[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był najbardziej erotyczny widokw całym jej dotychczasowym życiu: ten wysoki, przystojny mężczyzna o włosach lekkorozwichrzonych jej dłońmi patrzył na nią wzrokiem mrocznym z pożądania.I ten uśmiech!Zmysłowy, nieprzyzwoity i zapraszający.Zmusiła się, by odwrócić się do niego plecami.- Nie zapomnij, że jutro rano wybieramy się na przejażdżkę! -zawołał za nią.Carolyn zachichotała.- Proponujesz mi eskortę na wycieczce, drogi braciszku?Mruknął groznie, a kiedy Georgina zerknęła nad jej ramieniem, powtórzył:- Jutro, Georgie.On jej rozkazywał! Powinna teraz pokazać, że ma własne zdanie.Powinna.Skinęła głową.20Następnego ranka, gdy Georgina zeszła na dół, korytarz był już pełny.Najwyrazniej wszyscy panowiezamierzali znowu polować na kuropatwy.Miała na sobie najlepszy strój do konnej jazdy, jasnozielony z czarnymi plecionymi zapięciami iczarnym obszyciem; z przyjemnością dostrzegła wrażenie, jakie wywarła na mężczyznach, którzypatrzyli na schody.Dopasowany fraczek podkreślał jej biust i smukłe biodra.A najbardziej efektownybył jej ulubiony zielony kapelusik z zawadiackim piórkiem.W ręku trzymała szpicrutę, którejwprawdzie nie zamierzała używać, ale ozdobiona ślicznym czarno-zielonym chwościkiemprzydawała amazonce elegancji.- wspaniale, że wybierzesz się z nami na polowanie - powiedział markiz Finchley, zbliżając się doschodów z zapraszającym uśmiechem.- Na tym przyjęciu jest tyle gnuśnych kobiet, włączając w tomoją żonę, że czujemy się niepożądanie męscy.- Nonsens - stwierdziła Georgina, schodząc z ostatniego stopnia.- Gdybym miała wam towarzyszyć,nie moglibyście pluć, kląć i opowiadać nieprzyzwoitych dowcipów.- Czy słyszała pani historyjkę o wdowie i kaznodziei? - spytał DuPreye, próbując wziąć Georginę zarękę.- Na szczęście nie - odparła, odsuwając się od niego.Niezrażony, powtórzył gest, chwytając ją załokieć.- Jest pani ubrana do konnej jazdy, lady Georgino.Będę więcej niż szczęśliwy, mogąc panitowarzyszyć, zamiast uganiać się po polach za ptactwem.Finchley znał Georginę przez wszystkie lata małżeństwa z Carolyn i z wyrazu jej twarzy odgadł, jakbardzo najlepsza przyjaciółka jego żony pragnie spędzić poranek z rozwiązłym panem DuPreye'em.- W żadnym wypadku - powiedział, klepiąc DuPreye'a po plecach.- Zaklinałeś się, że ustrzeliszdzisiaj co najmniej dwie kuropatwy.Nie pamiętasz? wczoraj za każdym razem pudłowałeś, niewspominając, że omal nie postrzeliłeś Oakesa.DuPreye posłał mu cierpkie spojrzenie.- Więc może lepiej bawilibyście się beze mnie, skoro robisz tak wielką sprawę z tego niefortunnegowypadku.To mogło się przydarzyć każdemu.- Ależ nalegam - rzekł kordialnie Finchley.- Lady Georgina wybiera się zapewne na spokojnąprzejażdżkę po okolicy, natomiast my, mężczyzni, musimy zdobyć jakąś dziczyznę na kolację.Naszsąsiad, pan Bucky Buckstone, był tak uprzejmy, że pozwolił nam polować w swoim lesie.Tam nawetnajbardziej nieudolny myśliwy coś na pewno ustrzeli.Oczywiście, nie robię aluzji do ciebie.- Nie może pan przepuścić takiej okazji - odparła Georgina, posyłając DuPreye'owi lodowatespojrzenie, które odstraszyłoby każdego dżentelmena zasługującego na to określenie.- Rzadko jeżdżędłużej niż dziesięć minut, więc to byłaby tylko strata pańskiego czasu.- Zatem innym razem - ustąpił DuPreye.- Może jutro rano?- Czy mógłbym zamienić z panią słówko na osobności, lady Georgino? - spytał dość nieoczekiwanieFinchley, po czym zaprowadził ją do małego saloniku.- Mam straszny problem - oznajmił bezżadnych wstępów.- Jaki? - zapytała, patrząc ze zdziwieniem na gospodarza.- Czy coś jest nie tak z polowaniem?- To nie ma nic wspólnego z polowaniem.Mam kłopot z prezentem urodzinowym dla Carolyn.-Przeczesał palcami włosy, rujnując wyszukaną fryzurę, ułożoną rankiem przez lokaja.- W czym rzecz?- Przygotowywałem absolutnie cudowny prezent.Zamówiłem trupę z Teatru Królewskiego; jutrowieczorem mieli wystawić Wieczór Trzech Króli w naszej sali teatralnej.- Och, Carolyn będzie zachwycona! - wykrzyknęła Georgina.-Jest pan wspaniałym mężem!- To był dobry pomysł - wycedził Finchley przez zaciśnięte zęby.- Co się stało?- Nie przyjadą, wczoraj póznym popołudniem dotarł posłaniec z wiadomością, że większa część trupyzostała aresztowana w Bath.Podobno wystawili jakąś sztukę wykpiwającą księcia regenta i częśćwidowni poczuła się urażona.Idioci! Regent jest ich patronem!- A nie mógłby pan ich wykupić? - podsunęła Georgina.- Są w Bath - powiedział z rozpaczą.- W Bath! To dobre trzy dni drogi stąd.Obiecałem Carolynwyjątkowy prezent, a co najgorsze, ona wie, że spektakl miał być jego częścią.- Macie tu własną scenę? Skinął głową.- Carolyn odkryła, że kazałem ją przygotować na przedstawienie, chociaż nie wie, że zapłaciłemfortunę akurat tej trupie, żeby przyjechała.Spodziewa się przedstawienia jutro wieczorem, w dzieńswoich urodzin, a ja zostałem z niczym.- Nigdy w życiu nie występowałam na scenie - powiedziała Georgina.- Przykro mi.- Nie chodzi mi o to, żeby pani miała występować.Zastanawiałem się tylko, czy byłaby pani takuprzejma i w czasie dzisiejszej przejażdżki rozejrzała się na miejscowym targowisku.Mój lokajsłyszał, że pojawiła się tam jakaś trupa wędrowna.Wioska jest tylko o milę stąd.- Oczywiście - rzekła Carolyn.- Jeśli zobaczę kogokolwiek występującego na scenie, nakłonię go doprzybycia tutaj dziś o ósmej wieczorem.- Nawet jeśli to będą tylko żonglerzy.- Markiz jakby się trochę uspokoił.- Wyślę z panią dwóch ludzi.- Nie ma potrzeby.- Ależ nalegam.Dopóki przebywa pani na moich ziemiach, nie ma niebezpieczeństwa, ale nie chcę,żeby jechała pani sama do wioski.A nigdzie nie widzę pani pokojówki.- Nie będę sama - powiedziała, zdając sobie sprawę, że na jej wargach pojawia się lekki, trochęgłupkowaty uśmieszek.Markiz uniósł brwi.- O mój Boże.Wszyscy dżentelmeni oprócz jednego wybierają się ze mną na polowanie.Proszę niemówić, że znalazła pani swoje imię na pewnej liście.- Z pewnością nie! - Uniosła dumnie głowę.- Jesteśmy przyjaciółmi z czasów dzieciństwa.Nie mamnie na żadnej liście.Uśmiechnął się do niej i Georgina pomyślała, zresztą nie pierwszy raz, że jej przyjaciółka Carolyn mawielkie szczęście.- Jestem tego samego zdania.Jest pani zbyt oryginalna, by znajdować się na jakiejkolwiek liście, ladyGeorgino
[ Pobierz całość w formacie PDF ]