[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekko się odwróciłam.- Cześć, Kaśka - powiedziałam ispojrzałam na jej koleżankę.- Hej, jestem Martyna.- Julita - przedstawiłam się i podałam jej rękę.- On tu idzie - powiedziała zachwycona.- Kaśka, powiedz, że ona nie ma na myśli tego.- zaczęłam.- Cześć wam.- Ten triumfujący głos.Och, ile bym dała, żeby muteraz przyłożyć.- Cześć, jestem Martyna.- Dziewczyna jak na zawołanie stanęła przyjego boku.Załamała mnie.Aż musiałam sobie głowę podeprzeć ręką.- Julitko, dobrze się czujesz? - spytał z ironią w głosie.- Nie przeciągaj struny.- Tylko się o ciebie martwię.- Oczywiście.Tylko - podkreśliłam.- Wiem, wiem, nie musisz mówić, jakie to szczęście chodzić ze mnądo jednej szkoły - ciągnął dalej swój wzruszający występ i żeby topodkreślić, objął ramieniem stojącą obok niego Martynę.Jejku.Myślałam, że dziewczyna zemdleje, naprawdę.Najpierw zrobiławielkie oczy, potem zbladła, a na końcu dopiero na jej twarzy pojawiłsię wielki rogal.Po prostu była w siódmym niebie.- A wiesz co, masz rację - zaczęłam pogodnie.Najwyrazniejoczekiwał zupełnie innej reakcji, zdezorientowałam go tym zagraniem.- I bardzo żałuję, że to szczęście niedługo mnie opuści.- Tak dokładnie to za jakieś trzy lata, więc chyba jednak nie takniedługo - zauważył, najwyrazniej nie rozumiejąc sensu moich słów.Uniosłam lewą brew do góry.- To ty tak sądzisz - zakończyłam akurat w momencie, gdy wróciłWojtek z dwoma kubkami pysznej czekolady.- Proszę bardzo.Gorąca mleczna czekolada raz - powiedział,wręczając mi ją.Z triumfalnym uśmieszkiem odwróciłam się w stronęschodów.- O co ci chodzi? - Złapał mnie za ramię.- Maciek, no, bo mi się wyleje.- Wytłumacz mi - powiedział.Patrzył mi prosto w oczy.Niewiedziałam, co sądzić o jego irracjonalnym zachowaniu.Przestraszyłsię? Bezuczuciowy facet boi się, że jego nieudana eks się stąd wynosi?- Tu chyba nie ma, co tłumaczyć.Niejasno się wyraziłam, czy jak?Skoro nie rozumiesz, to trudno.Przekonasz się w swoim czasie.Ateraz puść mnie, bo za dwie minuty będzie dzwonek i chcę iść podklasę.- Czemu ty mnie tak nie cierpisz? - spytał poważnie.- A czemu mnie do tego prowokujesz? - odpowiedziałam pytaniem.- Coś trzeba w życiu robić.O tak, Maciek znów zachował się w typowy dla siebie sposób.- Mam ochotę cię grzmotnąć, ale przy ludziach nie wypada.- Ale mnie za to tak - radośnie dołączył się Wojtek.- Teoretycznie tak, ale uwierz mi, nie warto.Zresztą tej delikatnejmordki lepiej nie ruszać, prawda, Maciuś? Bo wtedy swoim urokiemosobistym już nie da rady oczarować kolejnej naiwniary -powiedziałam, kończąc tę idiotyczną dyskusję.Pomoc przyjaciela zawsze się przydaje.8 STYCZNIASpakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy, założyłam na siebieulubioną turkusową koszulę, czarne rurki, do tego trampki i byłamgotowa do wyjścia.Tryśka dzwoniła już, że mogę wpaść do niej nanockę.- Tato, wychodzę! - krzyknęłam.- Aha, i powiedz mamie, że mazadzwonić do szkoły.Zdecydowałam się.- Wszedł do przedpokoju.- Jesteś pewna? - spytał.- Tak, jestem, ale wolę, żebyś to ty ją o tym poinformował.Obojeuśmiechnęliśmy się do siebie.Doskonale wiedział, czemu nie chcęzrobić tego osobiście.Po prostu za dużo szumu, tysiące pytań i takdalej.A tak, jak wrócę do domu postawią mnie przed faktem izapewnią, że wszystko załatwione.- Baw się dobrze.Może cię podwiezć? - zaproponował.- Nie, dam sobie radę, to tylko dwie ulice dalej.Pa!- Pożegnałam się i wyszłam z wielką torbą przewieszoną przez ramię.Z jednej strony cieszyłam się, że śpięu Tryśki, ale z drugiej - coś mi nie pasowało.Czyżby chciała mi oczymś powiedzieć, o czymś, co tak skrywała podczas ostatniejrozmowy przez telefon? Nie, to raczej do niej niepodobne.No cóż,muszę ją poinformować, że zmieniam szkołę, ciekawe, co na to powie.Powinna się cieszyć, ja w każdym razie się cieszę.Ale nie traktuję tegozbyt poważnie, szkoła wokalna to raczej coś w rodzaju eksperymentu -jeśli się uda, to dobrze, jeśli nie, trudno, przynajmniej spróbowałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]