[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem mu za toniezwykle zobowiązany. Dlaczego pan powiedział: farbowany Szwajcar? oburzyła się Zenobia. Pan obraziłFryderyka.Ja na to nie pozwolę.Wydawało mi się, \e za chwilę jeden z jej straszliwych chwytów d\udo poło\y na ziemi panaKuryłłę.Zenobia nie ośmieliła się jednak na taki czyn wobec starszego pana. Szwajcarzy stwierdził z godnością pan Kuryłło słyną z tego, \e cenią własnąwolność i umieją uszanować czyjąś wolność.A on postępował jak gangster Dlatego uwa\am,\e jest farbowanym Szwajcarem.Chciał mnie zmusić do tego, abym wbrew woli przebywałw jego towarzystwie. Jesteście obydwaj w zmowie burknęła Zenobia.Lekcewa\ąco machnąłem ręką. Jedziemy do obozu.Proszę wsiadać, drzwi zamykać. Z panem gotów jestem pojechać choćby na koniec świata odpowiedział Kuryłło iwsunął się na tylne siedzenie.Rada nierada równie\ i Zenobia weszła do wehikułu.Fryderyk był ju\ daleko, a ona wpid\amie nie mogła paradować po lesie.Przejrzałem się w lusterku wstecznym.Wyglądałem okropnie z tą zakrwawioną szyją.Gdybyjakiś przechodzień zobaczył mnie w tej chwili, z pewnością pomyślałby, \e brałem udział wstraszliwej zbrodni. Tak jest Zenobia przytaknęła moim myślom. Wygląda pan jak kurczak, któryuciekł spod no\a kucharki.Zaczynam rozumieć dziwną decyzję Fryderyka.Po prostu rzucasię w oczy, \e pan nale\y do jakiejś okropnej szajki.Razem z panem Kuryłłą. O, za pozwoleniem rozgniewał się Kuryłło. Czy pani chce zasiąść na ławieoskar\onych pod zarzutem zniesławienia? Pani Zenobio odezwałem sie uprzejmie przyznaję się do wszystkiego.Jestemprzygwo\d\ony pani zdumiewającą przenikliwością.Przyznaję się do wielu przestępstw.Polegają one na tym, \e zaciąłem się brzytwą, wsiadłem w pid\amie do własnego wehikułu,pozwoliłem w swoim samochodzie ukryć się panu Kurylle, a tak\eokłamałem Fryderyka.Zastanawia mnie jednak, \e przenikliwość pani okazuje się zawodnawobec osoby Fryderyka. A có\ mu pan mo\e zarzucić? Fryderyk, jak twierdzi, jest turystą, który w drodze do Jugosławii przyjechał do Jasienia.Czy nie zastanawia pani, \e ten turysta tak ochoczo zajął się sprawą tajemniczejszachownicy? Dla wyjaśnienia zagadki gotów był nieomal zrezygnować z podró\y doJugosławii, a przynajmniej znacznie tę podró\ opóznić. Nie widzę w tym nic podejrzanego.Chciał zabawić się w detektywa.Poza tym zarumieniła się pan zapomina, \e mu się podobam.Chrząknąłem ironicznie. Zdą\yłem zauwa\yć, \e to on się pani podoba.Bo jeśli chodzi o niego, nie dostrzegłem,aby rozstanie z panią sprawiło mu przykrość. Pan jest.pan jest.wstrętny! Pani pozwoli, \e będę mówił dalej.Nie zastanawia pani, \e ten zwykły turysta, fabrykantzapalniczek, posiada zadziwiający samochód? Pan ma taki sam wóz odparła mój atak. Czy pamięta pani, jak on wyjechał z wody na brzeg i wpadł w krzaki? Przebył je swymwozem jak c/ofg.Przednie zderzaki jego forda to prawdziwe tarany na grubych sprę\ynach.Jestem przekonany, \e z taką samą łatwością, jak łamał krzaki nadbrze\ne, potrafi swoimwozem rozbić nawet gruby mur.To nic wóz turysty, lecz gangstera. W takim razie pan równie\ jest gangsterem. Zgoda.Ale proszę jednakową miarę przykładać i do mnie, i do niego.Jeśli ja wydaję siępani podejrzany, to Fryderyk powinien być podejrzany po stokroć.Za naszymi plecami odezwał się Kuryłło: Pan Tomasz ma rację.Fryderyk jest gangsterem.Powiem państwu całą prawdę.Wyznam, dlaczego uciekłem z obozu.Tak, powiem całą prawdę.Wczoraj wieczoremFryderyk zaprosił mnie na spacer na górę zamkową.Poprowadził mnie w najodleglejszyzakątek i nagle wyciągnął z kieszeni pistolet. Pistolet? przeraziła się Zenobia. Powiedział do mnie: Mów całą prawdę, mnie nie oszukasz.Innych mo\esz bujać, alenie mnie.Mów, co wiesz o tajemniczej szachownicy".Zacząłem mu wyjaśniać, \e nic niewiem o zagadce.Ale onbył nieubłagany, groził pistoletem i wcią\ powtarzał, \e on zwykł prosto dą\yć do celu, niebędzie się ze mną bawić w \adne ceregiele.Jeśli do jutra nie zdradzę mu tego, co wiem ozagadkowej szachownicy, to on się ze mną rozprawi. Nie wierzę panu oświadczyła Zenobia. Fryderyk jest d\entelmenem.Pan tęhistorię wymyślił teraz, na poczekaniu.Przy waszej rozmowie nie było świadków. Niewiele brakowało, a mielibyśmy świadków powiedział Kuryłło. Sebastian naswywęszył, Fryderyk obawiał się, \e pies sprowadzi na nas Kasię i inne osoby, couniemo\liwiłoby mu gro\enie mi pistoletem.Mruknął: Mam dosyć tego bydlaka.Niechpan patrzy.Z panem zrobię to samo".I strzelił do Sebastiana. Strzelił? ironicznie roześmiała się Zenobia. Nie słyszeliśmy strzału.Pewniespudłował, bo Sebastian \yje. Strzelał do niego z pistoletu gazowego, proszę pani.Sebastian padł jak martwy.Kasia goodnalazła i ryknęła płaczem, a my uciekliśmy.Rozstając się ze mną, Fryderyk zagroził mi: Do jutra, panie Kuryłło.Jutro pogadamy trochę inaczej".Więc dziś rano wolałemcichaczem wymknąć się z obozu. I pan te bajki wmawia nam na serio? szydziła Zenobia. Nigdy nie słyszałam opistoletach gazowych.Sebastian najadł się boczku albo miał atak serca.Wyjąłem z kieszeni mosię\ną tulejkę. Znalazłem ją na miejscu, gdzie padł Sebastian.Jest to łuska naboju do pistoletugazowego. Powinienem chyba o tym wszystkim powiadomić policję powiedział pan Kuryłło. Policję? powątpiewałem. Ju\ chyba raczej Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.Nie ma świadków, \e Fryderyk groził panu pistoletem, a więc on mo\e bez trudu zaprzeczyćoskar\eniu.Po drugie: posiadanie pistoletu gazowego nie jest u nas zakazane.Jedyne, cozdołalibyśmy mu udowodnić, to fakt, \e strzelił do Sebastiana.Ale tą kwestią, jakzaznaczyłem, powinno się zająć Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.Jeszcze raz wyjąłem z kieszeni łuskę naboju gazowego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]