[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprawiałomu przyjemność irytowanie jej; było to wyraznie widoczne.Grace nieprzywiązywała do tego zbyt wielkiej wagi.Ten człowiek lubił się drażnićze wszystkimi.Zwróciła się znów do księżny:- Jestem przekonana, że książę niebawem wróci.Wyraz twarzy starszej damy świadczył, że dalej jest zirytowana.- Miałam nadzieję, że zastanę go tutaj i będziemy mogliporozmawiać otwarcie, ale chyba możemy zrobić to i bez niego.- Czy pani myśli, że to rozsądne, madame? - spytała Grace, zanimzdążyła ugryzć się w język.Księżna oczywiście zareagowała na jej impertynencję morderczymspojrzeniem; Grace jednak nie zamierzała się kajać.Podejmowaniejakichkolwiek postanowień co do przyszłości pod nieobecność Thomasabyło nie w porządku.172RS- Ty tam, człowieku - księżna zwróciła się do lokaja tonem nie-znoszącym sprzeciwu.- Wyjdz i zamknij za sobą drzwi.Gdy zostali sami w pokoju, księżna oświadczyła:- Bardzo wnikliwie rozważyłam tę sprawę.Zwracała się terazwyłącznie do swojego wnuka.- Naprawdę uważam, że powinniśmy zaczekać na księcia - wtrąciłasię Grace.W jej głosie był niepokój, choć sama nie wiedziała, dlaczego.Możedlatego, że jej życie w ciągu ostatnich pięciu lat było do zniesieniawyłącznie dzięki Thomasowi? Gdyby nie on, pewnie by całkiem oduczyłasię śmiać.Lubiła Audleya.Szczerze mówiąc, polubiła go aż za bardzo, ale niemogła pozwolić, by księżna oddała swojemu nowemu wnukowi -mimochodem, przy śniadaniu - prawo pierworództwa należące doThomasa.- Panno Eversleigh! - syknęła starsza dama i wyraznie szykowała siędo miażdżącej reprymendy- Całkowicie się zgadzam z panną Eversleigh - włączył się gładko dodyskusji pan Audley.- Powinniśmy zaczekać na księcia.Jednakże księżna nie zamierzała na nikogo czekać.- Musimy udać się do Irlandii.Choćby jutro, jeśli zdążymy.173RS10Zwykłą odpowiedzią Jacka na niemiłe wieści był uśmiech.Uśmiechem reagował także na dobre nowiny, rzecz jasna, ale każdypotrafi szczerzyć zęby, kiedy usłyszy coś miłego.Specjalnychumiejętności wymagało natomiast uśmiechanie się, gdy rozkazano mu - naprzykład - wyszorować nocnik albo z narażeniem życia przedostać się natyły wroga, by zbadać liczebność jego wojsk.Na ogół jednak udawało mu się to.Zarówno na jedno, jak i nadrugie, Jack reagował ironiczną uwagą i leniwym uśmiechem.Nie było to coś, co musiał ćwiczyć.Szczerze mówiąc, akuszerka,która pomogła mu przyjść na świat, powtarzała do samej śmierci, że Jackbył jedynym dzieciakiem, który wyskoczył z matczynego łona zuśmiechem na ustach.Jack nie znosił konfliktów.Zawsze tak było, toteż obrane przez niegozawody - najpierw żołnierza, potem zaś rycerza gościńca, mogły sięwydawać czymś dziwnym.Jednakże strzelanie do anonimowych wrogówalbo ściągnięcie kolii z szyi jakiejś arystokratki nie kojarzyło się Jackowi zkonfliktem.Konflikt - jego zdaniem - był sprawą niezmiernie osobistą, jakzdrada kochanki czy zniewaga ze strony przyjaciela.Na miano konfliktuzasługiwała też zażarta rywalizacja dwóch braci o względy ojca alboupokarzanie ubogiego krewnego przez dobroczyńców", którzy odzieraligo z godności osobistej.Konflikt mogło spowodować rzucone przez kogośszyderstwo lub ordynarne wyzwiska.174RSAlbo wieczna obawa, czy się kogoś nie obraziło lub nierozczarowało.Jack odkrył, że szeroki uśmiech i żartobliwa uwaga mogą niemalzawsze rozładować napiętą sytuację.Skutkowała również zmiana tematu.Dzięki tym obserwacjom bardzo rzadko dawał się wciągnąć w dyskusje,które mu nie odpowiadały.Jednakże tym razem, kiedy przyszło mu stawić czoło księżnie i jejnieoczekiwanemu oświadczeniu - choć, prawdę mówiąc, należało jeprzewidzieć.- Jack mógł tylko patrzeć na starszą damę i wykrztusić:- Słucham?- Musimy udać się do Irlandii - powtórzyła władczym tonem, zktórym się zapewne urodziła.- Nie da się w żaden inny sposób rozwikłaćsprawy.Trzeba odwiedzić miejsce, gdzie został zawarty ślub.Mamnadzieję, że w irlandzkich parafiach są jakieś rejestry?Dobry Boże, czyżby sądziła, że wszyscy z nas są analfabetami?! Jackprzełknął podchodzącą mu do gardła żółć i odpowiedział krótko:- Owszem, są.- To dobrze.- Księżna zajęła się znów śniadaniem.Sprawa wyjazdubyła już według niej postanowiona.- Znajdziemy duchownego, któryudzielił ślubu, i zajrzymy do rejestru.To jedyny sposób na rozstrzygnięciewszelkich wątpliwości.Jack machinalnie zaciskał i rozluzniał ręce pod stołem.Miałwrażenie, że lada chwila tryśnie z nich krew.- Nie prościej byłoby posłać tam kogoś zaufanego, zamiastfatygować się osobiście? - spytał.Księżna spojrzała na niego jakby nagle oszalał.175RS- Komu mogłabym zaufać w takiej sprawie? Muszę pojechać tamosobiście! Z tobą, rzecz jasna, i z Wyndhamem.Z pewnością będzie chciałzapoznać się z wszelkimi dowodami.Dawniej Jack Audley nie pozostawiłby takiej uwagi bez komentarzaw rodzaju: No, chyba", ale obecnie głowił się rozpaczliwie, jak pojechaćdo Irlandii i uniknąć spotkania z ciotką, wujem i ciotecznym,rodzeństwem.Nie powiedział więc nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]