[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podświadomośćzbiorowa pracowała bowiem miast niego: inaczej nie byłoby naro-dowej legendy, inaczej nie byłoby konnej statui, inaczej nie byłobytakiego miejsca, gdzie można byłoby - w najistotniejszych chwilachdziejów - tłumnie śpiewać Kde domov muj albo stawiać czoło so-wieckim tankom.Trochę myślałem o tym przed praskim pomnikiem Wacława.A bardziej jeszcze o tym, dlaczego Polska -jedyne ze starych kró-lestw chrześcijańskich Europy - nie doczekała się nigdy świętegokróla mężczyzny.Owszem, pojawił się polski król na ołtarzach, aleto przecież - cóż znowu za paradoks przedziwny dziejów! -jedynyw naszych dziejach król kobieta, Jadwiga.I być może to tłumaczy w dużej mierze fakt dziwny, że świętyWacław, nic z Polską nie mający wspólnego, stał się na długie stule-cia jednym z głównychjej patronów.Kimś, kogo ważny ośrodek kul-towy powstał w Krakowie już w XI wieku.Kimś, komu - obok Naj-świętszej Maryi Panny - dedykowano przyklasztorny kościół w jed-nej z najważniejszych fundacji kościelnych średniowiecznej Polski:w opactwie cysterskim w Mogile, założonej sumptem i staraniembiskupa krakowskiego Iwona Odrowąża w 1221 roku.Kimś, kogona rycinach, obrazach, rzezbach ukazywano aż do XVI stulecia ra-zem z innymi trzema patronami Polski - św.Wojciechem, św.Sta-nislawem i równie "przyszywanym" św.Florianem.Kimś, kogo po-życzyliśmy sobie od Czechów, aby mieć chociażby substytut uświę-conego władcy - założyciela monarchii i sakralny fundament kró-lewskiej tradycji.Tak, (z)myślne lustra dziejów - akty zbiorowej (pod)świado-mości - mogą stanowić gabinet pokraczny i pokrętny, rojny odprzywidzeń i deformacji, od koszmarów, niczym ten z najgorszychsnów o lunaparku.Ale przecież nigdy nie gasną, nigdy nie patrząślepym wzrokiem.Tyle tylko, że w rojowiskach obrazów tkwi tu niefałsz, ale prawda, której dochodzić należy, jak należy.Czyli, zgod-nie z zaleceniem świętego Pawła,perspeculum et in aenigmate (l Kor13, 12).Słowem, w "odzwierciedleniach i zagadkach" (jak mówiBiblia Tysiąclecia) albo lepiej jeszcze, według dosłownego przekła-du z greckiego, zgodnego w tym przypadku z Wulgatą, "poprzezlustro, w zagadce".Taki właśnie jest przywilej mitów i legend.Bł.Aadyslaw z Gielniowa(przed 1450-1505)Boży latawiecBył -jak się zazwyczaj uważa - "pierwszym znanym bliżej poetąpiszącym w języku polskim" (Literatura polska.Przewodnik encyklope-dyczny, t.1, s.610).Przyszedł zaś na świat w domu mieszczańskimw Gielniowie pod Przysuchą (w Opoczyńskiem), gdzieś przed ro-kiem 1450.Na chrzcie dano mu Jan, ale znany jest bardziej ze sło-wiańskiego swego imienia Aadysław (Władysław).Studiował potemw Akademii Krakowskiej, a w 1462 roku, rok wcześniej niż Janz Dukli, wstąpił do bernardynów, czyli franciszkanów obserwan-tów.W 1487 roku został gwardianem, a więc przełożonym krakow-skiego ich domu.W latach 1487-1490 powołano go na prowincjaławielkiej prowincji austriacko-czesko-polskiej i w tej właśnie rolipodróżował m.in.do Włoch.W 1504 roku został gwardianemw Warszawie, gdzie też niebawem umarł (5 maja 1505 roku).Beaty-fikowano go w roku 1753, uznając zarazem za patrona Warszawy.Był najwybitniejszą może z postaci swoistego i znamiennegodla polskiej duchowości ówczesnej, dla naszej devotio moderna, jeślitak można powiedzieć, "poruszenia bernardyńskiego".,Jak domi-nikanie i franciszkanie w wieku XIII, tak bernardyni - tak nazywanou nas braci obserwantów - w XV wieku zaważyli w rozbudzaniuuśpionego uczucia religijnego.Nawrót do twardszej reguły, ogieńpałający od najwymowniejszego ich rzecznika, Kapistrana, szerze-nie słowa Bożego elektryzowały masy, pociągały nowicjuszów,przysparzały regule coraz nowych domów i klasztorów z niesły-chaną od dawna szybkością.W drugiej połowie wieku, od kiedy Ka-pistran z tłumaczem Polakiem kazał na rynku krakowskim, bernar-dyni przewodzili nie tylko w Polsce, lecz na Rusi i Litwie, główniew Wilnie, w dziele misyjnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]