[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wiem, czy jest przerażona, ale odniosłem wrażenie, że czuje się tu samotna iprzydałaby jej się przyjaciółka, która pokazałaby jej, jak radzić sobie w Anglii.- Musi czuć się nieszczęśliwa - zgodziła się ze współczuciem Caroline, przyglądającsię Victorii, która właśnie podeszła do Jasona i coś do niego mówiła.- Przyjechali hrabiostwo - oznajmiła właśnie Victoria uprzejmie i chłodno.- Widzę.Przyszli tutaj za panią - wyjaśnił Jason.- Znajdują się o kilka kroków za paniplecami, na prawo.- Zerknął na nią ponownie i zamarł, uwagę jego przykuło coś po jej lewejstronie.- Przesuń się! - rozkazał, odsuwając ją szorstko i podnosząc strzelbę do ramienia.Za sobą Victoria usłyszała niskie, okropne warczenie i nagle zrozumiała, co Jason mazamiar zrobić.- Nie! - wrzasnęła.Machnęła dziko ręką, odepchnęła lufę strzelby w bok i padła nakolana, obejmując ramionami Williego i piorunując mężczyznę wzrokiem.- Zwariował pan!Zwariował! Co panu zrobił Willie, że go pan chce zagłodzić i zastrzelić? - pytaławstrząśnięta, gładząc zwierzaka po łbie.- Może pływał w tym pana głupim strumieniu alboośmielił się nie posłuchać jakiegoś rozkazu, albo.Strzelba przesuwała się w zdrętwiałych palcach Jasona, aż w końcu skierował lufęnieszkodliwie w ziemię.- Victorio - powiedział spokojnym głosem, który stał w sprzeczności z jego napiętą,pobladłą twarzą - to nie jest Willie.Willie jest szkockim owczarkiem, trzy dni temupożyczyłem go Collingwoodom do ich hodowli.Dłoń dziewczyny zamarła w pół gestu.- Jeżeli nie mylą mnie oczy i przed chwilą nie straciłem rozumu, powiedziałbym, żezwierzę, do którego przywarłaś jak matka broniąca własnego dziecięcia, jest przynajmniej wpołowie wilkiem.Victoria przełknęła ślinę i powoli wstała.- Nawet jeżeli to nie Willie, to i tak jest psem, a nie wilkiem - obstawała uparcie przyswoim.- On rozumie polecenie chodz.- Jest tylko po części psem - zaoponował Jason.Zamierzając odciągnąć dziewczynę odzwierzęcia, zrobił krok do przodu i chwycił ją za rękę.Ten gest wywołał natychmiastowąreakcję psa, który wyprężył się, zaczął warczeć i odsłonił kły, a sierść na grzbiecie mu sięzjeżyła.Jason puścił rękę Victorii, jego palce powoli przesuwały się w kierunku cyngla.-Odsuń się od niego, Victorio.Dziewczyna nie mogła oczu oderwać od strzelby.- Niech pan tego nie robi! - zawołała histerycznie.- Nie pozwolę panu! Jeżeli pan gozastrzeli, to ja zastrzelę pana, przysięgam.Lepiej umiem strzelać niż pływać, potwierdziłby tokażdy, kto mnie znał w Portage.Jasonie! - wykrzyknęła łamiącym się głosem.- To jest pies ion tylko stara się bronić mnie przed panem.Każdy by to zrozumiał! To mój przyjaciel.Proszę, proszę, niech pan do niego nie strzela! Proszę.- Aż osłabła z ulgi, kiedy zobaczyła,że zaciśnięta na strzelbie dłoń mężczyzny rozluznia się i lufa znowu zbacza niegroznie wtrawę.- Niech pani przestanie się nad nim trząść - rozkazał.- Nie zastrzelę go.- Czy da mi pan słowo honoru dżentelmena? - nalegała Victoria, całym ciałem wciążosłaniając zwierzę, jakby pragnęła zapobiec fatalnej konfrontacji pomiędzy dzielnym psem,który próbował jej bronić, a człowiekiem ze śmiercionośną bronią, który gotów był biedakaza to zastrzelić.- Daję pani słowo.Victoria już miała się odsunąć, kiedy przypomniała sobie, co jej kiedyś powiedział iszybko stanęła znowu między dwoma wrogami.Przyglądając się podejrzliwie Jasonowi,przypomniała mu:- Powiedział mi pan, że nie ma pan żadnych zasad.Skąd mogę wiedzieć, czy uszanujepan własne słowo honoru, jak to powinien zrobić dżentelmen?W drapieżnych oczach Jasona zapaliły się płomyki niechętnego rozbawienia, kiedypatrzył na tę bezbronną młodą kobietę, która jednocześnie orędowała za wilkiem i takstanowczo sprzeciwiała się woli pana domu.- Uszanuję je.A teraz niech się pani przestanie zachowywać jak Joanna d Arc.- Nie jestem pewna, czy panu wierzę.Czy przyrzekłby pan również przed lordemCollingwoodem?- Przeciąga pani strunę, moja droga - ostrzegł ją cicho Jason.Chociaż powiedział to spokojnie, w jego słowach niedwuznacznie pobrzmiewałagrozba.Victoria jednak posłuchała Jasona nie dlatego, by lękała się konsekwencji buntu, leczponieważ instynktownie wyczuła, że on dotrzyma obietnicy.Skinęła głową i odsunęła się, alewielki pies nadal szykował się do ataku, wbijając grozne spojrzenie w mężczyznę.Teraz lord Fielding z kolei przypatrywał się zwierzęciu, strzelbę nadal trzymając wpogotowiu przy boku.Victoria w rozpaczy zwróciła się do zwierzaka:- Siad! - rozkazała, choć prawdę mówiąc nie oczekiwała, by miał jej posłuchać.Pies zawahał się, a potem usiadł przy jej nodze.- No, widzi pan! - Wyrzuciła ręce w górę z ulgą.- Ktoś go musiał tresować.On wie,że strzelba może mu zrobić krzywdę i dlatego nie przestaje pana obserwować.Jest mądry.- Bardzo mądry - zgodził się szyderczo Jason.- Do tego stopnia, że udało mu sięprzeżyć tutaj, pod moim nosem, podczas gdy wszyscy mieszkańcy okolicy, ze mną na czele,polowali na wilka , który napadał na kurniki i terroryzował wieś.- Czy to dlatego wyjeżdżał pan codziennie na polowanie? - Kiedy Jason przytaknął,Victoria zalała go potokiem słów, mających nie dopuścić do tego, by powiedział, że pies niemoże pozostać w posiadłości.- On przecież nie jest wilkiem, to pies, sam pan widzi.I ja terazkarmię go codziennie, więc nie będzie miał już powodu napadać na kurniki.On jest bardzomądry i rozumie, co mówię.- A więc może mogłaby mu pani wspomnieć, że nie jest uprzejmie siedzieć tak,czekając na okazję, by ukąsić rękę, która, przynajmniej pośrednio, go żywiła.Victoria rzuciła niespokojne spojrzenie na swego nadgorliwego obrońcę, a potem naJasona.- Sądzę, że jeżeli wyciągnie pan do mnie dłoń, a ja mu każę, żeby na pana nie warczał,to pojmie, o co chodzi.No już, niech pan to zrobi.- Miałbym ochotę kark pani skręcić - powiedział na wpół poważnie Jason, ale chwyciłją za rękę, tak jak prosiła.Zwierzę znów sprężyło się, gotowe do skoku i zaczęło warczeć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]