[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak właśnie myślałam - wyszeptała, patrząc na niego długo.Wystarczająco długo, by zdążył musnąć ją ręką po twarzy i strzepnąć okruchyplacka z ust.- Co?- Nic.- Podniosła filiżankę i zaśmiała się.- Rozmarzyłam się.Poczuł się zaskoczony jak nigdy.Odwzajemnił uśmiech.- Zatem dozobaczenia.Mam nadzieję, że przyjdziesz na ceili.- Oczywiście, nie mogę przepuścić takiej okazji.Zrodzona ze wstydu 163ROZDZIAA PITNASTYMuzyka wylewała się z domu, gdy Shannon wraz z Brianną i jej rodzinąwjechała na farmę.Wzięli samochód, bo Brianna przygotowała tyle jedzenia,że nie mogli we trójkę sobie z nim poradzić.Poza tym mieli dziecko.Nieuszliby daleko.Pierwszą niespodzianką wieczoru był dla Shannon widok wielupojazdów zaparkowanych wzdłuż drogi.Przednie koła samochodówznajdowały się na trawniku, oddzielała je wąska przestrzeń.Tylko sprytny iodważny kierowca mógłby się na jakieś wolne miejsce wcisnąć.- Sądząc po samochodach, dom musi być przepełniony - stwierdziłaShannon, gdy zaczęła wyładowywać talerze i półmiski Brianny.- Och, samochody i ciężarówki należą do tych, co mieszkają zbytdaleko, żeby przyjść pieszo.Większość gości dotarła tu na piechotę.Gray, nieprzechylaj tego garnka, wylejesz bulion.- Nie przechylałbym, gdybym miał trzy ręce.- Jest w złym nastroju - powiedziała Brianna - ponieważ jego wydawcadodał jeszcze jedno miasto do tournee.- Nie potrafiła powstrzymać całkiemprzekory w głosie.- A był czas, kiedy nie mógł doczekać się wędrówki.- Czasy się zmieniają, jeśli pojedziesz ze mną.- Wiesz, że nie mogę opuścić pensjonatu na trzy tygodnie w środku lata.Nie bądz śmieszny.Pomimo ciężarów, jakie oboje trzymali, Brianna zbliżyła się do Graya,by go pocałować.- Nie martw się o to dziś wieczorem.Ach, popatrz, to Kate.Pospieszyła naprzód.Jej powitalne okrzyki rozbrzmiewały w powietrzu.- Przecież zawsze możesz odwołać ten wyjazd - powiedziała Shannonbez tchu, idąc z tyłu z Grayem.- Powiedz to jej. Nie wolno ci zaniedbywać obowiązków wobec pracyze względu na mnie, Graysonic Thane.Znajdziesz mnie w tym samymmiejscu, w którym mnie zostawiłeś, gdy powrócisz.- Jasne.- Shannon poklepałaby go po policzku, gdyby miała wolne ręce.- Poczeka! Głowa do góry, Gray.Nie znam chyba mężczyzny, któryposiadałby taki skarb.- To prawda.- Nastrój trochę mu się poprawił.- Ale bardzo mi ciężko,gdy pomyślę sobie, że będę spał sam w Cleveland w lipcu przyszłego roku.- Pocierpisz w hotelach i na salach kinowych pośród wielbiących fanów.- Zamknij się, Bodine.- Trącił ją łokciem, by przeszła przez drzwi.Nie miała pojęcia, że aż tyle ludzi mieszka w tych okolicach.Dom byłprzepełniony, ożywiony głosami, pełen ruchu.Zanim zdążyła zrobić dziesięćkroków korytarzem, przedstawiono jej około dwunastu osób, a pozdrowiło jąNora Roberts 164znacznie więcej wcześniej poznanych.Z salonu dochodziła muzyka na flet i skrzypce.Niektórzy już tańczyli.Talerze z potrawami trzymano wysoko, kołysano na kolanach, gdy tymczasemstopy entuzjastycznie odmierzały rytm.Wznoszono kieliszki albo jepodawano.W kuchni tłoczyło się coraz więcej ludzi.Tace i miski, ściśnięte jednaobok drugiej, ustawiono wzdłuż barku i stołu.Wśród tego tłumu znajdowała się Brianna.Dziecko właśnie podawanosobie z rąk do rąk, szczebiocząc doń radośnie.- Ach, jesteś, Shannon! - Brianna rozpromieniła się i zaczęłarozładowywać naczynia, które przydzwigała Shannon.- Shannon nigdy przedtem nie uczestniczyła w ceili - wyjaśniłagościom.A potem dodała: - Zgodnie z tradycją muzykanci powinni grać wkuchni, ale nie mamy na to miejsca.Możemy jej za to tu posłuchać, to prawieto samo.Znasz Diedre O'Malley?- Tak, dobry wieczór.- Wez sobie talerz, dziewczyno - rozkazała Diedre.- Jak ta horda stądwyjdzie, nie zostanie nic oprócz okruchów.Wez te talerze, Graysonie.- Poproszę o piwo.- Mogę to dla ciebie zrobić.- Zaśmiała się, gdy brała tacę.- Mnóstwojest tam na werandzie.- Shannon?- Również proszę.- Uśmiechnęła się, gdy Gray wyszedł za drzwiposzukać butelek.- Wydaje mi się, że nie uda się ubić interesu w pubie dzisiaj,pani O'Malley.- Rzeczywiście.Zamknęliśmy go.Cała wieś opustoszała ze względu naceili u Murphy'ego.Ach, Alice, właśnie mówiłam o twoim chłopcu.Z butelką piwa, którą podał jej Gray, uniesioną niemal do ust, Shannonodwróciła się i ujrzała szczupłą kobietę o miękko falujących brązowychwłosach, wchodzącą właśnie do kuchni.Miała oczy Murphy'ego i jegouśmiech.- Dali mu skrzypce do ręki, nie będzie mógł więc wyjść przez jakiś czasz salonu.Miała aksamitny głos, gdzieś na jego skraju igrał śmiech.- Pomyślałam, że przygotuję mu coś do zjedzenia, Dee.Oczywiście,jeśli znajdzie chwilę na posiłek.- Sięgnęła po talerz.Nagle uśmiech jej sięrozjaśnił.- Brie, jeszcze cię tutaj nie widziałam.Gdzie twój anioł?- Tutaj jestem, pani Brennan.- Gray podszedł z filuternym uśmiechemna ustach, by ją pocałować na przywitanie.Zrodzona ze wstydu 165- Nie o ciebie mi chodzi.Bardziej przypominasz diabła.Gdzie jestdziecko?- Nancy Feeney i Mary Kate zbiegły gdzieś z małą - powiedziałaDiedre, odkrywając potrawy, które przyniosła Brianna.- Najpierw musisz jeodszukać, a pózniej stoczyć z nimi bitwę.- Tak też zrobię.Ach, słuchajcie, jak gra ten chłopak.- W jej oczachzajaśniała duma.- Bóg obdarzył jego dłonie talentem.- Tak się cieszę, że przyjechała pani z Cork, pani Brennan - zaczęłaBrianna.- Nie zna pani jeszcze Shannon.Moja.przyjaciółka z Ameryki.- Ach, rzeczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]