[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawdę mówiąc, osobiście doradzałemmoim amerykańskim kolegom bardziej subtelne działania, gdy Kev dał mi znać,co odkrył.Zrozumiałem, dlaczego kazał mi natychmiast wracać z Waszyngtonu.Po-szczególne elementy układały się w logiczną całość.Kev zadzwonił do Sim-mondsa, a ten uznał, że trzeba mnie natychmiast odwołać ze Stanów.Bał się, żespotkam się z Kevem, że Kev może mi coś powiedzieć albo, co gorsza, żemógłbym uniemożliwić egzekucję.Pomyślałem o Kelly.Dobrze, że jest w bezpiecznym miejscu.Simmonds musiał czytać w moich myślach.- Jeśli nie oddasz nam materiałów zabijemy małą, a potem ciebie.Przedtemoczywiście wyciśniemy z ciebie wszystko, co trzeba.Nie bądz naiwny, Nick, obajznamy zasady gry, obaj w tym siedzimy.Chodzi o biznes, Nick, o sprawę, a nie ouczucia.- Spojrzał na mnie jak ojciec na syna marnotrawnego.- Nie masz wy-boru, Nick - dodał.Blefuje, pocieszyłem się.Wprost nie mogłem w to wszystko uwierzyć.- A przy okazji - ciągnął - masz pozdrowienia od Euana.Kazał ci powiedzieć,że udało mu się zdobyć telewizor dla małej.Możesz mi wierzyć, Nick, Euan za-łatwi tę małą.Zależy mu na emeryturze.Euan, nigdy! Pokręciłem przecząco głową.- Przypomnij sobie Gibraltar - podsunął Simmonds.- Kto pierwszy strzelił?Miał rację - Euan.Simmonds dowodził, rola Euana polegała więc na rozpo-częciu ostatecznej rozgrywki.Nadal jednak nie mogłem w to uwierzyć.- Niech ci zresztą sam opowie.- Simmonds wsunął rękę do kieszeni, wycią-gnął telefon komórkowy, wprowadził PIN i uśmiechając się wyjaśnił: - Właśniedzięki temu Amerykanie mogli cię namierzyć.To bardzo sprytne urządzenie.Ludziom wydaje się, że rozmówcę można zlokalizować tylko w czasie rozmowy,a wcale tak nie jest.Telefon komórkowy to miniaturowa radiostacja, a jeszczeinaczej - miniaturowe urządzenie naprowadzające.Wystarczy, że jest włączone,aby ustalić, gdzie przebywa właściciel.To bardzo pożyteczne.- Potwierdził PIN.- Po Lorton, kiedy ich tak fatalnie załatwiłeś, nie mieliśmy już innego wyjścia, jaktylko ułatwić ci powrót do Londynu.Musiałem się dowiedzieć, ile i co wiesz.Ana marginesie, gratuluję udanej kuracji po chorobie nowotworowej.Niech go szlag trafi! Wszystko wiedział.Mogłem się zorientować wcześniej,gdy słowem nie wspomniał o mojej łysej głowie.Nie musiał, bo wiedział.Euanbył sprytniejszy, z miejsca zapytał o włosy, żebym nie nabrał choćby cienia po-dejrzenia, że coś wie.Na myśl, że mój najlepszy przyjaciel wykorzystał całytalent i umiejętności zawodowe przeciwko mnie poczułem się chory.Simmonds uśmiechał się.Był pewny swego, trzymał mnie mocno za jaja.- Nick, jeszcze raz powtórzę: wszystkie dyskietki, co do jednej, albo małejstanie się straszna krzywda.Wolelibyśmy tego uniknąć, ale sprawa jest zbytpoważna.Chciałem, żeby wreszcie połączył się z Euanem.Liczyłem na to, że usłyszę odniego, że to absurd, że mogę być spokojny.W głębi serca jednak wiedziałem, żenie ma żadnej nadziei.Simmonds kończył już wprowadzanie numeru Euana.To był ostatni moment, życie Kelly wisiało na włosku.Ta rozmowa nie możesię odbyć.Pozostało mi tylko jedno wyjście.Wyprowadziłem potężnego haka, mierząc między oczy.Usłyszałem trzaskłamanej chrząstki, Simmonds z cichym jękiem zwalił się na ziemię.Paroma ru-chami wkopałem go pod stojącą obok ciężarówkę, po czym wyrwałem mu ko-mórkę.Stanąłem nad nim i oburącz zacząłem wciskać mu komórkę w krtań, tużponiżej jabłka Adama.Obejrzałem się.W pobliżu, co prawda nie było nikogo, alepozostawałem na widoku.Na to, co chciałem zrobić potrzebowałem dobrychkilku minut.Złapałem Simmondsa za głowę i zaciągnąłem głębiej pod arkady,między dwie ciężarówki.Tam przyklęknąłem nad nim i znów zacząłem go dusićkomórką.Wił się, wyrywał, wyciągał ręce do mojej twarzy.Jęczał przy tym istękał żałośnie.Pochyliłem się i całym ciężarem ciała zacząłem przyciskać mugłowę do klatki piersiowej.Jeszcze minuta, dwie i będzie po wszystkim.Ale on jakby nabrał nowych sił, zwykle tak się dzieje w obliczu śmierci.Za-czął wyrywać się, machać rozpaczliwie rękami.Nie zważałem na nic, trzymałemgo mocno.Dobrał mi się do twarzy.Odchyliłem się trochę do tyłu, ale nie przestawałemgo dusić.Blizny po walce z McGearem puściły, a Simmonds trafił palcami wotwartą ranę tuż pod okiem i pociągnął w dół.Nie mogłem powstrzymać okrzykubólu, a co gorsza, odruchowo szarpnąłem głową do tyłu, co tylko pogorszyłosprawę, bo paznokcie zerwały kawał skóry.Nic mnie już nie obchodziło, czy ktoś nas widzi, czy nie.Z trudem łapałemoddech.Pot zalewał otwarte rany na twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]