[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko było gotowe.Wsiadłam do autobusu i zajęłam miejsce obok krągłejkobiety po czterdziestce z rozwichrzonymi kasztanowymiwłosami, w których przebijały pierwsze siwe pasma.Miała nasobie luzną kremową spódnicę aż do kostek i lnianą koszulkębez rękawów.Pachniała oliwką dla niemowląt i lawendą.- Cześć - powiedziała pogodnie.- Jestem Margaret.- Anne.- Byłaś już kiedyś w Meksyku?- Nie.A ty?- Nie.Ciekawe, gdzie są faceci.Sama rozpaczliwie starałam się o tym nie myśleć.Próbo-wałam nie patrzeć na twarze mężczyzn w samolocie, którzymieli brązowe włosy, i nie zastanawiać się, czy któryś z nich toJack.Czy naprawdę nie zobaczę tego mężczyzny przeddzisiejszym wieczorem?- Dobre pytanie - odparłam.- Może będą jechać innym autobusem?- Pewnie tak.- Jak twój ma na imię?Trochę się wstydziłam wyjawić komuś to imię.Przez tostawało się jakby bardziej rzeczywiste.Chociaż chyba niemogło być już bardziej realne, skoro siedziałam w autobusiejadącym na spotkanie z nim.- Jack.- Mój ma na imię Brian.Zabawne, ale nigdy mi się niepodobało to imię.Ale cóż.Na pewno będzie dobrze.Podoba cisię imię Jack? - Właściwie tak.- Czym się zajmuje?- Jest pisarzem.- Brian jest księgowym.Zawsze myślałam, że to strasznienudny zawód, ale to chyba dobrze, że ma stałe zarobki,prawda? Pisarz.Hmm.To chyba nie jest zbyt stabilny zawód.Poczułam napięcie w ramionach.- Ja jestem pisarką.Jej jasnobrązowe oczy otworzyły się szeroko.- Para pisarzy.O, kurczę.Na pewno będzie dobrze.- Czemu wciąż to powtarzasz?- Co takiego?- %7łe na pewno będzie dobrze.- Naprawdę? No wiesz, tak się tylko mówi.Po prostu Blythe& Company ma taki wysoki odsetek prób zakończonychpowodzeniem.Na pewno wybrali dla nas właściwe osoby.Ztym że.- Pochyliła się, zniżając głos do konspiracyjnegoszeptu.- Zastanawiałaś się, czy zdarza im się mylić? No wiesz,pomieszać dane albo coś?- Nie.Nie zastanawiałam się nad tym.Aż do teraz!Machnęła niedbale ręką.- A, nie przejmuj się tym.Na pewno mają na to jakieśsposoby, no wiesz, rejestry czy coś, żeby zapobiec takimsytuacjom.Miałam cholerną nadzieję, że tak.Wyjrzała przez okno.- Zauważyłaś, że sporo tu klasycznych garbusów Volks-wagena?-Nie.-Zobacz, jedzie następny! - Trąciła mnie pięścią w ramię.Mocno.- %7łółty garbusek! - Ała.- Zaczęłam trzeć ramię w miejscu, w którym mnieuderzyła.- Przepraszam.Po prostu lubimy się tak bawić z synem.Czasem nie zdaję sobie sprawy z własnej siły.- Masz dziecko?- Jasne.Ma na imię David.Ma dziewięć lat.- Miałaś już męża? -Mhm.- Poznałaś go.zwyczajnie? Roześmiała się pogodnie.- Oczywiście.No co? Myślisz, że tylko dziwolągi, które niepotrafią znalezć męża w zwykły sposób, korzystają z usługtakich firm?- Nie, oczywiście, że nie, przepraszam.- W każdym razie, kiedy moje małżeństwo się rozpadło,postanowiłam inaczej do tego podejść.Korzystałam zchrześcijańskiego biura matrymonialnego, kiedy siostrapowiedziała mi, jak naprawdę poznała męża.Myślałam, żepadnę, ale kiedy się nad tym zastanowiłam, dostrzegłam wieleplusów.- Na przykład?- Nie trzeba przechodzić przez te wszystkie randki, po-znawanie się, zastanawianie, czy jestem dość ładna, szczupła imądra, można zapomnieć o tych wszystkich bzdurach.Od razuzaczyna się od budowania przyszłości z kimś, z kim mogę sięzaprzyjaznić.Wiesz, ja i Sal, czyli mój pierwszy mąż, chybasię tak naprawdę nie lubiliśmy, nawet na początku.Do ślubujuż prawie wszystko mnie w nim wkurzało, ale David był wdrodze, więc.- Rozumiem.- W każdym razie pomyślałam, że to fajne, że przez jakiśczas nie będę nic wiedziała o Brianie.Czy nie jest tak? Nowiesz, niespodzianki i wkurzające drobiazgi mogą poczekać. Poza tym, zauważyłam, że coś, co denerwuje nas w naszympartnerze, nie jest tak irytujące, gdy dostrzegamy to u przy-jaciół.Wiesz, o czym mówię? Kogo obchodzi, czy przyjacielzle wyciska pastę z tubki albo nie opuszcza deski klozetowej?Blythe&Company chyba wie, co robi z tą całą  filozofiąprzyjazni".Skąd się o nich dowiedziałaś?W głowie mi wirowało, gdy próbowałam nadążyć zaMargaret.Chwilę potrwało, zanim dotarło do mnie pytanie.-A, no cóż.- Jesteśmy na miejscu!Autobus zatrzymał się przed wejściem do hotelu, którywyglądał podobnie do wszystkich, które mijałyśmy po drodze.Był zdobiony biało-żółtym stiukiem, miał ogromne szklanedrzwi, schody były pokryte kolorowymi kafelkami.Odlazurowego, spokojnego bezkresu oceanu dzielił nas pasniesamowicie białego piasku.Wysiadłyśmy i przeszłyśmy z walizkami do holu, karnieustawiając się w kolejkę przy biurku recepcjonistki.Kolorowekafelki zdobiły też wnętrze hotelu, dodając życia ścianom podpółokrągłym stiukowym sklepieniem.Poza obsługą hotelowąw holu nie było żadnych mężczyzn, a i tych ciężko było odsiebie odróżnić - wszyscy w białych uniformach i beżowychkrawatach.Gdy przyszła moja kolej, mężczyzna za ladąsprawdził moje dane i podał mi broszurkę informacyjną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fisis2.htw.pl
  • Copyright © 2016 (...) chciaÅ‚bym posiadać wszystkie oczy na ziemi, żeby patrzeć na Ciebie.
    Design: Solitaire