[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobry Boże, pomyślał Hastings, jak mu się udało zdobyć daneo obrotach Karakowa?Szpiegostwo gospodarcze powszechnie praktykowano wewszystkich gałęziach przemysłu na całym świecie.Moralnie na-ganne, było jednym z podstawowych twardych faktów rządzącychświatem interesów.To była domena Reece'a.Przedstawiał rezul-taty i nikt go nie pytał, jakimi drogami do nich doszedł.Któryś zludzi Karakowa zajmujący wysoką pozycję w dziale księgowościprzekazał mu te dane i tylko Reece wiedział, kim był jego infor-mator.- Musimy powstrzymać Karakowa, to jasne - odezwał się Ar-thur Harris.- Moja propozycja brzmi następująco: polecę do Pa-ryża jeszcze dziś wieczorem i porozmawiam z nim osobiście.Je-stem pewien, że uda mi się go przekonać.Na pewno zdaje sobiesprawę z długoterminowych konsekwencji handlu z Rosją.- Jest Rosjaninem - zauważył Kruger.- Na pewno chętniewróciłby do owczarni, teraz, gdy wyznają tam kapitalizm.Myślę,że David ma rację.Ten człowiek to megaloman.Próbował w ten sposób ostrzec Harrisa, żeby nie podejmowałsię niczego, co w wypadku niepowodzenia mogłoby się fatalnie nanim odbić.Harris zrozumiał to ostrzeżenie, jednak czuł, że powi-nien przejąć inicjatywę, gdyż Heyderman zdominował całe ze-branie.Powiedział więc:- Myślę, że Karakow będzie ze mną rozmawiał.Nasze stosunkizawsze były przyjazne.Heyderman przez chwilę przyglądał się szwagrowi, a potemlekko wzruszył ramionami i zwrócił się do Reece'a:- Masz kopię tego listu, który Karakow wysłał w lipcu do Mir-kowicza?40Znowu otwarcie teczki i w dłoni Reece'a pojawiła się kolejnafotokopia.Zupełnie jakby oglądali magiczną sztuczkę.- Czytaj - powiedział Heyderman kategorycznym tonem.- Od-powiednie fragmenty.Reece założył okulary; grube szkła w ciężkich, czarnych ram-kach nadawały mu dziwaczny wygląd.Opuścił wzrok na leżącą przed nim kartkę.- Już mam - powiedział, nie patrząc na Arthura Harrisa.-.to będzie wielka przyjemność, negocjować z panem.Moje nie-zadowolenie ze współpracy z DE osiągnęło punkt krytyczny z po-wodu przebiegłego, a zarazem krótkowzrocznego postępowaniaArthura Harrisa z Londynu, którego słowom absolutnie nie nale-ży wierzyć.Liczę na długą i owocną współpracę z panem, korpo-racją archangielską i rządem rosyjskim.Oczekuję spotkania zprezydentem Jelcynem i zaproszenia do zwiedzenia kopalnietc.Reece urwał i schował list z powrotem do teczki.Wiedział, żemiędzy sobą nazywają go gnidą i szpiclem, który odwala brudnąrobotę dla prezesa.Zbyt często Arthur Harris wyładowywał złośćna Heydermana na jego podwładnym.W tej chwili Reece był gó-rą.Spoglądając na złożone na stole dłonie pozwolił sobie nawetna blady uśmiech.W pokoju zapadła cisza.Ray Andrews zapalił papierosa, a trzask zapalniczki zabrzmiałniczym wystrzał.Blada twarz Arthura poczerwieniała.Krugerpróbował go jeszcze bronić.- Jesteś pewien, że ten list jest autentyczny?- Jak najbardziej - odparł Reece.- Pochodzi z tego samegozródła, co pozostałe dokumenty.Został wyjęty z teczki, w którejKarakow przechowuje korespondencję.To prywatny list, nie ofi-cjalne stanowisko firmy.Nie był przeznaczony dla oczu wszyst-kich - dodał miękko, jakby z usprawiedliwieniem.Arthur Harris nie patrzył ani na niego, ani na szwagra, którycelowo tak go upokorzył przed wszystkimi.Powiedział:- W tej sytuacji nie powinienem próbować negocjacji.Chciałbym41tylko zaznaczyć, że ta opinia w żaden sposób nie dotyka mnieosobiście.Mam natomiast na względzie dobro firmy.James Hastings musiał go za to podziwiać.W obliczu brutal-nej napaści sterowanej przez Heydermana Harris wykazał sięgodnością i opanowaniem.Ale godność nie ma żadnego sensu,jeśli nie można odpowiedzieć uderzeniem.Heyderman uczynił gest, który nie zwiódł nikogo, a już w naj-mniejszym stopniu jego ofiary.- Powinniśmy byli zastosować wobec niego twardy kurs odsamego początku - powiedział.- Nie ma obawy, przygwozdzimytego skurwiela.Musimy zaplanować całą batalia.Trzeba zaata-kować jednocześnie na dwóch frontach.Po pierwsze, ktoś musipojechać do Moskwy do ministerstwa górnictwa, a jeśli zajdzietaka potrzeba, to nawet do samego Jelcyna.Ktoś na tyle ważny,że podważyłby zaufanie Rosjan do Karakowa i wytłumaczył im, żeKarakow absolutnie nie ma możliwości sprzedaży tych kamienibez naszej pomocy.Należy podkreślić, co wolny rynek zrobiłby zcenami i z ich nadziejami na spore sumy w zachodnich walutach.Popatrzył na Andrewsa.- Negocjowałeś z nimi pięć lat temu.Znasz kraj i panujące tamstosunki.Może będziesz mógł naprawić błąd, który kosztował nasutratę tamtych złóż.Podejmiesz się tej misji?Ray Andrews nie był tchórzem, wyznawał natomiast pewnezasady, które czasem stawiały go w kłopotliwej sytuacji.Wtedyzawalił sprawę, więc teraz musi wziąć na siebie odpowiedzial-ność.Zgodził się, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że podsu-wany mu kielich kryje na dnie truciznę.- Dobrze - powiedział po prostu.- Pojadę do Moskwy.Mamnadzieję, że nasza ambasada może to zorganizować.Jeśli mamprowadzić rozmowy na szczycie, będę potrzebował wsparcia dy-plomatycznego.- Zajmę się tym - powiedział szybko Arthur Harris.- Mamyznakomite stosunki w ministerstwie spraw zagranicznych, z pew-nością nam pomogą.42- Zwietnie! - Ku ich zdumieniu Julius Heyderman odsunąłkrzesło i wstał.- Przerwa na lunch, panowie.Jestem umówiony.Spotkamy się ponownie o trzynastej czterdzieści pięć i wtedy po-rozmawiamy, jakie kroki podjąć w stosunku do Karakowa i ktoma się tym zająć.***Zwykle jadali lunch w jadalni dyrektorskiej.Arthur nie uzna-wał kultury kantynowej, jak zwykł to określać.Nigdy nie jadał zpodwładnymi.Nie sprawiałoby mu to żadnej przyjemności, apodejrzewał, że im także.James zawahał się.Nie miał ochoty nalunch w towarzystwie kolegów ani na wysłuchiwanie, jak wrogimu Kruger i dwaj staruszkowie, Andrews i Wasserman, wykłóca-ją się na temat dzisiejszego zebrania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]