchach, pytałaznudzonym tonem: Cóż słychać dzisiaj, Miss Funch? Bijou zle jadł, a Nina napierała się na spacer.Jakżenoc przeszła pani baronowej? Nieosobliwie.Ten pokój jest za ciasny.Miałamtrochę duszności.Proszę o śniadanie.Wnoszono je natychmiast; baronowa je spożywała leżąc,wygadując na ciastka, grymasząc na kawę.Potem zakładała ręce pod głowę i rozmyślała, jak dzieńprzepędzić.Najbardziej lubiła te, w których miała wizyty uszwaczki lub u fotografa.Wtedy wstawała żywo i byławesoła.W inne dnie świat dla niej był tak pusty i nudny, że nie94miała wcale ochoty z puchów wychodzić.Wtedy czekałana matkę, która około południa wracała z miastauśmiechnięta lub opryskliwa, stosownie do tego, jak jej sięudały interesy.Przychodziła do córki ze skórzaną torebkąw ręku, w kapeluszu i okryciu i zaraz kazała Angielcewynosić pinczera i kotkę, które wylegiwały się na łóżkucórki.Wtedy wynikały spory. Nie ruszać mi faworytów! wołała baronowa.Wolę je niż wszystkich ludzi. A ja nie cierpię.Z każdego człowieka, byle go umiećwyzyskać, może być korzyść, a z tego co? Głupie ikrzykliwe, a kosztuje tyle, co koń kareciany! Wiesz, żerumuńskie papiery stale spadają? To niech je mama sprzeda. Ani myślę! Kupiłam dzisiaj więcej.Wstawaj, przeciejuż dwunasta. Więc cóż! Przecież w najem nie idę! Nie mam dzisiajco robić. Idz na wystawę.Portret już tam jest. Dobrze umieszczony? Zapewne.Poleciłam to Myślickiemu; obiecał.Czyśzapłaciła wszystko Domontównie? Nie.Trzysta reńskich winnam. Jak to? Przecież ci dałam cały tysiąc! Rozeszły się.Dziś mi daj te trzysta, bo muszęodesłać. Oszalałaś! Rozeszło się trzysta! Ja dwa razy płacićnie myślę. Jak sobie chcesz.Wystawię weksel.Mam przecieżcośkolwiek po ojcu.Przypomni ci to komornik.Nie znać było gniewu w jej tonie, tylko wielki chłód i95lekceważenie.Z rękoma założonymi pod głowę i wzrokiemutkwionym w sufit myślała o czymś innym.Ledwie raczyłarozmawiać z matką. Nie miałabyś i centa dotychczas, żebym ich niepilnowała! Sokolin nie daje nic, w kamienicach ciągłenaprawy i zwiększone podatki, na placach z dzierżawcamiprocesy i papiery spadają.Tobie się zdaje, żeś milionerka, a tu ledwie przy mojejskrzętności koniec z końcem się wiąże. To mi nic do tego.Jeżelim dla twego skąpstwarozstała się z Faustangerem, to nie po to, aby cierpiećniedostatek.Powiedziałam ci wtedy: %7łałujesz oddać z rąkmój posag: bardzo pięknie, zostanę przy tobie, leczwymagam, aby mi na niczym nie zbywało.Pamiętasz? A czegóż ci brak? Tysiąc rzeczy.Zawsze mnie oszukujesz! Wybierasznajtańsze, a więc najnudniejsze miejsca kąpielowe.Jużdrugą zimę zamęczasz mnie w tym twoim wstrętnymKrakowie.Nie dajesz mi koni, ekwipażu, rachujesz każdąsuknię i kapelusz, stękasz na każdą moją przyjemność.Cóżty sobie myślisz? %7łe ja dbam o twoje reńskie? Ja chcę żyćdla siebie i muszę mieć na swoje zachcianki; inaczejrozrachujmy się i rozejdzmy.Mnie wcale nie chodzi ospółkę z tobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]