[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jako dziecko często skradała się doswoich drzwi i podglądając przez szparkę widziała Ellen wynurzającą się z ciemnego pokoju,w którym chrapanie Geralda brzmiało rytmicznie, w smugę migotliwego blasku trzymanejwysoko świecy - Ellen niosącą apteczkę pod pachą, mającą przygładzone włosy i dokładniena wszystkie guziki zapięty stanik.Zawsze też czuła ukojenie, gdy słyszała stanowczy choć współczujący szept matki, napalcach idącej korytarzem: - Cicho, uspokójcie się.Obudzicie pana O Harę.Nie obawiajciesię, choroba nie jest śmiertelna.Tak, dobrze było zakopać się znowu pod kołdrę wiedząc, że choć Ellen wyszła na noc,wszystko jest w najlepszym porządku.Rankiem, po całonocnym czuwaniu przy porodach i śmierci, do których ani starydoktor Fontaine, ani młody doktor Fontaine nie mogli na czas przyjechać, Ellen jak zwykleprezydowała przy śniadaniu i tylko jej podkrążone oczy mówiły o umęczeniu, ale głos izachowanie wcale nie świadczyły o przebytym trudzie.Pod dumną łagodnością kryła sięstalowa wytrwałość, która czcią napełniała Geralda, dziewczynki i wszystkich domowników,jakkolwiek Gerald wolałby raczej umrzeć, niż przyznać się do tego.Czasem, kiedy Scarlett na palcach podchodziła wieczorem do matki, aby ucałować jąna dobranoc w policzek, przyglądała się ustom Ellen - wrażliwym ustom o zbyt krótkiej, zbytdelikatnej górnej wardze, i zastanawiała się, czy kiedykolwiek rozchylały się one wgłupiutkim, dziewczęcym chichocie, czy szeptały podczas długich wieczorów sekrety do uszuserdecznych przyjaciółek.Ale nie, to chyba było niemożliwe.Matka zawsze musiała być takasama, zawsze była zródłem siły, kolumną mądrości, jedyną na świecie osobą, która miałaodpowiedz na wszystko.Scarlett jednak myliła się bardzo, bo przed laty Ellen Robillard z Savannah tak samochichotała bez powodu jak każda inna piętnastolatka w tym uroczym mieście nadbrzeżnym icałymi wieczorami szeptała w kąciku z przyjaciółkami, wymieniając zwierzenia, mówiąc owszystkich swoich tajemnicach - z wyjątkiem jednej.Działo się to w roku, gdy o dwadzieściaosiem lat starszy od niej Gerald O Hara zjawił się w jej życiu - w tym samym roku, kiedymłodość jednocześnie z czarnookim kuzynem Filipem Robillardem opuściła życie Ellen nazawsze.Bo kiedy kuzyn Filip o gorących oczach i niespokojnym charakterze wyjechał zSavannah, zabrał ze sobą wszystek żar serca Ellen, zostawiając dla niepozornego Irlandczykatylko wystygłą skorupę.To jednak wystarczyło Geraldowi, obezwładnionemu ze szczęścia, że mógł się wogóle z Ellen ożenić.Nie zauważył też nigdy, że coś od niej odeszło na zawsze.Jakoczłowiek rozsądny dobrze wiedział, że cudem nieledwie było, iż on, Irlandczyk z niebogatej,nikomu nie znanej rodziny, pozyskał sobie córkę jednego z najbogatszych i najdumniejszychrodów wybrzeża.Gerald bowiem był człowiekiem, który wybił się własnymi siłami.Przybył do Ameryki z Irlandii mając lat dwadzieścia jeden.Przeprawił się przez ocean pośpiesznie, jak przedtem i potem wielu lepszych igorszych od niego Irlandczyków, mając jedno ubranie na grzbiecie, dwa szylingi w kieszeni iwyznaczoną na swoją głowę cenę, która zdaniem jego była niewspółmierna z jegowystępkiem.Na tym ziemskim padole nie było bowiem takiego Orańczyka, który byłby wartstu funtów dla rządu angielskiego czy dla samego diabła: jeżeli jednak rząd tak się przejąłzabójstwem rządcy wiecznie nieobecnego lorda, był to znak, że Gerald O Hara musi wiać i tojak najprędzej.Nazwał wprawdzie rządcę bękartem orańskim , to jednak zdaniem Geraldawcale rządcy nie uprawniało do obrażenia go gwizdaniem w jego obecności pierwszychtaktów Nad wodami Boyne.Bitwa nad Boyne odbyła się co prawda przed stu laty, ale O Harom i ich sąsiadomwydawało się, że to zaledwie wczoraj wszystkie ich nadzieje i marzenia, bogactwa i ziemieznikły w tumanie kurzu, który pokrył ucieczkę przerażonego Stuarta, gdy Wilhelm Orański ijego znienawidzone wojska w pomarańczowych kokardach dziesiątkowały irlandzkichstronników Stuarta.Z tych i innych względów rodzina Geralda była skłonna uważać fatalne zakończeniejego sprzeczki za poważne tylko dlatego, że pociągnęło za sobą poważne konsekwencje.Jużbowiem od lat żandarmeria angielska krzywo patrzyła na O Harów, podejrzewając ich odziałania przeciwrządowe, i Gerald nie był pierwszym z rodziny, który musiał wziąć nogi zapas i pożegnać Irlandię pod osłoną nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]