[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alys opadła na kolana i zaczęła mamrotać modlitwę w dziwnym języku.Karoly d’Branin siedział nieruchomo, patrząc, mrugając, trzymając w dłoni zapomnianą filiżankę czekolady.– Zróbcie coś – jęknęła Lommie.– Niech ktoś coś zrobi.Jedno z ramion Lasamera poruszyło się nieznacznie i oparło o nią.Odskoczyła z przeraźliwym wrzaskiem.Melantha odsunęła od siebie kieliszek z brandy.– Opanuj się – powiedziała twardo.– On jest martwy, nic ci nie zrobi.Wszyscy, poza Karolym i Agathą, którzy sprawiali wrażenie skamieniałych, spojrzeli na nią.Melantha nagle zdała sobie sprawę, że hologram Royda zniknął w którymś momencie.Zaczęła wydawać rozkazy.– Dannel, Lindran, Rojan, znajdźcie jakieś prześcieradło albo coś, w co by można owinąć ciało, i zabierzcie je stąd.Alys, ty i Lommie przynieście wodę i gąbki.Musimy tu posprzątać.Gdy inni ruszyli, żeby wykonać to, co im poleciła, Melantha usiadła tuż obok d’Branina.– Karoly – powiedziała, delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu.– Nic ci nie jest, Karoly?Podniósł głowę i spojrzał na nią, mrugając.– Ja.tak, tak, nic mi nie jest.Melantha, ja jej mówiłem, żeby tego nie robiła.Mówiłem jej.– Tak, mówiłeś – odpowiedziała.Klepnęła go pocieszająco po ramieniu, okrążyła stół i podeszła do Agathy.– Agatha – zawołała.Ta nie odpowiadała, nawet wtedy, gdy Melantha chwyciła ją za ramiona i mocno potrząsnęła.Jej oczy były puste.– Jest w szoku.Melantha skrzywiła się, widząc wystający z policzka odłamek kości.Wytarła twarz Agathy serwetką i ostrożnie go wyciągnęła.– Co zrobimy z ciałem? – spytała Lindran.Już je owinęli w znalezione gdzieś prześcieradło.Przestało drgać, chociaż krew ciągle się sączyła, barwiąc na czerwono okrywającą je białą płachtę.– Włóżmy je do jakiegoś pustego luku towarowego – zaproponował Christopheris.– Nie – powiedziała Melantha – to niehigieniczne.W luku ciało zgnije.– Zastanawiała się przez chwilę.– Włóżcie kombinezony i zanieście je do pomieszczeń napędu.Przeprowadźcie je przez śluzę, a potem jakoś umocujcie.Porwijcie to prześcieradło, jeśli będziecie musieli.W tamtej części statku panuje próżnia.Tam mu będzie najlepiej.Christopheris skinął głową i cała trójka odeszła, niosąc wspólnie martwy ciężar.Melantha odwróciła się do Agathy, ale tylko na moment.Lommie, kawałkiem szmaty wycierająca dotychczas krew ze stołu, nagle zaczęła gwałtownie wymiotować.Melantha zaklęła.– Niech jej ktoś pomoże – krzyknęła.Karoly d’Branin poruszył się wreszcie.Wstał i wyjął z dłoni Lommie przesiąkniętą krwią szmatę, potem odprowadził ją do swej kabiny.– Nie mogę robić tego sama – płaczliwie powiedziała Alys, ze wstrętem odwracając się od stołu.– W takim razie pomóż mi – powiedziała Melantha.Razem wyprowadziły, czy raczej wyniosły psipsych z mesy, rozebrały ją i umyły, a potem, wstrzyknąwszy jej jedno z jej własnych lekarstw, ułożyły do snu.Później Melantha wzięła strzykawkę i zrobiła obchód.Northwind i Thorne wystarczył dość łagodny środek uspokajający, Dannel potrzebował znacznie silniejszego.Minęły trzy godziny, zanim znowu mogli się spotkać.* * *Zebrali się w największym z luków towarowych, w którym troje z nich zawiesiło swoje hamaki.Przyszło siedmioro z ośmiorga.Agatha była wciąż nieprzytomna, może zwyczajnie spała, a może wpadła w śpiączkę lub była w głębokim szoku.Nikt nie był pewien.Wydawało się, że pozostali doszli do siebie, chociaż ich twarze były blade i ściągnięte.Wszyscy zmienili ubrania, nawet Alys Northwind, która wśliznęła się w nowy kombinezon, identyczny z poprzednim.– Nie rozumiem – powiedział Karoly d’Branin.– Nie rozumiem, co.– Royd go zabił, to wszystko – stwierdziła Alys z goryczą.– Jego tajemnica została zagrożona, dlatego po prostu.po prostu rozsadził mu głowę.Wszyscy to widzieliśmy.– Nie mogę w to uwierzyć – powiedział d’Branin głosem pełnym udręki.– Nie mogę.Royd i ja.rozmawialiśmy przez wiele nocy, gdy wy spaliście.On jest łagodny, dociekliwy, wrażliwy.To marzyciel.Rozumie wszystko, co mu powiedziałem o wolkrynach.On nie zrobiłby czegoś takiego, nie mógłby.– Z pewnością jego hologram, gdy to się stało, zniknął dostatecznie prędko – powiedziała Lindran.– I zwróćcie uwagę, że od tego czasu nie miał nam zbyt wiele do powiedzenia.– Reszta z nas również nie była nadzwyczaj rozmowna – zauważyła Melantha.– Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, ale instynktownie staję raczej po stronie d’Branina.Nie mamy dowodów, że to kapitan jest odpowiedzialny za śmierć Lasamera.Jest tu coś, czego żadne z nas jeszcze nie rozumie.Alys prychnęła.– Dowody – powiedziała z niesmakiem.– Prawdę mówiąc – kontynuowała Melantha, nie dając się zbić z tropu – nie jestem nawet przekonana, że ktokolwiek ponosi tutaj winę.Nic się nie stało do chwili, w której daliśmy mu esperon.Czy jest możliwe, żeby winny był ten narkotyk?– Działanie uboczne jak sto diabłów – mruknęła Lindran.Rojan Christopheris zmarszczył brwi.– To nie jest moja działka, ale raczej powiedziałbym, że nie.Esperon jest niezwykle silnym środkiem, mającym działania uboczne w sferze zarówno psionicznej, jak i fizycznej, może nawet graniczące ze skrajnymi, ale na pewno nie aż tak skrajne.– A więc co? – spytała Lommie Thorne.– Co go zabiło?– Narzędziem, które spowodowało jego śmierć, był prawdopodobnie jego własny talent –odparł ksenobiolog – potężnie w tym momencie podbudowany narkotykiem.Poza wzmocnieniem jego podstawowej umiejętności, czułości telepatycznej, esperon mógł również obudzić w nim inne uzdolnienia psioniczne, które dotychczas pozostawały głęboko ukryte.– Takie jak? – zapytała Lommie.– Biokontrola.Telekineza.Melantha rozumowała szybciej niż on.– Esperon zwiększa ciśnienie krwi w każdym przypadku.Podnieście ciśnienie w jego głowie jeszcze bardziej przez przetłoczenie krwi z ciała do mózgu.Jednocześnie obniżcie ciśnienie powietrza wokół głowy, używając telekinezy do wytworzenia krótkotrwałej próżni.Zastanówcie się nad tym.Zastanowili się i nikomu z nich się to nie podobało.– Kto mógłby czegoś takiego dokonać? – powiedział Karoly d’Branin.– To mogło być zrobione tylko przez niego samego, przez jego nie poddający się już kontroli talent.– Albo narzucone mu przez talent jeszcze większy – dodała Alys.– Żaden ludzki telepata nie posiada takiej mocy.Mocy, która pozwoliłaby mu przejąć choćby na krótką chwilę kontrolę nad kimś innym, nad jego ciałem, umysłem i duszą.– No właśnie – potwierdziła Alys.– Żaden ludzki telepata.– Mieszkańcy olbrzymów gazowych? – W głosie Lommie zabrzmiała prowokacja.Alys spojrzała na nią wyniośle.– Mogłabym wspomnieć o czuciowcach Kreyów lub o githyanki, wysysączach dusz, mogłabym na poczekaniu przytoczyć nazwy choćby tuzina innych ras, ale nie ma takiej potrzeby.Wymienię tylko jedną.Hrangański Umysł.To był dość niepokojący pomysł.Wszyscy zamilkli i zaczęli się niespokojnie kręcić, rozmyślając o ogromnej, nieprzejednanie wrogiej mocy Hrangańskiego Umysłu, skrytego w pomieszczeniach dowódczych ŻEGLARZA NOCY.Wreszcie Melantha wybuchnęła krótkim, ironicznym śmiechem, przełamując zły czar.– Straszysz sama siebie widmami, Alys – powiedziała.– To, co mówisz, jest absurdalne.Sama do tego dojdziesz, jeśli trochę się nad tym zastanowisz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]